16. Odkrywam mroczną tajemnicę czarnoksiężników

1.1K 168 107
                                    

Krótko i treściwie: zawalę studia bo mam wenę :') Q&A znowu ni ma, bo AŻ TAK nie mogę się obijać z biochemią. Rozdział wpadł wręcz na ok. 10 dni przed czasem, ale to kosztem następnego - dopiero 8 stycznia piszę anatomię, a po niej będę musiała napisać niemal cały kolejny, a nie tylko jego połowę. Także coś za coś, kochane ludki :)

Zapraszam do lektury!

Tylko jakimś cudem udało mi się powstrzymać pisk, odwróciłam się za to powoli i czując, jak krew odpływa mi z twarzy, wpatrzyłam się w mordę naszego wrednego bibliotekarza, Dalewina

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tylko jakimś cudem udało mi się powstrzymać pisk, odwróciłam się za to powoli i czując, jak krew odpływa mi z twarzy, wpatrzyłam się w mordę naszego wrednego bibliotekarza, Dalewina. Dziwne, że nie wrzasnął, a tylko wysyczał mi "co ty tu robisz" do ucha. Może chciał mnie w ten sposób bardziej przestraszyć? Po moim trupie!

– Pomyliłam kuchnię z grotą. Wiesz, obydwie są pod ziemią – wyszeptałam z udawaną niewinnością w głosie. – Ale może wcale się tak nie pomyliłam, skoro tutaj też próbujecie coś ugotować. Dziecięce mózgi naprawdę są aż tak apetyczne?

Dalewin warknął, złapał mnie za ramię i najwyraźniej postanowił jak jakiś zwycięzca zaciągnąć mnie przed niczego niespodziewającego się Wrzyszcza, ale nagle gdzieś za nim subtelnie wygięła się magiczna aura, a jego mina zrobiła się dziwnie błoga i bibliotekarz, mamrocząc coś o jednorożcach, puścił mnie, odwrócił się na pięcie i poszedł skąd przyszedł.

Z osłupiałą miną podążyłam za nim wzrokiem. O co tu chodziło?

– Zaciągasz u mnie coraz większy dług – oznajmił szeptem Kanimir, z bardzo szerokim uśmiechem wychylając się zza pobliskiej skały.

– Zrzekłeś się do nich prawa, próbując mnie Złamać – odwarknęłam, ale jednocześnie posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Cokolwiek Czarownik zrobił, właśnie uratował mi skórę.

Kanimir ruszył w stronę zebranych czarnoksiężników a gdy się ze mną zrównał, wysyczał cicho:

– Porozmawiamy później. Wracaj do wieży.

Nie czekał na odpowiedź, a skoro ja mu żadnej nie udzieliłam, nie czułam najmniejszej potrzeby żeby go słuchać. Przyczaiłam się więc z powrotem i, tym razem uważając znacznie bardziej żeby nikt mnie nie podszedł, powróciłam do obserwacji czarnoksiężników.

Chłopiec jęknął przeciągle i świadomie bądź nie, spróbował się wyrwać z uścisku Wrzyszcza. Lodowata woda to jedno, ale jeśli dzieciak miał jakikolwiek znaczący talent magiczny, to w bezpośrednim kontakcie z Żyłą najpewniej zaczął z niej mimowolnie czerpać bez żadnego ograniczenia, a dla nieprzyzwyczajonego ciała tak nagły napływ energii mógł być bardzo bolesny. Nagle dotarło do mnie czego byłam świadkiem. W ten sposób czarnoksiężnicy błyskawicznie i nieomylnie sprawdzali czy ze "znaleziska" wyjdą ludzie, a tak konkretniej – kolejni czarnoksiężnicy. Krąg stosował półśrodki, prowadząc najpierw kilkugodzinną obserwację kandydata, a dopiero potem pozwalając mu na minimalny kontakt z magią, ale po co Wieży półśrodki i marnowanie cennego czasu, skoro można to rozwiązać w mniej przyjemny ale nieomylny sposób? W pewnym sensie to było nawet lepsze, bo odsiewało dzieciaki z bardzo słabymi (ale nadal obecnymi) predyspozycjami do czarowania od tych bardziej utalentowanych. Bałam się tylko myśleć, co czekało te niespełniające wymagań Wrzyszcza sierotki.

Czarnoksiężnik Północnych RubieżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz