5. Zwiedzam antyczne ruiny zwane przez niektórych domem

1.7K 236 161
                                    

Krucza Wieża, jak każda wieża czarnoksiężników, była dość ponurym miejscem. Co ciekawe, postawiono ją w środku jasnego, całkiem przyjemnego lasu, co stanowiło dość intrygujący kontrast. Kto by pomyślał, że Mroczne Typy lubią mieć dokoła siebie nieco światła? A może to właśnie dlatego, że pośród takiego niczego sobie otoczenia wrogość magów stanie się bardziej wyraźna? Osobiście bym na to nie obstawiała – o wiele lepsze wrażenie zrobiłoby na mnie mokradło, gnijące rośliny i zwierzęce truchła, bór suchych świerków i gęste, ciemne krzaki. Najlepiej dużo kolczastych paskudztw. Ale nie!

Trzy pozostałe do celu wiorsty pokonaliśmy wąską, uroczą ścieżyną, powoli pnącą się do góry. Czasami biegła przez sam las, pośród mchów, grzybów i sosnowych szpilek, a czasem dokoła niej tworzyła się podłużna, słoneczna polana. Jasna, bielicowa gleba nadawała jej całkiem przyjemnego wyglądu nadmorskiej dróżki. Dokoła rosła twarda, wysoka trawa i młode brzózki, zza których nieśmiało wychynęły poskręcane przez wiatr sosny. Gdzieniegdzie majaczyły głazy, na które nic, tylko się wspiąć i zdrzemnąć. Co jakiś czas mijaliśmy różane i inne kwieciste krzaki. Chociaż spędziłam w Święciwodach kilka pierwszych lat swojego życia, nigdy nie byłam w tych stronach. Rodzice w życiu nie dopuściliby mnie w pobliże czarowników.

A szkoda.

To miejsce było o wiele przyjemniejsze, niż reszta okolicy. Nawet bliska obecność szalonego i zdecydowanie zbyt potężnego czarnoksiężnika nie psuła mi humoru. Zresztą, nie miałam szans się przy nim nachmurzyć, a przynajmniej nie na dłużej, niż minutę. Kanimir miał w sobie coś z dziecka i to mnie trochę drażniło, ale z drugiej strony widok jego szalonych akrobacji w powietrzu sprawiał, że ostrożnie podążałam za nim z niezmienne otwartą buzią. Tu fikołek, tam na chwilę zatrzyma się głową w dół... Zupełnie, jak gdyby nudził go normalny sposób posuwania do przodu. Zrezygnował z wygłupów dopiero po pierwszej wiorście i od tamtej pory lewitował ramię w ramię ze mną, wpatrując się ponuro w ścieżkę przed nami.

Dotarliśmy do wieży szybciej, niż się spodziewałam. Nagle drzewa się rozstąpiły i znaleźliśmy się na sporej polanie. Jej obrzeżem płynął strumień. Przelecieliśmy nad niewielką, wzniesioną nad nim kładką i wreszcie opadliśmy na ziemię przy małym oczku wodnym, otoczonym trzciną i pałką. Przed nami wznosiła się wieża. Do tej pory azyle czarnoksiężników widziałam jedynie na rycinach, postanawiając się do nich nie zbliżać, o ile nie zostanę do tego zmuszona. No cóż. Ryciny nie mogły się równać z oryginałem. One wyglądały o wiele bardziej zachęcająco.

– Kanimir – zaczęłam niepewnie – myślałam, że mieszkasz w wieży, a nie w stercie gruzu?

Czarownik spojrzał na mnie pytająco. Westchnęłam z irytacją.

– Nie jestem pewna, czy chcę wejść do środka. Ta dziwna konstrukcja grozi zawaleniem w każdej chwili!

– Gdzie tam – żachnął się – wygląda tak odkąd pamiętam.

Zrobił zamyśloną minę i krytycznie przyjrzał się ruinie.

– No, może kilka kamieni tu i ówdzie wypadło albo się pokruszyło, i gont trochę zgnił, ale na ogół nie jest źle...

– Na twoim miejscu oka bym tam nie zmrużyła.

Wieża nie wyglądała źle. Wyglądała tragicznie. Jej z pewnością sędziwy wiek sprawił, że staruszka zgarbiła się i pochyliła na prawo, nabierając cech podobnych do pełnych natchnienia szkiców artystów ilustrujących książki dla dzieci o złych, tajemniczych czarownikach. Pokryty w równej mierze mchem, co gontem, okrągły, spiczasty dach tylko pogłębiał to wrażenie. Niewielkie okienka wycięte w grubych, kamiennych ścianach poinformowały mnie, że mogę się spodziewać siedmiu pięter, a przy okazji zapewne nie dostarczały mieszkańcom zbyt wiele światła, stwarzając wspaniałe warunki dla pracy nad mrocznymi zaklęciami i eksperymentami. Z czarnej magii uczyłam się tylko podstaw nekromancji oraz równie podstawowej sztuki przyzywania cieni, czyli najbardziej nieszkodliwych, a w miarę przydatnych części czarnoksięstwa. Zdobyta wiedza starczyła jednak, bym wiedziała, że na ogół wszelkie złe stworze faworyzowane przez czarowników wolało co najmniej półmrok. Tyczyło się to również zaklęć.

Czarnoksiężnik Północnych RubieżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz