Rozdział 22.

109 10 1
                                    

Perspektywa Laury:

W szkole cały czas huczało od plotek na temat bójki jakiegoś nauczyciela z Tomkiem Kowalczykiem. Od razu się domyśliłam, że chodziło o Janka. Wiedziałam, że byłby do tego zdolny.

Jednak co bardziej mnie przeraziło to to, że właśnie Tomek próbował mnie otruć. Mój dobry kolega, który pomagał mi czasem w lekcjach, który rozmawiał ze mną na luźne tematy, chciał mnie zabić. Na dobre parę minut odebrało mi mowę i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Krążyłam bezmyślnie po korytarzach, zatopiona w swoich myślach.

Czułam się oszukana, zdradzona. Poczułam się jakby ktoś mocno mnie spoliczkował.

Oprócz ogromnego zaskoczenia gniewałam się na Janka. Byłam na niego strasznie wściekła, bo obiecał mi, że sam nie będzie wymierzał sprawiedliwości. A co zrobił? Pobił Tomka na oczach całej szkoły. Najgorsze jest to, że mu uwierzyłam i zaufałam, że tego nie zrobi.

Jak można być tak lekkomyślnym?! Przecież narobił sobie teraz tyle kłopotów!

Poczułam wibrację w telefonie, więc wyciągnęłam go z kieszeni. Nie patrzyłam kto dzwoni, tylko odebrałam i przyłożyłam to do ucha.

- Tak?

O wilku mowa...

-Lara...-usłyszałam głos Janka- mógłbym do Ciebie wpaść? Musimy porozmawiać...

Westchnęłam ciężko i pomasowałam swoją skroń. Muszę wyjaśnić sobie parę rzeczy z Jankiem, a mamy nie ma w domu, więc mam okazję na swobodną rozmowę. Nie myślałam więc długo i się zgodziłam.

-No dobrze, czekam na Ciebie -powiedziałam tylko.

Czekając na Janka posprzątałam troszkę swój pokój i zjadłam podwieczorek, którym było musli z jogurtem malinowym. Pojawił się pod moim domem, gdy chowałam naczynia do zmywarki.

-Już idę! -krzyknęłam.

Podeszłam do drzwi i jednym ruchem je otworzyłam.

-O mój Boże! -jęknęłam zakrywając usta dłońmi.

Widok, który zobaczyłam, nie był tym, którego oczekiwałam. Przede mną stał cały zakrwawiony Jan. Z łuku brwiowego i ust cienką strużką nadal płynęła mu krew. Miał siniaki na twarzy i lekko podbite lewe oko.

-Cześć Lara -uśmiechnął się do mnie blado.

Udałam się szybkim krokiem do łazienki po apteczkę. Wyjęłam ją i ruszyłam do Dąbrowskiego. Złapałam go za rękę i zaciągnęłam do salonu.

-Usiądź na kanapie -westchnęłam.

Kiedy wykonał moje polecenie, wyjęłam z apteczki waciki, płyn dezynfekujący i plastry. Przysunęłam się bliżej do Janka i namoczyłam waciki płynem.

-Ja...-zaczął, ale nie było mu dane dokańczać.

Spiorunowałam go wzrokiem, dając mu do zrozumienia, żeby się nie odzywał. Nie chciałam słuchać jego wyjaśnień. Wiem dokładnie co by mi powiedział: ,,Byłem pod wpływem emocji" , ,,Wkurzył mnie" , ,,nie wytrzymałem, chciałem się zemścić".

-Jesteś na mnie zła? -spytał świdrując mnie wzrokiem.

Przyłożyłam nasiąknięty wacik do łuku brwiowego Janka. Głośno syknął i zacisnął mocno szczękę.

- Nie, jak mogę być zła na Ciebie, przecież pobiłeś tylko jednego ucznia -powiedziałam sarkastycznie, kręcąc oczami.

Janek cicho westchnął i po chwili położył dłoń na moim udzie.

-Wiem co Ci obiecałem, ale nie umiałem trzymać nerwów na wodzy jak zobaczyłem tego gnoja. Do cholery, on próbował Cię otruć! -machnął rękami.

W głębi duszy bardzo cieszyłam się, że Janek mu się postawił i stanął w mojej obronie. Realia są jednak takie, że teraz będzie mieć z tego problemy.

-Dziękuję Ci, że mnie chciałeś ochronić, ale w ten sposób odsłoniłeś sam siebie -przyłożyłam wacik do wargi- nie mów nic przez chwilę.

Wyrzuciłam zużyte waciki do kosza i namoczyłam kolejny, przykładając ponownie do brwi.

-Nieźle Cię urządził...-powiedziałam smutno.

-Uwierz, że on wygląda nielepiej -dodał.

Pokręciłam głową, próbując do tego wszystkiego się przyzwyczaić.

-Jakoś nie bardzo mnie to cieszy. Już widzę minę dyrektora jak was zobaczył.

- A wiesz co jest najlepsze? -ożywił się.

- Co? Już chyba nic mnie nie zdziwi -odłożyłam apteczkę.

- Tak? To słuchaj tego. Dyrektor wie, że nas coś łączy, ale powiedział, że jak nikt inny tego nie zobaczy to zostawi to jak jak jest -powiedział z uśmiechem.

-Dyrektor wie?! Jakim cudem? -nie kryłam zaskoczenia.

-Widział nas jak szliśmy do kina -wyjaśnił- wtedy się domyślił. I dlatego widział, dlaczego zareagowałem tak, a nie inaczej.

-No to masz szczęście w nieszczęściu -przyznałam, a mój kącik ust powędrował do góry- idź przemyj twarz -poleciłam.

Janek obmył sobie porządnie, swoją twarz i po kilkunastu sekundach do mnie wrócił. Chwyciłam mały plasterek i przykleiłam mu go nad okiem.

- Nie wiem, czy nie powinno to być szyte -delikatnie dotknęłam jego brwi.

-Darujmy to sobie -uciął.

Ułożyłam swoją dłoń na jego policzku. Przyciągnął mnie do siebie, kładąc ręce na mojej talii.

-Wyglądasz jak kupka nieszczęścia -oceniłam.

Nadal wyglądał źle, miał tylko mniej krwi na twarzy. Na policzku też miał lekkie rozcięcie.

-Nigdy więcej nie pakuj się w kłopoty -powiedziałam cicho.

-Obiecuję -nachylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Po chwili cicho jęknął i odsunął się ode mnie na niewielką odległość.

-Boli mnie, gdy ruszam wargą -sapnął.

-To kara za twoją impulsywność. To co...zero całowania? -uśmiechnęłam się do niego szyderczo.

-Chyba jednak jakoś przeboleję -zbliżył się do mnie i ponownie pocałował.

_________________________
Hejka! Dzisiaj taki krótszy rozdział.
Zaczyna się szkoła...dacie wiarę? A jeszcze wczoraj były wakacje...
No cóż, trzeba się przyzwyczaić i wziąć do roboty.
Będę publikować rozdziały raz na tydzień, ten jest jednym z ostatnich. No chyba, że się wyrobię i będą częściej, ale przyzwyczajcie się do jednego na tydzień.
Także...do zobaczenia niebawem! 8))

Prophetic Dream | JdabrowskyOnde histórias criam vida. Descubra agora