Rozdział 18.

152 10 7
                                    

Perspektywa Laury:

-Czuj się jak u siebie -powiedział Janek, wskazując gestem ręki na swoje mieszkanie.

Muszę przyznać, że totalnie przypadło mi ono do gustu. Było urządzone w kolorach czarno bieli z czerwonymi dodatkami takimi jak poduszki, czy lampki nocne.

Każdy z pokoi był wystrojony na swój sposób, jednak wszystkie łączyły się w logiczną całość. Wyglądały bardzo estetycznie i widać było, że ten kto je projektował wkładał w to całe swoje serce.

-Chłodno masz w tym mieszkaniu - na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, więc potarłam dłońmi ramiona, lekko się ocieplając.

-Miałem włączoną klimatyzację. Chodź, wezmę ci bluzę -zawołał mnie gestem ręki.

Skierowaliśmy się do jego szafy, która znajdowała się w sypialni. Szczerzę wam powiem, że to pomieszczenie było urządzone najładniej i najbardziej mi się spodobało.

Janek wyciągnął dla mnie szarą, ciepłą bluzę i od razu z uśmiechem na twarzy mi ją podał.

-Dziękuję za nią bardzo -odwzajemniłam uśmiech- od razu ciepłej -wywnioskowałam, naciągając na dłonie jej rękawy.

- To na czym przerwano naszą rozmowę? -mrugnął do mnie okiem.

Już miałam mu mówić, kiedy usłyszałam donośny dźwięk grzmotu. Moje ciało zadrżało, a serce przyspieszyło swój rytm.

Od zawsze bałam się burzy i nienawidziłam jej. Ilekroć słyszałam grzmot, trzęsłam się ze strachu i chciałam się gdzieś ukryć.

Miałam swoje powody, żeby bać się burzy.

Kiedyś, gdy byłam mała miałam pieska. Była burza, on wybiegł nagle z podwórka. Nie myśląc za wiele ruszyłam za nim. Burza rozpętała się w najlepsze. Mój pies wbiegł do pobliskiej stodoły, by się tam schronić. Wydarzyło się jednak coś strasznego. Piorun uderzył w drzewo, stojące obok niej. Drzewo runęło na nią, powodując niemały pożar.

Jak możecie się domyślić już nigdy nie zobaczyłam swojego psa.

Jan chyba zobaczył mój strach w oczach, bo od razu, szybkim ruchem się do mnie zbliżył.

Poczułam intensywny zapach jego perfum, przez który zawirowało mi w głowie. Nie umiałam trzeźwo i racjonalnie myśleć.

-Boisz się burzy? -coś zabłyszczało w jego spojrzeniu.

Oparł się dłonią o ścianę, patrząc mi się głęboko w oczy. Zmrużył delikatnie oczy, przyglądając mi się.

Był blisko....zdecydowanie za blisko.

-T-tak, boję się -przełknęłam ślinę, słysząc kolejny piorun.

-Przy mnie jesteś bezpieczna -odpowiedział od razu Jan.

Kiwnęłam niepewnie głową.

-Tylko jak ja teraz wrócę do domu -jęknęłam przeciągle- nie wrócę w taką pogodę przecież.

-Przenocuje Cię -powiedział z zapałem- dla mnie to żaden problem.

Pokiwałam kilka razy głową, dając mu do zrozumienia, że się zgadzam. Janek po chwili położył dłoń na moich plecach, by dodać mi trochę otuchy. Zaczął delikatnie je masować, starając się mnie rozluźnić. Staliśmy sobie tak w ciszy i patrzyliśmy się na siebie.

Długo spoglądaliśmy sobie głeboko w oczy, aż w końcu jego wzrok spoczął na moich ustach. Koniuszkiem języka zwilżył swoją dolną wargę, co nie uszło mojej uwadze. Zbliżył się do mnie na minimalną odległość, układając swoją dłoń na mojej talii.

Prophetic Dream | JdabrowskyDove le storie prendono vita. Scoprilo ora