3.3

27 4 0
                                    

Aria Delacruz siedziała, obserwując rozradowaną grupę francuskich arystokratów. Znajdowała się w najdalszym zakątku sali, popijając wino. Obok niej siedziała Elżbieta Batory, która łypała wzrokiem na dumną twarz Alistara Cruz'a, domniemanego Czarnego Pana Francji.

- Jak on śmie - mruknęła czarnowłosa wampirzyca. - Grindelwald i Voldemort przewracają się w grobach. Ten głupiec Czarnym Panem?!

- Spokojnie. Dziś dobiegnie kres tym bzdurom - powiedziała przyciszonym głosem Aria. W jej stalowo szarych oczach kryło się podekscytowanie. Obie kobiety zamilkły, dostrzegając znajomą postać. Wysoki, czarnowłosy chłopak o bladej twarzy, szedł pewnym krokiem pomiędzy stolikami. Ludzie powoli przestawali rozmawiać, wbijając w niego wzrok. Usta Elżbiety uformowały się w chłodny uśmiech. Oni wyczuli jego magię. Przytłaczającą i mroczną.

Alistar uniósł brwi, mierząc wzrokiem przybysza. Młodzieniec był ubrany w czarną, elegancką pelerynę, która sięgała mu do kostek. Pod spodem miał na sobie bordową koszulę i ciemne, skrojone spodnie.

Max Blackthorn

Alistar zaśmiał się cicho. Z pewnością Czarna Dama nie mogła być, aż tak głupia, by przysyłać tutaj piętnastolatka. Zauważył, że jego dotychczas liliowe oczy przybrały intensywną barwę fioletu. Minęło zaledwie dziewięć miesięcy, a Max Blackthorn był już tak zgłębiony w czarnej magii, że jego kolor tęczówki zaczął się zmieniać. Alistar pamiętał jak działo się z nim to samo, jednakże po dobrym roku.

- Proszę, proszę. Zaszczycił nas zdrajca Wielkiej Brytanii - powiedział Cruz kpiącym tonem. Rozległy się niepewne śmiechy. Alistar przewrócił oczami. Naprawdę? Byli onieśmieleni jakimś smarkaczem?
Na twarzy Maxa pojawił się sztuczny uśmiech.

- Żądam pojedynku - powiedział cichym, aczkolwiek wyraźnym głosem. Natychmiast do uszu Alistara dobiegły niedowierzające szepty. Cruz uniósł brwi.

- Słucham?

- Pojedynkuj się ze mną.

Alistar zaniósł się śmiechem.

- Max, chłopcze. Wiesz kim jestem? Wiesz do czego jestem zdolny? - Młody Blackthorn nie wydawał się bać. Po chwili odparł spokojnym głosem:

- Tak, wiem kim jesteś. Wiem także, że jesteś potężny. Nauczyłem się, że nie należy oceniać przeciwnika po wyglądzie. - Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. Alistar zacisnął usta, powoli wstając. Kolejny powód dlaczego nigdy nie lubił Blackthorn'ów. Byli zbyt bezczelni.

- Zakładam, że nauczono cię w Hogwarcie jak powinno się pojedynkować? - spytał się ostrym tonem. Max jedynie uśmiechnął się, jednocześnie lekko się zginając. To miał być pokłon?! Alistar ukłonił się, po czym zacisnął dłoń na swojej wierzbowej różdżce. Max Blackthorn wykonał szybki i zawiły ruch różdżką i po zaledwie sekundzie niebieskie zaklęcie leciało w stronę Cruz'a. Mężczyzna odbił klątwę, przy czym wybiło go do tyłu. Zwęził oczy. Z determinacją rzucił zaklęcie iluzji, przez które przeciwnik myślał, że się pali. Czarnowłosy chłopak z gracją uchylił się przed jasną strugą światła. Alistar mimo woli poczuł respekt. Znajomość klątw i różnorakich zaklęć nie wystarczy przy walce z wrogiem. Należy także mieć opanowane ruchy własnego ciała.

Cruz wydał zduszony okrzyk kiedy poczuł płytkie nacięcię z lewej strony. Zszokowany obrócił się widząc Blackthorn'a w zupełnie innym miejscu.

Klon! Przez ten czas bawił się z jego klonem! Jak piętnastolatek mógł opanować tak złożoną magię?!

Prochem i cieniem jesteśmy - / HP fanfic ( W Trakcie poprawy)Where stories live. Discover now