Rozdział 13

79 16 6
                                    

- AVENQUE! TY PODŁY ŚLIZGONIE!

Przez korytarz trzeciego piętra biegł zadyszany, śmiejący się niczym szaleniec Christhoper, a za nim czerwony jak burak Jimmy Zimmermann.

Max podążył leniwie wzrokiem za blondynem i gryfonrm. Teddy ziewnął.

- Wygląda na to, że ten kołek to zrobił.

Max, Chris i Teddy postanowili zacząć działać. Przecież byli następcami huncwotów. Chris wpadł na pomysł, aby wrzucić łajnobombę do kominka w pokoju wspólnym Gryffindoru.

Oczywiście Max zdobył hasło, podsłuchując Elenę, gdy wchodziła do pokoju wspólnego. Plan był perfekcyjny. Gdyby nie Jimmy cholerny gryfon Zimmermann. Zauważył zielonookiego, ale nie zdążył go powstrzymać. Teraz cały pokój wspólny domu lwa cuchnie, a on i Chris biegają i skaczą po szkole, jak jakieś pieprzone koniki polne.

Blackthorn westchnął, kręcąc głową. Avenque powinien być ostrożniejszy. Wzruszył ramionami i podążył do Wielkiej Sali na obiad. Paru uczniów posłało mu pełne podziwu jak i pogardy spojrzenia. Wszyscy uczniowie byli już zaznajomieni z grupą psotników. Od tej dobrej, jak i niezbyt przyjemnej strony w postaci psikusów. Chryste. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, pomyślał Blackthorn.

Usiadł przy stole ślizgonów, czekając na swojego przyjaciela. O Merlinie, żeby ten zawzięty Niemiec nic mu nie zrobił! Zimmermann był znany w szkole ze swojej gwałtowności i brutalności pomimo, iż był dopiero na pierwszym roku. Można było powiedzieć, że preferował używanie siły fizycznej, niż klątwy i uroki.

Może było to dziwne, ale Max'a przerażało to jeszcze bardziej. Ludzie kończyli swoje posiłki i wychodzili z sali, a Chrisa dalej nie było. Zagryzł wargę.

- Max! MAXON! Ej!

Gwałtownie zamrugał oczami. W jego stronę zmierzała Elena i jej przyjaciółka Clara. Obie wyglądały na zmartwione.

- Na błoniach! Przy jeziorze Chris biję się z Jimmy'm!

Westchnął. Ten kołek. Nawet uciekać porządnie nie umie.

- Gdzie jest Teddy?

- Już tam pobiegł - powiedziała, przestępując z nogi na nogę.

Westchnął po raz kolejny. Powoli podniósł się z miejsca. Elena niecierpliwie pociągnęła go za dłoń. Już po chwili cała trójka biegła przez błonia w stronę jeziora. Max dostrzegł Chrisa celującego różdżką w Jimmy'iego.

- Zaraz Jamie i gryfoni tu przyjdą! Pożałujesz Avenque i będziesz ślizgał do swoich lochów! - żyła na czole Zimmermanna niebezpiecznie pulsowała. Chris przechylił głowę, niczym małe dziecko. Posłał chłopakowi oszałamiający uśmiech.

- Jamie i gryfoni? Niczym nazwa zespołu - blondyn wyszczerzył się w drwiącym uśmiechu. Max pacnął się ręką w czoło. On zdecydowanie nie polepszał swojej sytuacji! Zadrżał z zimna. I gdzie do cholery był Lupin?!

Czarnowłosy rozejrzał się za metamorfomagiem. Ku jemu przerażeniu, Teddy leżał w śniegu znokautowany. Max mógł już zobaczyć wielkiego guza na jego głowie.
Zimmermann zacisnął swoje szczupłe palce na różdżce tak, że zbielały mu knykcie.

- Expelliarmus! - wykrzyknął Jimmy

Chris uskoczył w prawo. Podniósł różdżkę, wypowiadając zaklęcie.

- Drętwota!

Max wybałuszył oczy. Skąd jego przyjaciel znał takie zaklęcia? Przecież oni będą je dopiero przerabiać za kilka lat!

- Rictusempra! - brązowowłosy zamachnął dziko różdżką.

- Protego! Levicorpus! Diffindo! - wrzasnął Avenque - Filipendo! - ostatnie zaklęcie trafiło Zimmermann'a. Chłopak odleciał do tyłu, w zaspę śniegu. Gdyby to było fizycznie możliwe, Max zbierał by swoją szczękę z ziemi. To było super.

Jednak jego radość szybko zamieniła się w przerażenie. W ich stronę zmierzała trójka gryfonów z morderczymi wyrazami twarzy. Na Merlina. Byli skończeni. Odwrócił się w stronę Eleny i Clary. Stały zszokowane, wpatrując się w Chris'a.

- Zmiatajcie! Idzie ten cały Jamie i spółka!

- A - ale Max! - wyjąkała Clara.

- SPADAJCIE! Jeszcze coś wam zrobią! I nikomu ani słowa!

Elena miała buntowniczy wyraz twarzy, i wyglądała jakby miała protestować, ale Delacruz pociągnęła ją za rękaw szaty, szepcząc jej coś do ucha. Obie odwróciły się na pięcie, pośpiesznie dreptając do zamku. Blackthorn odetchnął z ulgą, posyłając ostatnie spojrzenie oddalającym się dziewczynom.
Podbiegł do Teddy'iego, przewracając go na plecy.

- Teddy! Huncwocie! Żyjesz?! - szarpał go za ramię. Poczuł narastającą panikę. Cholera!

- Max... Załatwiłem go? - spytał się słabym głosem.

- N - nie zupełnie. Słuchaj! Mamy kłopoty! I to niezłe! - podciągnął go do pozycji siedzącej. - Wstawaj Ted!

Metamorfomag dźwignął się na nogi, jego włosy przybrały jaskrawo - czerwony odcień. Oznaczało to, że Teddy był wkurzony. Niedobrze. Bardzo niedobrze.

Blackthorn i Lupin dostrzegli, że trójka chłopaków z Gryffindoru już otaczała Chrisa. Max uniósł drżącą dłonią, cisową różdżkę .

- Odejdzcie. Nie chcemy wam zrobić krzywdy - powiedział, starając się brzmieć pewnie, co nie wychodziło mu za dobrze.

Kasztanowłosy chłopak o zadartym nosie, z wściekłością zerknął na Max'a.

- HA! Jasne! Chciałeś nas zaatakować od tyłu! - wrzasnął, wściekle machając ręką.

- Nie... Mówiłem, że nie chcę walki!

- Trzeba było myśleć o tym wcześniej, zanim wrzuciliście łajnobombę do naszego kominka!

- Ptfu! - splunął Chris. - Wy nie jesteście lepsi! Może mam wam odświeżyć pamięć! Co zrobiliście w zeszłym tygodniu krukonom i ślizgonom?!

Chłopak z zadartym nosem warknął. Dla Max'a to było jak w zwolnionym tempie. Zaciśnięta pięść podążając w jego kierunku i... W następnej chwili leżał na ziemi oszołomiony. Więc tak to jest być staranowanym. To była jego ostatnia myśl, zanim odpłynął w niebyt.

******************************

Jego sen był bynajmniej dziwny. Siedział przy stole. Po jego prawej był rudowłosy chłopak, o brązowych oczach. W zasadzie każda osoba siedząca przy stole była ruda z piegami, oprócz kruczowłosego chłopca o zielonych oczach w kształcie migdałów. Na jego nosie spoczywały okulary, z okrągłymi oprawkami. Jego ubrania były na niego o wiele za duże. Jakby należały do jakiegoś super grubego dzieciaka.

Wszyscy radośnie rozmawiali i jedli. Na Merlina... Gdzie ja jestem?! Max myślał gorączkowo. Spuścił głowę zerkając na swoje ręce. Zachysnął się powietrzem. Jego dłonie zazwyczaj były blade i kościste ze smukłymi palcami. Teraz pokrywały je piegi. Od kiedy on miał piegi?! Podskoczył na krześle. Ten rudy chłopak z orzechowymi oczami przyglądał mu się dziwnym wzrokiem. Przybliżył swoją twarz tak, że znajdował się parę centymetrów od niego.

- Coś nie tak Freddie?


Max zerwał się z łóżka szpitalnego. Oddychając ciężko, przetarł twarz nadgarstkiem. Ten chłopak nazwał go Freddie'im. Wydawał mu się dziwnie znajomy... Oczy Maxa rozszerzyły się w zdumieniu. To była młodsza wersja George'a Weasley'a! Tylko po jakie licho śnił o tym rudym klanie?! Co najważniejsze, George wziął go za Fred'a. Spuścił wzrok na swoje dłonie. Były na powrót gładkie i smukłe, bez piegów.

Prochem i cieniem jesteśmy - / HP fanfic ( W Trakcie poprawy)Where stories live. Discover now