2.2

55 11 5
                                    

Rozejrzał się z zaciekawieniem. Dom Veronici znajdował się blisko lasu, niedaleko mugolskiej wioski. Max wziął głęboki oddech. Świeże powietrze. To coś czego zdecydowanie brakowało w Londynie.

Elena siedziała na ławeczce, patrząc się ze smutkiem na zaniedbany ogród. Minęło 14 lat, odkąd ktoś się nim zajmował. Trawa sięgała do bioder chłopca. Zacisnął swoją dłoń na kluczach. Podszedł do drzwi z bijącym sercem. Po kilku minutach weszli do przestronnego salonu. Z kryształowego żyrandolu zwisały nici pajęczyn. Długie, zakręcone schody prowadziły na piętro.  Nieopodal na komodzie stało zdjęcie. Zmrużył oczy, zdmuchając kurz. Kobieta o złotych włosach i liliowych oczach spoglądała na niego spod rzęs. Po chwili uśmiechnęła się. Obok niej mężczyzna o kruczych włosach i szaro - niebieskich oczach, patrzył się z poważnym wyrazem twarzy. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie, zdaniem Maxa.

Elena podniosła brwi.

- Kim oni mogą być? -  bliźniak pokręcił głową.

- Nie mam zielonego pojęcia.- odwrócił się w stronę schodów, a rudowłosa podążyła za nim. Znalazł się w przestronnym korytarzu. Elena poszła do pierwszego pokoju po lewej. Miał zamiar pójść za nią, ale coś innego przykuło jego uwagę. Na wpół otawrte drzwi, prowadzące do gabinetu. Był urządzony w ślizgońskim stylu, co niezmiernie mu się spodobało. Mahońowe biurko stało pod oknem. Ściany były zastawione półkami z niezliczoną ilością książek. Max westchnął. W kącie zauważył coś czego zupełnie się nie spodziewał. Myślosiedawnia. Podszedł do niej na trzęsących się nogach. Zauważył wiele podpisanych fiolek.

Hogwart, Vivanne, Śmierciożercy, Voldemort, Vince Avenque, Alyssa, Fred...- Max zamrugał oczami. Fred... Czyżby Fred Weasley? Przelał wspomnienie do naczynia, po czym zanurzył twarz. Już po chwili leciał w ciemność.

******************************

Stał w tym samym pomieszczeniu co wcześniej. Dziewczyna łudząco do niego podobna patrzyła się z uśmiechem na rudowłosego chłopaka.

- Moja ciotka zapisała mi jej cały majątek. Nie jestem już dłużej od nich zależna. Mogę uciec. Od Śmierciożerców. Od Voldemorta! - powiedziała z błyszczącymi oczami. Twarz Freda rozjaśnił uśmiech.

- Cieszę się razem z tobą.

Sceneria diamentralnie się zmieniła. Tym razem był w Hogwarcie na błoniach. Veronica i Fred obmacywali się. Max zawstydzony odwrócił wzrok. Był pewien, że na jego szyi  pojawiły się brzydkie, czerwone plamy. Po kilku minutach szeptali sobie jakieś słodkie słówka. Westchnął.

- Rzygam tęczą. - przez następne kilkanaście minut nie zdarzyło się nic, aż w końcu pewne wspomnienie wstrząsnęło nim doszczętnie.

Veronica siedziała w Dziurawym Kotle razem z Weasley'em. Bawiła się swoim kuflem. On najzwyczajniej w świecie popijał piwo kremowe. Ronnie uniosła swoje oczy napotykając jego spojrzenie.

- Jestem w ciąży. - wypaliła. Fred zaksztusił się swoim trunkiem.

- W czym? W czym jesteś na Merlina? - wysapał. Był cały czerwony na twarzy, co śmiesznie kontrastowało z jego włosami.

- Jestem w ciąży - powtórzyła cierpliwie. Teraz to wyglądał jak ryba. Z wytrzeszczonymi gałkami ocznymi i otworzonymi ustami. Max stał jak spetryfikowany.


- Znasz płeć?

Veronica uśmiechnęła się. Miała dołeczki w policzkach.

- Wiem tylko tyle, że to bliźniaki.

To mu wystarczyło. Znowu znalazł się w gabinecie. Potrzebował usiąść. Patrzył się tępo w przestrzeń. Fred był jego ojcem. Ten Fred Weasley. Jak nie mógł zauważyć tego podobieństwa między Eleną a George'em?! I to niby on jest ślizgonem.

Jakby z oddali usłyszał zmartwiony głos. Zamrugał, próbując odgonić łzy.

- Max? Wszystko ok? - jego siostra patrzyła się na niego nieco zaniepokojona. Musiał wyglądać jak jakiś obłąkaniec.

- Wyślij sowe do Mcgonagall - wykrztusił - Musimy się z nią natychmiast spotkać. - Dziewczyna zmarszczyła brwi.

- To znowu twoje wizje?

Pokręcił głową.

- Elena wyjaśnię ci wszystko,ale wyślij do niej tą sowę! To bardzo ważne.

******************************

Oboje siedzieli, czekając razem z Mcgonagall. Staruszka aktualnie  popijała ognistą whiskey. Jej dłonie potwornie się trzęsły. Elena miętosiła rękawy swojej koszuli, a Max przechadzał się w tę i z powrotem.

- Blackthorn. Usiądź. - powiedziała dyrektorka.

Chłopiec pokiwał głową. Bezmyślnie opadł na krzesło. Jeśli to okażę się prawdą, to znaczy, że będą mieć rodzinę. Przygryzł nerwowo wargę.

Nagle z kominka buchnęły zielone płomienie. Harry i Ginny Potter wyszli, otrzepując się z sadzy. Max spojrzał na wybrańca. Przez ostatnie dwa lata bardzo go polubił. To on nauczył go grać w Qudditcha, dzięki czemu Max grał w drużynie ślizgonów na pozycji szukającego, podobnie jak Harry. Kiedy oznajmił mu, że udało mu się, mężczyzna obdarzył go ciepłym uśmiechem. Jednak tym razem nie uśmiechał się. Podobnie jak jego żona, która była cała blada, a jej oczy zaczerwienione. Spojrzała prosto na Maxona. Jej wzrok jakby prześwietlał go na wylot. Elena wzięła głęboki, drżący oddech.

- Nie mówiliśmy nikomu. Nie chcieliśmy robić nadziei, jeśli to okazałoby się nieprawdą.- powiedział cicho Harry.

Mcgonagall kiwnęła głową.

- Chyba wiesz jak działa to zaklęcie Ginevro? - spytała się rudej. Kobieta przytaknęła. Max wyciągnął swoją rękę. To samo zrobiła Ginny. Ścisnęli sobie dłonie. Mcgonagall skierwoała różdżkę, szepcząc nieznaną mu inkantancję. Nagle zaczęła pojawiać się srebrna, błyszcząca nić. Oplatała ich ręcę niczym lina. Po chwili gabinet rozjaśnił złoty blask. Max wiedział co to oznacza. Usłyszał huk. Odwrócił się. Elena leżała na podłodze nieprzytomna. Najwyraźniej zemdlała z nadmiaru emocji.

- No, no - rozległ się drwiący głos. - Tego to tu jeszcze nie było - powiedział Phineas Nigellus. Na jego twarzy gościł cwany uśmiech. Mcgonagall sięgneła po ognistą whiskey. Jednym, potężnym haustem opróżniła całą butelkę. Parę portretów sapnęło z oburzenia. Snape i Dumbledore wymienili spojrzenia. Max stał tam oniemiały, dalej trzymając Ginny.

- No co ty nie powiesz - wykrztusił, co wywołało hisyeryczny śmiech u obecnej dytektorki.

Prochem i cieniem jesteśmy - / HP fanfic ( W Trakcie poprawy)Where stories live. Discover now