Rozdział 10

105 15 11
                                    

Rodzina Delacruz od zawsze była znana, ze swoich nietypowych zdolności. Raz na kilka dekad rodził się medium, osoba potrafiąca przyzywać duchy zmarłych. Zazwyczaj były to dusze ludzi, którzy z jakiś powodów nie zaznali spokoju, czyli nie trafili do tzw. raju albo piekła. Według mugoli obrzędy przyzywania zmarłych nazywano ,,Dziadami", a osoba, która się z nimi komunikowała zwała się guślarzem.

Więc tak, Clarisse Delacruz była "guślarzem" rodziny. To było przekleństwo. Ten dar był przekleństwem. Ojciec był dumny, a kuzyni i rodzeństwo patrzyli się na nią z zazdrością. Jednak Clara nie widziała w tym powodu, do chodzenia z nosem do góry. Tak samo jej ciotka Mortis. Gdy w jakiś sposób się spotkają, to starsza kobieta posyła jej te współczujące spojrzenie.

Mortis Cross wcześniej Delacruz była siostrą bliźniaczką medium, pra-pra dziadka Clary - Wilhelma Delacruz. Dobrze wiedziała co znaczyło to brzemię. Pamiętała jak jej brat się z tym zmagał, aż w końcu oszalał i nie mógł odróżnić zjawy a człowieka. Bała się. Mała Clara nie zasługiwała na taki los. A ten głupiec Teodor, który zwał się jej ojcem nie widział problemu. Wszystko zaczęło się od śmierci matki dziewczynki.





19 listopada, 2004 rok

Mała, srebnowłosa dziewczynka w czarnej sukience, przytulała się do boku szarookiego mężczyzny. Patrzył się beznamiętnie na trumnę.

- Tato. - Pociągnęła go za rękaw szaty. - Czemu mamy nie ma? Czemu ona tam leży?

Przeniósł wzrok na córkę. Dziecko nie zdawało sobie sprawy co się dzieje, nie do końca rozumiała sytuacji.

- Twoja matka odeszła i już nie wróci - powiedział chłodnym głosem.

Spojrzała się na niego z szokiem, w dużych, takich samych oczach jak jego. Po chwili pobiegła do siostry.

- Aria! Czemu mama się ze mną nie pożegnała? Tato mówi, że odeszła! Czyżby się na mnie obraziła?

Dziewczyna o kasztanowych, kręconych wlosach i błękitnych oczach, odziedziczonych po rodzicielce spojrzała na malutką. Uklękła, znajdując się twarzą w twarz z Clarą.

- Nie sądzę by miała wybór. - Ledwo powstrzymywała łzy. - Gdyby miała możliwość na pewno pożegnała by się z tobą. Bardzo cię kochała. Myślę, że nawet najbardziej z nas wszystkich.

- Więc czemu nie zabrała mnie ze sobą? Opuściła mnie!

- Clarisse Lorena Delacruz. Nie mów tak! Ktoś mądry, powiedział mi kiedyś, że zmarli nas nigdy nie opuszczają. Zostają przy nas i czuwają nad nami.

Uśmiechnęła się, przełykając gulę w gardle.

Aria nie zdawała sobie sprawy, ile prawdy mają w sobie jej słowa. Przynajmniej w stosunku do Clary.

*****************************

Słońce znajdowało się już na horyzoncie, przypominając gałkę lodów mango, które tak bardzo lubiła Aria.
Była wdzięczna, że ten męczący dzień się kończył. Spotkanie z nią było wstrząsającym przeżyciem. Jeżeli uda im się w ministerstwie, już niedługo ona osiągnię władzę, i już dłużej nie będzie skrywać się w cieniach. Jeszcze pozostawała kwestia jej prawdziwego ciała. Do tego potrzeba krwi kogoś spokrewnionego. Ostatnią taką osobą był Voldemort. Przeniosła swoje zmęczone oczy na Lestrange'a. Uciekł z Azkabanu. Były mąż Bellatriks.

- Więc to tak? Miał z nią córkę? Czarny Pan? Jak się nazywa?

- Delphini. Została przygarnięta przez Rowle'ów.

Zaśmiała się bez humoru.

- Twoja żona musiała być dumna? - powiedziała, wiedząc że dla Lestrange'a był to trudny temat. W końcu jego własna żona kochała bardziej Czarnego Pana, niż jego. - Mamy pokrewieństwo. Zabierz ją od Rowle'ów. Katarzyna będzie chciała ją spotkać.

Mężczyzna pokiwał głową.
Po chwili usłyszała trzask aportacji. Już niedługo. Z gruzów stworzą nowy, lepszy świat.

******************************

Delacruz znalazła się przed Malfoy Manor. Pośpiesznym krokiem mijała ich zjawiskowy ogród z pawiami. Pawie. Prychnęła pod nosem. Prawdziwi snobi.

Pewnym krokiem przekroczyła próg posiadłości. Spodziewali się jej. Dostali sowę.

- Witaj Lucjuszu, Narcyzo - uśmiechnęła się noszolancko.

Odpowiedziały jej dwa zimne spojrzenia.

- Zapewne już wiecie co stanie się niedługo - powiedziała przeciągając samogłoski. - Tym razem ciemna strona nie przegra. Chcę wiedzieć, po której stronie jesteście.

Wzrok Lucjusza był chłodny, gdy mówił.

- Nie chcemy mieć z tym nic wspólnego Ario. Nie zamierzamy utracić namiastki wolności, którą mamy.

- Nic nie utracicie! Tym razem nie wystarczy Wybraniec, aby pokonać kogoś takiego jak ona. Mamy córkę Voldemorta, waszą siostrzenicę. Ona odzyska swoje ciało. Nie będzie musiała opętywać cudzych, jak to robiła... Ostatnimi czasy.

- Więc co? Znowu się zacznie tępienie mugolaków, jak to bylo te dwanaście lat temu? - Tym razem odezwała się Narcyza.

Z ust Delacruz wyrwał się przerażający, zupełnie nie pasujący do niej śmiech.

- Katarzyna nienawidzi tych brudnych mugoli, ale nie ma to dla niej znaczenia, czy ktoś jest czystej lub szlamowatej krwi. W zasadzie ona nienawidzi słowa szlama. Dla niej liczy się tylko magia. Tak długo jak ktoś jest użyteczny, pochodzenie nie ma znaczenia.

Malfoy'owie zamarli. Aria posłała im uśmiech.

- I nawet nie myślcie o zawiadomieniu o tym Potter'a. Przecież macie takiego ślicznego wnuka Narcyo, Lucjuszu. Nazywa się Scorpius?

Na twarzy Blondynki pojawiła się wściekłość.

- Jak śmiesz! Ty przebrzydła szmato!

Lucjusz położył uspokojająco dłoń na jej ramieniu, chociaż sam ledwo co nad sobą panował.
Aria zacmokała ustami. W jej oczach były drwiące błyski.

- Mam nadzieję, że rozważycie naszą propozycję. Myślę, że Delphi będzie chciała was poznać. Mimo wszystko jesteście jej najbliższymi krewnymi, poza Andromedą.

Malfoy senior zacisnął zęby. Podstępna manipulatorka. I potych słowach Delacruz rozpłynęła się w powietrzu.


***************************


Srebrnowłosa dziewczynka, patrzyła się nieufnie na kobietę. W jej dużych, ciemnych tęczówkach była zauważalna dezorientacja.

- Witaj Delphi. Wiesz kim jestem?
Pokiwała głową.

- Katarzyna Gaunt - powiedziała niepewnie. - Czego pani ode mnie chce? - Ciemnowłosa zaśmiała się cicho, co przyprawiło młodą Riddle o dreszcz.

- Jestem twoją pra - babcią. Od strony twojego ojca. Wiesz kim on był, Delphini?

- Nie - Na twarzy Czarnej Damy pojawił się przerażający uśmiech.

Prochem i cieniem jesteśmy - / HP fanfic ( W Trakcie poprawy)Kde žijí příběhy. Začni objevovat