Rozdział 20

60 12 20
                                    

- Czarna Pani. Katarzyna była Czarną Panią 600 lat temu. Została pokonana przez Anastazję Castellan, tamtejszą najpotężniejszą czarownicę swojego wieku.

Max uniósł brwi. Dlaczego na Merlina śnił o zmarłej Czarnej Pani?

- Colden powiedziała ci, że jesteś animusem? - jakby z oddali dobiegł go głos Chrisa. Zamrugał oczami. Avenque patrzył się na niego wyczekująco.

- Tak, kazała mi mówić o wszystkich snach tego typu.

Blondyn zmarszczył brwi.

- Więc Colden chce ci pomóc...

- Nie ufam jej - przerwał mu Max. - Nie ufam nikomu poza tobą i Teddy'm. - Chris otworzył usta w wielkie o.

- Ale... No... A Elena? To twoja siostra. Twoja siostra bliźniaczka.

- Chris ma racje. To twoja siostra. - Oboje odwrócili się w kierunku Lupina. Prawie zapomnieli o jego obecności, ponieważ od jakiegoś czasu chłopak milczał.

Max pokręcił głową. Naprawdę chciał jej ufać. Już od ponad pół roku nie zwierzał się jej ze swoich problemów. Rzadko kiedy zamieniał z nią słowo. Jednak Max nie robił tego wszystkiego bez powodu. Wiedział, że jak ograniczy z nią kontakty i będzie wiedziała jak najmniej, to będzie bezpieczna. Wziął drżący oddech.

- Nie. Nie mogę. Ona spędza dużo czasu z Castielem. -
dłonie Chrisa zacisnęły się w pięści.

Teddy po chwili odezwał się łagodnym głosem.

- Poza Castielem, widziałem ją z Clarą. Wydają się być prawdziwymi przyjaciółkami.

Na twarz Max'a wstąpił blady uśmiech. To była dobra wiadomość. Elena miała przyjaciółkę. On sam nie wiedział co by zrobił bez Teddy'iego i Chrisa. Bez Nocnych Łowców.

******************************

Max i Chris siedzieli w Pokoju Wspólnym odrabiając prace domową. Nieopodal siedział Castiel i jego banda na skórzanych kanapach. Szeptali cicho, śmiejąc się co jakiś czas. Tylko lider grupy był cały czas poważny.

Blackthorn i Avenque starannie ich ignorowali. Cały czas skupiali się na pracy z OPCM'u.

Drzwi od PW otworzyły się. Wszedł przez nie profesor Slughorn, a za nim profesor Mcgonagall. Max wybałuszył oczy. Przeskanował twarze ślizgonów. Oni wydawali się tak samo zdziwieni jak oni.

- Christhoper Avenque! - zagrzmiała Mcgonagall.
Wszystkie pary oczu skierowały się na blondyna. Max słyszał jak ślizgoni zaczęli syczeć, że ten "nocny łowca" znowu coś przeskrobał. Niektórzy nawet lamentowali, że mogą pożegnać się z pucharem domów.

- Przyjechali Gutowscy - powiedział Slughorn.

Chris zamarł, a pióro z jego ręki wypadło. Momentalnie zbladł na twarzy. Max zachłysnął się powietrzem.

Ślizgoni zaczęli szeptać, co jakiś czas rzucali zaciekawione spojrzenia w stronę zielonookoego. Max złapał Chrisa za rękę.

- Chcę z nim iść - powiedział twardo Max.

Slughorn westchnął.

- Max, mój chłopcze...

- Profesorze! Niech pan spojrzy na niego! Jestem jego przyjacielem. On teraz potrzebuje wsparcia!

- Gutowscy chcą omówić z Chrisem jego ślub...

Mcgonagall zatkała usta Slughorn'a. Jednak było za późno. Ślizgoni zaczęli szeptać jeszcze bardziej gorliwie.

- Horacy - syknęła Minerva. Mistrz eliksirów zrobił się cały czerwony na twarzy. Przez Slughorn'a cały Hogwart będzie trąbił o ślubie Chrisa. Po prostu cudownie. Mcgonagall westchnęła.

- Chodź Blackthorn. - odwróciła się wychodząc przez portret Slytherin'a. Za nią powłóczył nogami, czerwony Slughorn. Max pociągnął Chris'a do wyjścia.

Niektórzy uczniowie gwizdali i wysyłali w stronę blondyna serduszka. Zacisnął swoją bladą dłoń na ręce przyjaciela.

Szli ponurymi korytarzami, a portrety przyglądały się z ciekawością czwórce osób. Kiedy byli już przed chimerą Mcgonagall gwałtownie się zatrzymała. Odwróciła się w stronę Max'a.

- Musisz tu poczekać Blackthorn. Gutowscy są w gabinecie. Nie sądze, aby byli zachwyceni twoją obecnością. - usłyszeli stukot obcasów. Max dostrzegł profesor Colden zmierzającą w ich stronę z zmartwionym wyrazem twarzy.

- Ach, Katherine. Dobrze, że jesteś.

- Tak, tak - przytaknął zarumieniony Nauczyciel eliksirów.

- Minervo! Czy to prawda to całe małżeństwo? Przecież to...

Mcgonagall zacisnęła zęby.

- Na to wygląda. Oni już tam są. Panie Avenque... A właśnie Blackthorn...

- Będę czekać na Chrisa - wtrącił Max. Dyrektorka pokiwała głową. Odwróciła się w stronę chimery.

- Zakon Feniksa - wypowiedziała hasło. Cała trójka weszła na schodki, które zaczęły podnosić się do góry. Posłał Chrisowi blady uśmiech, nim zniknął mu z oczu.

******************************

Chris nerwowo zaciskał pięści. Chimera zmierzała w górę. Starał się uspokoić oddech, jednak na próżno. Posłał jadowite spojrzenie opiekunowi swojego domu. Teraz cały Hogwart będzie wiedział. Przez niego. Cała jego sympatia do profesora prysnęła, niczym bańka mydlana.

Kiedy znaleźli się w gabinecie, jego wzrok powędrował do ojca. Był tam i ciskał pioruny w stronę jego matki.

Była wysoką kobietą o brązowych włosach i szmaragdowych oczach. Twarz miała w kształcie serca. Obok niej siedziała osoba, którą Christhoper kiedy mógł unikał, jak ognia. Lady Karolina. Miała srebrnozłote włosy sięgające do pasa oraz typowe oczy Gutowskich. Szmaragdowe. Jego rodzina miała różne kolory włosów, ale zazwyczaj ta sama barwa tęczówki. Tak można było rozpoznać Gutowskiego. Niektórzy ludzie mówili, że ten kolor przypominał klątwe uśmiercającą. Karolina posłała mu cierpki uśmiech.

- Jak dobrze Cię widzieć mój drogi. Pewnie nie możesz się doczekać, kiedy poznasz Amelię. - wykrzywiła złośliwie usta. Wściekłość w nim zawrzała, jednak zdawał sobię sprawę, że jeśli ją rozzłości to Karolina pokarze swoją prawdziwą naturę. A tego zdecydowanie nie chciał.

- Tak. Praktycznie cały czas zaprząta moje myśli - odparł głosem ociekającym sarkazmem.

Karolina zdawała się tego niedostrzegać. Po chwili przemówiła melodyjnym głosem.

- Aranżowane małżeństwa zawsze zdawały się być bardziej trwałe, niż te z własnego wyboru - przeniosła wzrok na swoją kuzynkę. - Wystarczy spojrzeć na twoją matkę. Wbrew naszej woli ożeniła się z twoim ojcem. Wszystko rozsypało się po roku - Vince zazgrzytał zębami.

- Lady Gutowska - powiedziała chłodnym głosem Mcgonagall. - Z całym szacunkiem, ale nie uważa pani, że Christhoper nie jest na to za młody. Nie lepiej poczekać, gdy chłopiec ukończy siedemnaście lat? - momentalnie maska życzliwości ulotniła się z twarzy jego ciotki, ustępując władczości i hardości w spojrzeniu.

- Nie mam na to czasu dyrektorko. Byli młodsi co się żenili. Oczywiście to małżeństwo nie będzie skonsumowane. Tak jak trafnie to pani stwierdziła, Christhoper to dziecko. To małżeństwo ma podłoże polityczne. Dla dobra mojego rodu. Dla dobra mojego siostrzeńca. W tej chwili zabieram chłopca na spotkanie z jego narzeczoną. Wróci wieczorem. - podeszła do kominka, wraz z nią Vince i Nina. Chris westchnął. Najpierw z sieci fiuu skorzystała jego matka i ciotka, a później on sam i ojciec.

Po kilku sekundach znaleźli się w przestronnym salonie. Kiedy odwrócił się, jego oczom ukazała się ładna dziewczynka. Miała kasztanowo rudawe włosy, które przypominały mu o Elenie, rumianą cerę oraz duże niebieskie oczy niczym niebo. Jej brzoskwiniowe usta uformowały się w uśmiech. Właśnie spotkał Amelię Karpińską. Jego uroczą, przyszłą żonę. Salazarze. Ratuj.

Prochem i cieniem jesteśmy - / HP fanfic ( W Trakcie poprawy)Where stories live. Discover now