Izuru Kira

383 26 20
                                    

     Krzyżuję z nim swoje ostrze, a brzdęk metalu rozchodzi się po okolicy. Nie jest on jedyny, oni też walczą, choć część z nich przerywa by na nas spojrzeć. Nasze osoby przyciągają spojrzenia pozostałych strażników, czyniąc z treningu widowisko. Przypiera mnie do muru, a mi pozostaje jedynie defensywa. Jednak i ona zdaje się słabnąć pod jego naporem. Czuję jak po karku, z szybkością podobną do naszych ataków, pomyka pojedyncza kropla zimnego potu. Spoglądam w jego, na pozór, puste oczy. Ich błękit mrozi mi krew w żyłach. Zamykam oczy. Wdech, wydech. Wiem, że gdy ponownie je otworzę, przestanę być na straconej pozycji.

- Dawno żeśmy się nie widzieli, co, Wabisuke? - mówię, spoglądając na połyskującą w promieniach słońca, ciemną katanę. Mimo odległości, którą zdążyłam zrobić, czuję jej moc, ich energię i chęć walki, które łączą się, tworząc przerażającą harmonię.
- On również nie mógł się doczekać spotkania. - Przez chwilę melancholijnie wpatruje w broń, którą dzierży. Na pierwszy rzut oka nijak do siebie nie pasują. Przeszywające na wskroś tęczówki powoli unoszą się i spoczywają na mnie, jednak to nie trwa wiecznie, już po chwili jego spojrzenie tkwi zapatrzone w (imię katany). W formie shiki, choć piękna, również nie jest do mnie podobna - Widzę, że wy również nie chcecie dłużej czekać? - zagaduje, z lekkim uśmiechem na ustach.

- A jakżeby inaczej? - odpowiadam, szczerząc się do blondyna - Zaczynamy?

     Zamiast dostać odpowiedź, jestem zmuszona zablokować cios wymierzony w moje plecy. Walka rozpoczyna się na nowo. Nie słyszę już żadnych innych odgłosów, nie wiem czy to dlatego, że jestem zbyt skupiona na przeciwniku, czy już każdy, kto tylko może, przygląda się temu spotkaniu. Jedno jest pewne, robimy furorę wśród zgromadzonych. Odskakuję w ostatniej chwili, a jego broń wbija się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stałam. Korzystając z okazji atakuję, ale katana zamiast Kirę, przeszywa powietrze. Niezadowolona odwracam się w kierunku chłopaka, który stoi parę metrów dalej, przyglądając mi się jak gdyby nigdy nic. Cicho wzdycham i ponawiam prośbę ataku, jednak i ona kończy się fiaskiem. Tak raz po raz, aż w końcu doczekuję się swojej chwili, idealnej wręcz. Z precyzją godną kapitana wymierzam mu mój ostateczny cios.

Wystarczy sekunda bym przejrzała na oczy i zdała sobie sprawę jak bardzo się myliłam. Dał mi się zbliżyć, przekroczyć swoją granicę komfortu, tylko po to by gołą dłonią pochwycić moje ostrze. Po chwili na swojej nodze czuję ciepło, to jego krew sączy się w dół, po mojej nogawce. Zapieram się stopą, chcąc stworzyć jakikolwiek dystans, zamiast tego czuję jak jego dłoń zaciska się mocniej na kawałku stali, słyszę jak z pogłębionej rany wylewa się świeża krew, ona również spada na mój, nikomu winien, strój.

- Wisisz mi pranie - warczę, bezskutecznie szarpiąc się z mężczyzną. Zamiast kąśliwej uwagi słyszę gorzki śmiech, a chwilę później widzę jak Kira przymierza się do ciosu, który ma zakończyć nasz pojedynek. Zamykam oczy, czekając na ból, ale zamiast niego czuję jak chłopak oddaje rękę w przód, przez co, wciąż zaparta ze wszystkich sił, tracę równowagę. Zdezorientowana, ściskam dłonią rękojeść. Gotowa upaść na tyłek, tak jak się spodziewam, czuję jak chłopak ciągnie (imię katany) w swoją stronę, przez co lecę do przodu, wprost w jego ramiona.

     Przez chwilę leżymy w bezruchu, z jednej strony tors chłopaka jest przyjemnie ciepły, tak samo ręka, którą mnie obejmuje. Jednak cały romantyzm i piękno chwili znika, gdy uświadamiam sobie, że ostrze Wabisuke leży idealnie pod moim prawym łokciem. Moja katana została unieruchomiona, a ja jestem w potrzasku. Na chwilę podnoszę głowę by spojrzeć w twarz blondynowi, którego mina wyraża więcej niż tysiąc słów. Z westchnieniem ponownie kładę głowę na Kirze.

- Niech ci będzie, wygrałeś, możesz mnie puścić - mówię z nikłym uśmiechem na ustach - Ale i tak wisisz mi pranie - dodaje szybko.

- Tyle mogę zrobić - odparowuje ze śmiechem, ściągając ze mnie swoją rękę wraz z Wabisuke, który zdążył wrócić do uśpionej formy. Z resztą, moja broń nie chcąc pozostać dłużną, puszczona przez chłopaka, leżąc na jego dłoni, teraz wydaje się delikatna niczym kwiat. Ociężale wstaje, strzepując kurz i piach. Wyciągam dłoń by pomóc chłopakowi wstać, przy okazji licząc, że Kira poda mi (imię katany), która, cała w skowronkach, zniknęła w swoim świecie. Dopiero wtedy, gdy stoimy obok siebie, rozglądamy się dookoła. Tak jak podejrzewałam, tłum gapiów jest ogromny. Z ciężkim westchnieniem spoglądam na wice kapitana. Chłopak, rozumiejąc mnie bez słów, chrząka, tym samym zaczynając zapędzać oddział do treningu. Mimo wysiłków, większą uwagę niż bura, którą dostają strażnicy, zwraca jego dziurawa dłoń, pod którą tworzy się szkarłatna kałuża krwi.

One-shoty z BleachaWhere stories live. Discover now