Ichimaru Gin

512 28 10
                                    

To było lato, tak to przynajmniej pamiętam... Tak to przynajmniej chcę pamiętać. Był wieczór, w sumie to nawet noc, jednak nawet to, nie poprawiało mi humoru. Niebo było zakryte chmurami, a ja miałam do patrolowania jedną z bezpieczniejszych dzielnic Soul Society. Po skrócie, myślałam, że zejdę z powodu nudy, która mnie otaczała. Na około żywej duszy, niebo zakryte, a egipskie ciemności uniemożliwiały mi nawet czytanie książki. W efekcie skończyłam leżąc na dachu jakiegoś budynku, licząc przelatujące muchy czy inne rybactwo.

Z letargu wyrwało mnie skrzypnięcie dachówek. W środku, aż podskoczyłam ze szczęścia, jestem tego pewna. Nie ważne kim byś był, choć teraz wiem, że gdybyś to nie był ty, to ja nie stałaby tu teraz. Ale, pozwól, że wrócę do tematu, z zewnątrz pozostała maska, mówiąca dosadnie o tym jak bardzo mam wylane na to co dzieje się wokół. Od niechcenia otworzyłam jedno oko, jednak byłam na służbie i mimo tego, że czułam znaną mi już energię, nie mogłam określić tożsamości. Zatkało mnie, gdy cię zobaczyłam, a po chwili uśmiechnęłam się. Skoro to byłeś ty, nie musiałam się martwić. Ani tym, że będę musiała rozmawiać z kimś innym niż ja sama, ani tym, że znów dostanę opierdziel za coś, za co nie ja byłam odpowiedzialna. Może na tak pozytywną reakcję na twój widok działał też fakt, że byłeś na tamten moment jedynym moim potencjalnym zajęciem? Tylko nie myśl sobie, że były to od razu zbereźne myśli, znam cię... znałam, chyba, z początku o tobie tak nie myślałam, a to, że to się potem zmieniło nie było moją winą. Wracając, znowu, jeśli tak dalej pójdzie to spędzę tu całą noc, w pierwszym odruchu chciałam wstać i zasalutować, jednak ty ruchem ręki, jakbyś czytał mi w myślach, kazałeś mi się nie podnosić. W takim wypadku, nie miałam zamiaru się sprzeciwiać, byłam zmęczona po całym dniu, a dach oddawał ciepło, przyjemnie grzejąc moje plecy.

- Dobry wieczór, co kapitana sprowadza w te ciekawe strony? - to ja zaczęłam rozmowę, z biegiem czasu widzę, że robiłam to stosunkowo rzadko. Ciekawa jestem czy czułeś z tego powodu dyskomfort, a może wręcz przeciwnie, czy spływało to po tobie? Jestem pewna, że to zauważyłeś, ale nigdy nie zwróciłeś mi na to uwagi, więc, dlaczego? W sumie, zadawanie ci takich pytań jest bez sensu. I tak nic nie powiesz.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, (zdrobnienie imienia) - powiedziałeś z uśmiechem na ustach. Może bym uwierzyła, ale ten szatański wyraz twarzy, który wcześniej nazwałam „uśmiechem" zdradził cię. Nie pokazywał od razu, o co chodzi, co to to nie, byłeś na to zbyt cwany. Jednak, nie doceniłeś mnie. Wtedy byłam jednym z oficerów, byłam trzecim oficerem. W trzynastu oddziałach jest wiele zasad i obowiązków, jednak, nie wszystkie są spisane, część dochodzi im dłużej tu jesteś. Nie wiem czy kapitanowie wiedzą o istnieniu tej jednej konkretnej, na pewno parę razy o niej wspomnieli, ale czy świadomie? Wicekapitan oraz trzeci oficer, są niczym wierne psy kapitana. Są zawsze i wszędzie, wierne i posłuszne kundle. Pasowało mi to, lubiłam mieć wyraźnie postawione granice, a to, że sama je przesuwałam to inna bajka, chociaż dla innych to raczej podchodzi pod koszmar. Dla Ciebie na pewno nie był, podobało ci się to we mnie. To było twoją argumentacją by wziąć mnie do oddziału. Ehh, znowu zmieniłam temat. Gdy byłam twoją psiną, mimowolnie cię obserwowałam. Byłeś jak wąż, ale nawet takie gady mają nawyki.

- Czytał pan spis patroli, kapitanie, czy po prostu rżnie pan głupa? - spytałam, a w odpowiedzi dostałam zduszony chichot - W sumie, jedno nie wyklucza drugiego, nie mylę się?

- Wyjątkowo, ani trochę, (zdrobnienie imienia). - Podszedłeś bliżej, jednak nie czułam zagrożenia z twojej strony. W sumie, o tym odczuciu nie wiedziałam z autopsji. Koleżanki mi powiedziały. Podobno, w twojej obecności ludziom brakowało tchu, czuli się zagrożeni, bez szans na przeżycie. Ciekawa umiejętność, długo się jej uczyłeś? Zdaję sobie sprawę, że o to również nigdy cię nie spytałam. Jestem egoistką. Ale nigdy nie zaprzeczałam, że tak nie jest. Ty również tego nie zrobiłeś. Nigdy nie czułam się w twojej obecności źle, może dlatego, że byłam równie podstępna, sprytna i cwana? Dalej to praktykuję i dalej działa, mimo że z początku moja technika wzbudzała u ciebie śmiech.

One-shoty z BleachaWhere stories live. Discover now