- 3.10 -

1.1K 80 46
                                    

Aksel ponowiła połączenie i kolejny raz zaczęła nerwowy spacer po sypialni. Jęknęła, gdy znów usłyszała nagranie poczty głosowej. Rzuciła telefon na łóżko, a po chwili sama na nie opadła. Wpatrywała się w sufit, jednocześnie walcząc sama ze sobą, żeby nie użyć daru i po prostu nie zmusić Lucyfera do pojawienia się w ich domu.

Zasłoniła dłońmi twarz, starając się uspokoić oddech, co w nawet minimalnym stopniu jej się nie udało. Akurat tego dnia niemożność skontaktowania się z mężem doprowadzała ją do palpitacji serca i nawet delikatne mrowienie triquetry nie pomagało.

Wzdrygnęła się, gdy ktoś zapukał do drzwi. W obecnej chwili nie miała najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, oczywiście prócz Lucyfera, ale z pewnością to nie on stał na korytarzu.

– Aksel? – Głos zza drzwi, mimo że trochę przytłumiony, to z pewnością należał do demona, który od ponad roku był jej prywatnym ochroniarzem, szoferem, a nawet ogrodnikiem.

– Coś się stało? – Starała się uśmiechnąć, gdy stanęła przed Theodorem, ale mężczyzna nie wyglądał na przekonanego. – Miało cię nie być.

– No właśnie, coś się stało? – Zmrużył oczy, przyglądając się jej uważnie. – Cholernie się denerwujesz, poczułem to nawet na podjeździe.

– To nic. – Potarła czoło i spuściła wzrok. – Nie mogę dodzwonić się do Lucyfera, to wszystko.

– Nie kręć. – Zaplótł ręce na piersi, opierając się o futrynę. – Nie pierwszy raz nie odbiera, ale jakoś sobie nie przypominam, żebyś kiedykolwiek aż tak się tym przejmowała. A jesteście razem już jakiś czas.

– Szesnaście miesięcy – rzuciła w roztargnieniu, przygryzając kciuk.

– Więc co jest? Ktoś ci groził? Albo mu? Boisz się czegoś? Jakiś demon? Pierzasty dupek? – wyliczał, wpatrując się w Aksel, ale ona tylko pokręciła w zaprzeczeniu głową.

– Wybacz, ale muszę najpierw porozmawiać z Lucyferem.

– Jesteś chora? Stąd ten lekarz? – Theodor wyprostował się natychmiast, a w jego oczach pojawiła się panika.

– Nie, Theo, nie jestem chora. – Uśmiechnęła się lekko, ale tym razem niewymuszenie. – Ale...

– Wiem, to sprawa między wami. – Demon skinął głową w skupieniu, a po chwili i na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. – Poszukać go?

– Nie ma sensu. – Westchnęła cicho. – Będę próbowała się dodzwonić, a ty się nie martw i jedź załatwiać te swoje sprawy. Nie umieram ani nic z tych rzeczy.

– W porządku, ale jakby co, to wiesz...

– Wiem. – Uśmiechnęła się i cmoknęła demona w policzek.

Poczekała, aż Theodor doszedł do końca korytarza, po czym zamknęła drzwi i sięgnęła po komórkę. Nie patrząc na wyświetlacz, wybrała numer, ale zanim przyłożyła urządzenie do ucha, zrobiła kilka głębokich wdechów. Stanęła przy oknie i, wpatrując się w zaśnieżony ogród, w myślach wręcz błagała, żeby mężczyzna odebrał.

Pisnęła z radości, gdy usłyszała trzask, który świadczył o przyjęciu połączenia.

Aksel? – Zziajany Lucyfer zdecydowanie był czymś niecodziennym, czymś co zastanowiło kobietę na tyle, że milczała. – Kochanie, jesteś tam?

– Ymm... Tak, jestem. – Zamrugała kilkukrotnie. – Co ty robisz?

Tyle razy dzwoniłaś, żeby zapytać, co robię? Cholera! Trzymaj to! – Tuż po słowach Lucyfera usłyszała szczekanie i warczenie.

Wojna pomiędzy złemWhere stories live. Discover now