- 1.10 -

1K 76 21
                                    

Aksel gwałtownie usiadła na łóżku. Serce galopowało jej w piersi, a oddech był nierówny i płytki. Rozejrzała się dookoła. Była w tej samej sypialni, co przez ostatnich kilka nocy; sama, ale jednak uczucie niepokoju nie chciało jej opuścić. Cała aż drżała w środku. Coś jej się śniło, nie mogła sprecyzować, co dokładnie, ale to jej przyniosło wiedzę. Wiedziała, jak zabić Samaela, musiała o tym powiedzieć jak najszybciej Lucyferowi. Więc skąd ten strach?

Przez szczeliny w zasłonie wpadał blask księżyca, który oświetlał obraz na ścianie. Nadal była noc, ale coś kazało jej wstać. Tym razem nie zamierzała lekceważyć intuicji, już za wiele razy to zrobiła i jak to się skończyło? Musiała zaufać swoim przeczuciom. Ubrała się w pośpiechu i pognała przed siebie korytarzami.

Jak na złość nikogo nie mogła znaleźć, a nie wiedziała, gdzie sypia brunet, skoro ona zajęła jego sypialnię. Chociaż, czy anioły w ogóle sypiają?

Uczucie niepokoju z sekundy na sekundę wzrastało. Żołądkiem targały nieprzyjemne skurcze, które wywoływały mdłości. Weź się w garść! – nakazała sobie w myślach, rozglądając się nerwowo po holu. Na zewnątrz dostrzegła tylko Theodora. Stał samotnie i wpatrywał się w niebo. Wyglądał jak zwykły mężczyzna.

– Gdzie Lucyfer?

Powoli odwrócił się w jej kierunku. Był czymś zmartwiony, zauważyła to od razu, co ją jeszcze bardziej zaniepokoiło. On był jednym z najbardziej lojalnych demonów Lucyfera, zdecydowanie nie chciał władzy Samaela.

– Walczy.

Aksel podbiegła i stanęła przed nim.

– Gdzie? – Chciała zabrzmieć pewnie, ale nie mogła opanować drżenia głosu.

– Nie wiem. – Patrzył na nią pustym wzrokiem. – Kazał nam zostać. Stwierdził, że sam musi to załatwić. Mamy pilnować ciebie. Wydał rozkaz.

– Jaki?

– Chronić cię kosztem własnego życia. – Po tych słowach jego wzrok się wyostrzył i w milczeniu wpatrywał się w kobietę.

– Wiem, jak go zabić. Rozumiesz? – Przestawała przed nim z nogi na nogę. Chłodne powietrze i lęk przeszywał ją do kości, ale nie bała się o siebie czy o całą ludzkość. Bała się, że Lucyfer może ucierpieć... Że może zginąć.

– Ale ja nie wiem, gdzie on jest. – Theodor zacisnął zęby. – I nie mogę cię puścić.

– Jak Lucyfer zginie, to nie będzie miało znaczenia, czy mnie pilnowałeś, czy nie, prawda? – Nie czekała na odpowiedź; gdy spostrzegła czarną terenówkę zaparkowaną obok garażu, wyciągnęła dłoń w stronę demona. – Daj kluczyki, sama go znajdę.

Jego niezdecydowanie budziło w Aksel złość. Nie mogła przecież stać bezczynnie i czekać, aż Samael zabije Lucyfera, gdy ona wiedziała, jak to zakończyć. Theodor walczył sam ze sobą. Zacisnął znów zęby i ruszył do auta, a za nim Aksel.

Całą drogę siedziała jak na szpilkach, nerwowo obgryzała skórki przy paznokciach. Wpatrywała się w krajobraz za szybą, doszukując się jakiegoś znaku. Nie widziała nic, ale po pewnym czasie poczuła coś dziwnego, jakby słaby prąd przebiegający przez jej ciało, który mówił, gdzie ma jechać. Aksel co jakiś czas kazała Theodorowi skręcić albo go pospieszała. Nie wiedziała, skąd to uczucie i czy jest słuszne, ale intuicyjnie podejrzewała, że doprowadzi ją to do Lucyfera i była pewna, że mają coraz mniej czasu.

Dojechali do jednego z pustostanów na obrzeżu miasta. Theodor spojrzał na nią znacząco, znaleźli Lucyfera. Oboje wyczuli od razu, że coś jest nie tak. Czas jakby zwolnił, niemal się zatrzymał. Tylko anioły i demony były w stanie to zauważyć, i jak się okazało, Aksel też. Wyskoczyła z jeszcze jadącego auta. Nie usłyszała krzyku demona, który kazał jej zaczekać. Biegła najszybciej, jak tylko mogła, a serce podchodziło jej do gardła. Wpadła do środka budynku z duszą na ramieniu i znieruchomiała. Po kilku sekundach pojawił się za nią Theodor.

Wojna pomiędzy złemWhere stories live. Discover now