- 2.7 -

752 69 12
                                    

W pokoju robiło się coraz jaśniej. Nawet grube zasłony zaciągnięte na oknach wpuszczały do środka złote promienie. Erimia jęknęła cicho i obróciła się na drugi bok. Zwinięta w kłębek na łóżku próbowała zignorować narastający w niej niepokój. Chciała spać, chciała nie mieć koszmarów, choć to, co jej się śniło, nie było do końca złe. Było dziwne i niezrozumiałe.

Strzępy obrazów ciągle wirowały w umyśle, bez najmniejszej chwili wytchnienia. Wypuściła powietrze z płuc, kładąc się jednocześnie na plecach. Przed oczami miała twarz Aksel, ale nie taką ze zdjęcia. Ta była uśmiechnięta, a jej oczy błyszczały. Gdy próbowała się na tym skupić, zaczynała boleć ją głowa.

Uniosła dłonie, żeby rozmasować skronie. Taki niewielki gest, który przynosił niewyobrażalną ulgę. Niestety, niezrozumiały lęk nadal był obecny. Zastanowiła się przez chwilę na temat tego uczucia. I stwierdziła, że to nie do końca był lęk. To coś bardziej przypominało strach wymieszany ze złością. Ale przecież ona nie miała powodu się na kogokolwiek wściekać.

No, może nie do końca, bo powód i osoba by się znalazła, ale przecież nie była na niego zła. Uśmiechnęła się smutno pod nosem, współczuła Lucyferowi, choć on z pewnością nie znał takiego uczucia. Z drugiej strony informacje, które otrzymała od Theodora, były zaskakujące. Sam diabeł potrafił kochać...

Postanowiła wstać, ale zrobiła to bardzo powoli, żeby sprawdzić, jak zareaguje jej ciało. Przez moment cały pokój wirował, ale ostatecznie wrócił do normy. Odetchnęła głęboko, próbując zmniejszyć strach, który wspinał się coraz wyżej po jej skórze. Jakby chciał dosięgnąć umysłu i zacisnąć na nim szpony.

Delikatnie potrząsnęła głową, odganiając od siebie bezsensowne myśli. Zdecydowanie miała zbyt wybujałą wyobraźnię. Ale skąd to dziwne uczucie? Z pewnością nie należało do niej. Próbowała odnaleźć jego źródło. Nikogo z nią nie było. Wydawało się, że na korytarzu za drzwiami panuje cisza, ale coś nie dawało jej spokoju. Zupełnie jakby ktoś obcy, wewnątrz niej, miał zamiar zadać mnóstwo cierpienia.

Przymknęła oczy, skupiając się na tym uczuciu całą sobą. Czuła, jak z każdym uderzeniem serca oddala się od zewnętrznego świata. Przestały docierać do niej dźwięki, nie czuła zapachu unoszącego się pokoju. Zdawało się nawet, że nie odczuwała podnoszącej się temperatury znamienia, a z pewnością jeszcze chwilę temu zaczynało się nagrzewać. Za to poczuła zmianę, jakby teraz to ona była w kimś, a nie na odwrót.

Ostrożnie uniosła powieki i zamarła. Próbowała rozejrzeć się dookoła, ale nie mogła. Nie panowała nad tym, co widzi, bo patrzyła czyimiś oczami. A najgorsze było to, że widziała przed sobą anioła. Leżał bez ruchu na błotnistej ziemi, która brudziła jego ubranie, twarz, skrzydła. Wydawał się być martwy, ale wiedziała, że takim nie był. Jego oprawca miał za mało mocy, żeby zabić archanioła.

Erimia miała ochotę krzyczeć. Czuła, jak łzy spływają strumieniami po jej policzkach. Płakała z bezsilności. Wiedziała, że to Michał, albo raczej wiedział to jego oprawca i przejęła tę wiedzę. Czuła również jego triumf, kiedy odwrócił się na pięcie i wyszedł, jak się okazało, z groty, a wtedy połączenie się przerwało.

Nieoczekiwanie wróciła do swojego ciała i to z takim impetem, że upadła na podłogę. Dysząc ciężko, próbowała podźwignąć się do pozycji siedzącej. Była w pokoju. Obraz miała zamazany przez łzy. Szybko wytarła twarz, próbując jednocześnie odnaleźć z powrotem w sobie obce emocje. Musiała jeszcze raz się połączyć. Musiała wiedzieć, gdzie jest Michał, który potrzebował pomocy.

Tylko jak ona miała mu pomóc? Obce uczucie zniknęło i nie miała żadnego punktu zaczepienia. Mogłaby iść do Lucyfera, w końcu tylko tego jednego anioła znała, ale co mu powie? Poza tym bracia chyba nie byli w najlepszych stosunkach, więc wątpiła, że będzie chciał pomóc.

Wojna pomiędzy złemWhere stories live. Discover now