- 3.9 -

678 62 13
                                    

Stała przed wysokim lustrem, kolejny raz wodząc wzrokiem po swoim odbiciu. Przymknęła na moment powieki i wzięła głęboki wdech. Gdy je uniosła, uśmiechnęła się delikatnie.

– Denerwujesz się? – Leksi patrzyła wprost w lustrzane oczy Aksel.

– Nie. – Usta kobiety rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. – Tego chciałam.

– Ale wiesz, jeśli zmienisz zdanie, bo jeszcze możesz, to zabiorę cię stąd.

– Nie zmienię zdania, ale dziękuję. – Zaczerpnęła głęboko do płuc powietrze, po czym wypuściła je powoli. Odwracając się, chwyciła ze stolika bukiecik białych frezji. – Zostawisz mnie samą? Za chwilę zejdę.

– Oczywiście. – Anielica skinęła głową i niemal bezszelestnie opuściła pokój.

Aksel przymknęła powieki, a wspomnienia zalały jej umysł jak śnieżna lawina. Powróciły do niej zarówno te dobre chwile, w których czuła się naprawdę szczęśliwa, ale i te, kiedy bała się o własne życie, a wszystko to za sprawą jednego mężczyzny. Te kilkanaście miesięcy temu, gdyby ktoś zapytał ją o to, czy byłaby zdolna pokochać Lucyfera – roześmiałaby mu się w twarz. Jednak w obecnej sytuacji, gdy stała pośrodku pokoju w białej sukience, nie wyobrażała sobie życia bez niego.

Uniosła powieki i, wstrzymując oddech, ruszyła w kierunku drzwi. Wiedziała, że podobałaby się Lucyferowi nawet w worku, jednak niepokoiła się, jak zareaguje na nią w bieli. A może zaczęła się denerwować, że on zmieni zdanie i ją odtrąci? Mimo że była pewna jego uczuć, to jednak złośliwy głosik w jej głowie twierdził, że ona na niego nie zasługiwała.

Z coraz szybciej bijącym sercem dotarła do schodów, po czym ostrożnie po nich zeszła. Zatrzymała się na samym dole i dała sobie kilka chwil na wyrównanie oddechu, co okazało się niezwykle trudne, a ostatecznie niewykonalne. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nerwowym rytmie. Przełknęła z trudem ślinę, bo nagle zaschło jej w ustach, a gardło ścisnęło boleśnie. Jej oczy zalśniły od łez w nich się zbierających i nie potrafiła wykonać kroku naprzód.

Przez jej myśl nawet przemknęło, aby zawołać Leksi. Anielica zabrałaby ją stąd bez wahania, nawet jeśli naraziłaby się tym Lucyferowi, ale czy on faktycznie miałby jej to za złe? Cierpiałby. Ucieczka sprzed ołtarza zawsze boli – niezależnie od gatunku.

Aksel zamrugała kilkukrotnie i wciągnęła gwałtownie powietrze przez usta, a jej spojrzenie utkwiło w pierścionku, który zastąpił ten zrobiony na szybko z druciku wyciągniętego z abażura. Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtej chwili, a znamię przyjemnie zamrowiło.

Podniosła wzrok i postąpiła do przodu, a drzwi po prostu się przed nią otworzyły. W chwili, gdy napotkała spojrzenie Lucyfera, wszelkie obawy zniknęły zastąpione przez spokój i pewność.

– Pięknie wyglądasz – powiedział, pochylając się w jej stronę i delikatnie muskając ustami jej policzek. – Zresztą jak zwykle.

– Może szef sobie odpuścić? – Theodor poruszył się niespokojnie, a wzrokiem przez chwilę błądził po suficie. – Skończmy to już, zanim nas tu coś trafi.

– Nawet nie zaczęliśmy. – Aksel zaśmiała się cicho. – I wiem, że nie czujesz się tu najlepiej, ale dla mnie to naprawdę ważne, żebyś był z nami.

Demon w milczeniu skinął głową i poprawił marynarkę, a Aksel w podziękowaniu posłała mu uroczy uśmiech, który nieśmiało odwzajemnił. Nawet sam Lucyfer wiedział, że jego podwładny znosił obecność Michała i Leksiany tylko ze względu na jego narzeczoną. Zachowanie Theodora względem Aksel było kolejnym dowodem na to, że ona pobudzała w każdej istocie to, co dobre.

Wojna pomiędzy złemWhere stories live. Discover now