- 3.7 -

690 61 28
                                    

Pierwsze dni minęły jak sen. Wszystko układało się idealnie do tego jednego momentu, gdy Aksel nabrała wątpliwości co do uczuć Lucyfera wobec siebie.

Zamrugała kolejny raz, chcąc się zmusić do powiedzenia czegokolwiek, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Odruchowo odgarnęła włosy do tyłu i nieco chwiejnym krokiem podeszła do łóżka. Usiadła na skraju materaca, dłonie położyła na kolanach i starała się uspokoić oddech, a przede wszystkim burzę panującą w jej wnętrzu i myślach. Przymknęła na moment powieki, ale już po kilku sekundach wpatrywała się w niego uważnie.

- O co chodzi? - Zaczęła nerwowo skubać materiał bluzki. - Zrobiłam coś nie tak?

- Nie. - Cichy, zachrypnięty głos przyprawił ją o dreszcze. Poruszyła się niespokojnie, ale nie odwróciła wzroku, gdy skrzyżował swoje spojrzenie z jej.

- Nie rozumiem... - wyszeptała, ale nie powiedziała nic więcej. W jej oczach zabłysły łzy, choć tak bardzo starała się nie dopuścić, aby on to zobaczył. Nie chciała uchodzić za słabego człowieka, zwłaszcza przy nim.

- Proszę... nie... - Lucyfer uklęknął przed nią i otarł policzek, po którym sunęła kryształowa kropla. - W każdej minucie boję się, że to ja zrobię coś nie tak i Ojciec mi cię zabierze. A to zdecydowanie dla niego czymś takim będzie.

- Przecież... przecież ty mnie do niczego nie zmuszasz. - Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. - Z własnej woli chcę się z tobą kochać, co w tym złego?

- Dla mnie nic. - Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. - I tak jestem już potępiony, ale ty jesteś czysta.

- Jeśli sądzisz, że ja...

- Nie w ten sposób czysta - przerwał jej w połowie. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze z płuc. - Po prostu wiem, że ukarałby mnie, gdybym złamał zasady, a jedyne, czym może mnie zranić, to zrobić coś tobie. Jeśli nie będąc z tobą związanym, kochałbym się z tobą, z pewnością potraktowałby to jako złamanie Jego zasad. Bo przecież jak diabeł może skalać wybraną duszę?

- Anioł. Jesteś aniołem, może i upadłeś, ale twoja aura nadal pozostała jasna.

- Właśnie taką czystość mam na myśli. Jesteś dobrem i we wszystkich starasz się je dostrzec. - Lucyfer pocałował Aksel w czoło, ale ona nie wyglądała na zadowoloną.

- Nie staram się, tylko je widzę. I wbrew temu, co o sobie myślisz, to jesteś dobry. Nie lubisz, gdy niewinni cierpią, gdy gdzieś dzieje się niesprawiedliwość. Gdybyś był zły, to czerpałbyś z tego radość, a tak nie jest. Masz w sobie dobro, ja to wiem i On też. I przecież jesteśmy razem, prawda? Więc dlaczego miałby mieć coś przeciwko?

- Chodzi o związek małżeński.

- Ooo... - Na policzki Aksel wypłynął rumieniec, na co on się uśmiechnął szeroko.

- Ojciec jest... tradycjonalistą.

- Czy... - Przygryzła dolną wargę i na moment spuściła wzrok. - Myślałeś o tym? W jaki sposób to rozwiązać? - Jest tylko jeden sposób. - Lucyfer wzruszył ramionami, ale w jego oczach dostrzegła coś, co wywołało u niej niepokój. Przełknęła głośno ślinę w oczekiwaniu na wyjaśnienia, ale on uparcie milczał. Przez jego twarz przebiegł jakiś cień i w końcu zdecydował się na ujawnienie swoich myśli.

- Ślub. Jeśli oczywiście zechcesz, bo masz pełne prawo odmówić.

Aksel zesztywniała. Siedziała zupełnie nieruchomo i wpatrywała się w granatowe oczy mężczyzny. Nawet przestała oddychać, jakby ta czynność w ogóle nie była potrzebna do życia. W końcu zaczerpnęła powietrza i zamrugała nieco nieprzytomnie.

Wojna pomiędzy złemWhere stories live. Discover now