- 2.9 -

728 65 28
                                    

Poruszała się po pokoju w ciszy, jakby się bała, że komuś przeszkodzi, choć takie przypuszczenia były absurdalne. Dziwnie było być w domu Lucyfera. Co prawda sam powiedział, że ma zostać i odpocząć, a czas na rozmowy przyjdzie później, mimo to i tak czuła się tu nieswojo.

Na palcach podeszła do okna. Odsłaniając delikatnie ciężką zasłonę, upewniła się, że jest noc. Spała może dwie godziny, ale niepokojący sen wyrwał ją z błogiego stanu bez zmartwień.

Przeczesała splątane włosy palcami, przyglądając się niebu. Miała tylko nadzieję, że jedna z gwiazd nie zacznie się nieoczekiwanie przybliżać, a przez drzwi balkonowe nie wpadnie anioł, żeby zakończyć jej życie.

Odetchnęła głęboko zrezygnowana. Teraz właśnie był czas na rozmowę. Musiała powiedzieć wszystko Lucyferowi, a i on nie mógł niczego przed nią ukrywać, choć to drugie może być ciężkie do wykonania. Chciała prawdy. Czy to było takie trudne do zrozumienia?

Schodziła powoli po schodach, zaplatając jednocześnie niesforne włosy w warkocz. Próbowała skupić na czymś myśli, ale były jedną wielką plątaniną czegoś, czego nie mogła sprecyzować. Emocje kłębiły się w niej, gotowe w każdej chwili wybuchnąć i przejąć nad nią kontrolę. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ile kosztowało ją to, żeby nie histeryzowała. Naprawdę starała się jakoś trzymać, panować nad sobą, choć tuż pod skórą była kłębkiem nerwów. Nikt nie myślał o niej jak o człowieku, traktowali ją, jakby była jedną z nich – niebiańską czy też demoniczną istotą, na której te wszystkie bzdury nie powinny robić wrażenia. Tylko że ona była śmiertelna, krucha i cholernie przerażona.

Gdy pokonała ostatni stopień, zmarszczyła brwi. Nie było najmniejszego śladu kurzu na podłodze. Jak znalazła się tu pierwszy raz, to można było aż w nim pływać. Rozejrzała się dookoła, aż jej wzrok przykuła smuga światła wydobywająca się spod uchylonych drzwi w jednym z bocznych korytarzy. Ruszyła w tamtym kierunku, a czym była bliżej, tym wyraźniej słyszała głosy. Stanęła przy drzwiach z uniesioną rękę zwiniętą w pięść. Zawahała się, czy powinna zapukać, czy zawrócić.

– Wejdź. – Usłyszała głos Lucyfera, zanim zdążyła podjąć decyzję.

Drżącą dłonią chwyciła klamkę, po czym ostrożnie pociągnęła. Stanęła w progu nadal niepewna, czy chce wejść do tego pokoju. Przygryzła dolną wargę, aż poczuła krew na języku. Szybko się zreflektowała i, wypuszczając powietrze ze świstem, zrobiła krok do przodu.

Spojrzeniem ogarnęła pomieszczenie, które okazało się przytulną biblioteką z kominkiem, w którym wesoło skakały płomienie. Ściany wyglądały tak jak na filmach, bo od podłogi po sam sufit piętrzyły się regały zapełnione książkami. W kątach stały kartony, z których wysypywały się najróżniejsze egzemplarze, dla których widocznie nie było miejsca na półkach. Pod jedną z takich ścian stał oparty o nią plecami Theodor. Miał skrzyżowane ręce na piersi i przymknięte oczy, ale gdy tylko jej wzrok spoczął na nim, uśmiechnął się delikatnie na jedną, krótką chwilę. Ucieszyła się, że jest cały, a i paskudna rana z czoła zniknęła. Co prawda nie była pewna, czy demon może zginąć w wypadku samochodowym, ale tak czy inaczej polubiła go i zdecydowanie nie chciała jego śmierci.

Przeniosła wzrok na Michała, który siedział teraz w fotelu i zdecydowanie wyglądał na żywego. Na twarzy gościło zmęczenie, ale był czysty i w świeżych ubraniach, które z pewnością należały do trzeciego mężczyzny w pokoju. Spojrzała niepewnie i na niego. Lucyfer opierał się o półeczkę nad kominkiem, wpatrując się w dziewczynę intensywnie. W dłoni trzymał szklankę z bursztynową zawartością. Taka sama stała na stoliku, tuż przy Michale, ale wydawało się, że anioł nie upił nawet łyczka.

Wojna pomiędzy złemWhere stories live. Discover now