- 3.5 -

665 64 17
                                    

Zamrugała kilka razy, chcąc przyzwyczaić się do panującego wokół niej półmroku. Nie poznawała pomieszczenia, w którym się aktualnie znajdowała, ale to w sumie nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. Podniosła się do pozycji siedzącej, a atłasowy materiał zsunął się z niej z cichym szelestem. Jej wzrok sam powędrował do wnętrza lewego nadgarstka. Pogładziła delikatnie skórę, a na jej usta wypłynął delikatny uśmiech.

Odgarnęła do tyłu długie włosy i spojrzała przed siebie, wprost na kominek, w którym wesoło tańczyły płomienie. Blask ognia odbijał się od surowych ścian, tworząc na nich tajemnicze cienie. Zsunęła stopy na chłodną posadzkę, którą tworzyły duże, kamienne płyty, a gdy podniosła się z posłania, jak na zawołanie zapłonęły pochodnie przytwierdzone gdzieniegdzie do ścian. Powoli przesunęła się wzdłuż łóżka, przeciągając palcami po miękkiej pościeli.

Zdecydowanie nigdy tutaj nie była. Komnata nie należała do niej, tak samo jak suknia opadająca do samej ziemi, którą miała na sobie. Jedynie mogła się domyślać, kto za tym wszystkim stał, a na samo wspomnienie jego imienia po plecach przebiegał jej przyjemny dreszcz.

Odwróciła się w stronę drzwi i ruszyła ku nim leniwym krokiem. Gdy stanęła tuż przed drewnianą powierzchnią, a jej dłoń zawisła zaledwie kilka centymetrów nad żeliwną klamką, serce delikatnie przyspieszyło swój bieg. Z sekundy na sekundę podekscytowanie w niej rosło, a potrzeba znalezienia Lucyfera stawała się coraz silniejsza. Co prawda mogła go wezwać, ale to wydawało jej się niewłaściwe. Chciała sama go odnaleźć i opowiedzieć o tym wszystkim, co przeżyła, co wiedziała. Mimo że nadal to wszystko wydawało jej się co najmniej absurdalne i tak bardzo nierealne, że momentami sama miała wątpliwości odnośnie własnego zdrowia psychicznego, to wątpliwości szybko mijały, zastąpione przez stuprocentową pewność. On istniał.

Otworzyła drzwi, a podmuch zimnego powietrza przyprawił ją o gęsią skórkę. Uśmiechnęła się delikatnie do dwóch mężczyzn, którzy najwidoczniej jej pilnowali, a wnosząc po ich minach, nie spodziewali się, że ona wyjdzie z komnaty.
Nie zważając na ich pytające spojrzenia, zamknęła za sobą drzwi, a gdy chciała ruszyć ciemnym korytarzem, jeden z nich chwycił ją za ramię. Uścisk nie był mocny, wręcz przeciwnie, był bardzo subtelny, ale i tak spojrzała ze zdziwieniem na palce oplatające jej rękę.

– Przepraszam. – Mężczyzna szybko się zreflektował i zabrał dłoń, w zamian zastępując jej drogę. – Pójdę po szefa, a ty lepiej, żebyś tu została.

– Niby dlaczego? – rzuciła lekkim, niemal zaczepnym tonem, a uśmiech znów błąkał się na jej ustach, czym zdecydowanie wprowadziła w konsternację obu mężczyzn.

– Tu nie jest bezpiecznie dla kogoś...

– Innego niż demon? – przerwała blondynowi, który dotychczas stał za jej plecami. Spojrzała na niego przez ramię, a on tylko jej przytaknął. – Potrafię się przed wami bronić, a Lucyfera znajdę sama.

Nie czekając na ich reakcję, ruszyła przed siebie. Tym razem piekielne korytarze wydały jej się inne, jakby przyjaźniejsze, choć panującego w nich chłodu nie potrafiła tak po prostu zignorować. Czuła, jak przylegał do jej skóry, ale nie zabierał jej własnego ciepła. Doświadczenie zdecydowanie należało do tych niezwykłych, chociaż wszystko, co wiązało się z aniołami czy też demonami takie było. I dopiero teraz zaczęła to dostrzegać, a co najważniejsze – w pełni akceptować. Może i urodziła się człowiekiem, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że przestała stanowić w pełni ludzką istotę.

Pogrążona we własnych myślach, nawet nie zwracała uwagi na to, dokąd idzie. Nogi same ją niosły, zupełnie jakby znała to miejsce na pamięć z jego każdym, najmniejszym zakamarkiem. Szła pewnie przed siebie i nawet na sekundę nie zawahała się, gdy miała skręcić w któryś z bocznych korytarzy. Materiał sukni szeleścił przy każdym kroku i zdawał się być jedynym dźwiękiem, który towarzyszył jej podczas wędrówki po piekielnym labiryncie. Nawet nagle zapalające się pochodnie, które przytwierdzono do ścian, nie wydawały z siebie choćby najcichszego szmeru.

Wojna pomiędzy złemWhere stories live. Discover now