- 1.6 -

1.3K 79 38
                                    

– Gotowa? – W drzwiach stał Lucyfer.

Jak zwykle pewny siebie, elegancki, z niebezpiecznym błyskiem w oczach. Diabelnie przystojny, gdzie określenie „diabelnie" idealnie do niego pasowało. Mimo całej tej otoczki, która narodziła się wokół mężczyzny przez stulecia, było w nim coś urzekającego, czego Aksel nie potrafiła nazwać. Gdy tak stał i mierzył ją wzrokiem, zabrakło jej tchu. Nie odpowiedziała, pośpiesznie kiwnęła głową i ruszyła w jego kierunku. Kazał jej iść przed sobą.

W głębi serca miała nadzieję, że zabierze ją do rodziców. W końcu spędziła ponad godzinę w wannie, jak obiecał. Dostała nawet kilka kompletów nowych ubrań. Zdecydowanie było ich za dużo, ale nie odzywała się. Mógł się zdenerwować i wszystko zabrać. Z tym człowiekiem nic nie było pewne i jasne. Z drugiej strony, czy Aksel powinna nazywać go człowiekiem, skoro sam za takiego się nie uważał?

Odegnała od siebie myśli, w tym momencie nie było czasu na dumanie nad tym, czy Lucyfer jest wariatem, czy diabłem. Wyprostowała się pod kolejnym przeciągłym spojrzeniem bruneta. Choć szedł za nią, to doskonale czuła jego wzrok na swoich plecach. Przypominało to strumień ciepła pełzający po jej skórze.

Poranek był chłodny, na trawie i pobliskich drzewach dostrzegła rosę. Lucyfer uprzedził, że dla niej może być zimno, dlatego też wzięła dodatkową narzutkę, ale okazało się, że to jednak było za mało. Owinęła się szczelnie materiałem, przy okazji omiatając wzrokiem całą okolicę. Było tu pięknie, gdyby nie jej obecne położenie, z pewnością zachwycałaby się widokiem na głos. Idealnie przystrzyżone trawniki, równo posadzone krzewy, a nawet nadal kwitnące rabaty kwiatów. Aksel nigdy nie była w takim miejscu, mimo to czuła się tu dobrze. Oczywiście jeśli zależałoby to od niej, to usunęłaby stąd ludzi o czarnych oczach.

Wzięła głęboki wdech rześkiego powietrza. Nawet nie zauważyła, gdy Lucyfer wyminął ją na schodach i stanął przy aucie od strony pasażera. Aksel niespiesznie skierowała się w jego stronę, nadal podziwiając piękno krajobrazu przed rezydencją. Mężczyzna gestem dłoni zaprosił ją do środka auta. O dziwo nie skuł jej ani nie zasłonił oczu. Kazał po prostu wsiąść do samochodu, a sam po kilku sekundach umiejscowił się za kierownicą. Jechali sami. Bez eskorty demonów, tak się jej przynajmniej wydawało. Sunęli spokojnie ulicami na drugi koniec miasta. W końcu okolica zaczęła być znajoma. Aksel uśmiechnęła się mimowolnie. Jechali na cmentarz. Przed śmiercią będzie mogła pożegnać się z rodzicami.

Auto zaparkował na ulicy niedaleko głównej bramy. Aksel odpięła pas, już miała wysiąść, ale powstrzymała się na moment. Zmarszczyła brwi, przygryzła dolną wargę, po czym spojrzała niepewnie na towarzysza.

– Idziesz ze mną?

– Tak.

– Diabeł może wejść na święconą ziemię? – Otworzyła szeroko oczy, a na jej delikatnej twarzy malowało się zdziwienie.

Uśmiechnął się rozbawiony, po czym po prostu wysiadł z auta. Zdezorientowana kobieta pośpiesznie zrobiła to samo. Zrównała z nim krok i patrzyła na niego z zaciekawieniem, a nawet fascynacją. Jako mężczyzna cholernie ją pociągał, ale jego pochodzenie ją przerażało. W końcu jest diabłem, kusi. Albo jest psychopatą, który też potrafi kusić. Sama do końca nie była pewna, gdzie powinna go przypisać. Rozejrzała się dookoła. Poza nimi nie dostrzegła ani jednej żywej duszy. W dodatku zaczęło jej towarzyszyć dziwne uczucie zawieszenia, jakby czas zwolnił albo nawet się zatrzymał. Skierowała wzrok z powrotem na bruneta.

– Zawsze sądziłam, że demony nie mogą wchodzić do kościołów, boją się księży, krzyży, święconej wody – zaczęła wyliczać na jednym oddechu.

Wojna pomiędzy złemOn viuen les histories. Descobreix ara