część siódma.

34 2 0
                                    

Gdyby w głównej sali bunkru na środku pustyni Vienn Czwartego Świata do sufitu była przymocowana kamera zarejestrowałaby obraz młodej, rozczochranej kobiety i dużo wyższego od niej, może trzy lata starszego mężczyzny, opierających się o przedziwny kamienny ołtarz. Kamera nakręciłaby także po drugiej stronie głazu grupę uczonych w Starym Piśmie, odzianych w  ciemne garnitury, bądź luźne, lecz tak samo eleganckie narzuty. W lewym dolnym rogu nagrania widniałoby miejce na godzinę, jednak tej nie dałoby się określić ze względu na odległość Czwartego Świata od Świata Podstaw z którego chłopak i dziewczyna uciekli. Ścieżka dźwiękowa taśmy byłaby zrozumiała i dokładna pomimo ściszonych głosów rozmawiających postaci. Na koniec kamera uchwyciłaby oddalenie się obiektów obserwowania od ołtarza, a następnie płynne rozstąpienie się tego drugiego. Obraz momentalnie rozpikselowałby się nieczytelnie. 

Ale nie było żadnych kamer, nikt nie monitorował przebiegu zdarzeń tej nocy. Nikt nie miał zamiaru zapuszczać się na pustynię Vienn. Nikogo nie interesowały losy, nic nie wartego Czwartego Świata. Rząd zostawił kwestię jego przetrwania ludziom starszej wiary i odciął się od niego zupełnie. W innych wymiarach nikt nie zajmował się tym ostatnim na pozór opuszczonym. Kto miałby zgłębiać tajemnice pustyni i fikcyjnego miasteczka? Kto jeżeli nie ci, których tam przywiódł przypadek...

Bądź sześćdziesięciu mnichów twierdzących, że zbliża się okazja ucieczki i wyrwania się z systemu. 

Tyle z zawiłych tłumaczeń pojęli Verg i Ray, poczym w  niemym osłupieniu zeszli jeszcze niżej pod ziemię. 

Wilgoć wzięła górę nad świeżym powietrzem. Na środku okrągłej sali na gładką taflę jeziorka i kapały krople z pojedyńczego stalaktyt. Woda była hipnotyzująco spokojna, przezroczysta,błyszała, pomimo braku promieni słońca. Na brzegu jeziora leżały białe kamyczki wchodziły pod taflę i powoli zanikały. Grota wykuta była starannie w złożu drogocennych minerałów. Ściany kryły rubiny, szafiry, szmaragdy, kryształy i miliony innych nieznanych kamieni, lekko mieniących się niczym gwiazdy późną nocą. 

Ray aż do ucieczki nigdy nie widziała gwiazd. W dzieciństwie otaczały ją wysokie, brudne, śmierdzące uryną bloki zdefaworyzowanych dzielnic. Po schronieniu u pani Ary żyła w małym pałacyku, lecz nigdy nie ujrzała takiego widoku, przez światła miast i dym. Wszechobecny dym. Czytała, pozostałe w elektronicznej bibliotece, wiersze dwudziesto wiecznych poetów, ci często porównywali oczy ukochanych do gwiazd i planet, niektórzy wręcz modlili się do meteorytów...Ale teraz urok i błysk jaki otaczał dziewczynę wprawiał ją w uczucie spełnienia i uniesienia pełnego euforii. Nie mogła wyobrazić sobie, że miłość, w którą mało kto jeszcze wierzył równała się pięknie ukazującym się jej oczom.

Verg rozglądał się i dostrzegał szczegóły, na jakie tylko wyszkoleni szpiedzy i inteligenci mogli zwrócić uwagę. Po zarośniętej zieloną trawą ziemii chodziły, dziwne owady o metalicznych skorupach.  Wszystkie biegły ku małej norce, pod ukrytym w cieniu marmurowym podestem z grubą, obitą skórą księgą. Z daleka dostrzegł na niej znaki podobne do tatuaży mężczyzn.  Zazwyczaj obserwował nieświadomie, w najnudniejszych miejscach, zaułkach ulic grafitti, płatnych parkach z ocalałymi drzewami. Nader często ratowało mu to życie, ale teraz nie miał czego się obawiać. Rozpoznał genezę niezrozumiałych znaków.

- Z jakiego zakonu zostaliście przywiezieni?- zapytał stanowczo, lecz nie atakując. Nie w tym miejscu.

- Z wielu... Są wśród nas głównie Karmeldanie i Marletcci.

-Skąd więc macie księgę Starego Pisma? Kto wam ją przekazał?

Nastała chwila ciszy. Po niej stukanie na schodach i głos starca.

-Brat Atwoof ocalił ją gdy likwidowano klasztor, który miał w opiece. Jest to możliwe ostatnia księgą wśród wszystkich światów. Mądrości Starego Pisma przekonały mnie do wykorzystania waszego przybycia. Czy jesteście gotowi poświęcić się dla wiary i wolności?

-To nie moja wiara. Gdzie jest Atwoof?

-Jest nie przytomny. Chorował od dawna.

-Prowadź do jego pokoju. Teraz, bo przysięgam, że nie powiemy wam niczego, a wasz Bóg skarci was za jakąkolwiek krzywdę wyrządzoną bliźnim. -kropla potu spłynęła mu po czole. Ciemne brwii zmarszczyły się, oczy wyostrzyły jak nigdy.

Ray spała cały dzień. Śniła o przeszłości przewracając się z boku na bok i o teraźniejszości cicho pojękując. Nie była w stanie wyśnić nawet wyobrażonej przyszłości.

***Podoba się nadal? Nadchodzą zmiany <3 Zapraszam dalej***

World One.Where stories live. Discover now