Zastaw się, a postaw się - cz. 5

275 46 20
                                    

Tamta noc bez wątpienia mogła być ich, bo dużo nie brakowało, ale to, co Maciek jej opowiedział, powstrzymało jej zapędy, a potem jego

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Tamta noc bez wątpienia mogła być ich, bo dużo nie brakowało, ale to, co Maciek jej opowiedział, powstrzymało jej zapędy, a potem jego. Wszystko stało się jasne i oboje nie mieli już żadnych wątpliwości, że pragnęli tego samego. Na tylnym siedzeniu narodził się... Wspólny plan. Tak właśnie się stało, choć na wsiach, gdzie zazwyczaj wszystko działo się z mocy rodziców albo wpadki, była to raczej niemożliwa rzadkość. Maciek zaczął patrzyć na nią, tak, jak do tej pory nie patrzył żaden chłopak, choć w po tym wszystkim, w jej oczach nie był już tym, za kogo wcześniej go uważała. Chyba po raz pierwszy poczuła się bezpiecznie. Przy nim. Brakowało jej tego, bo dobrze wiedziała, że nawet we własnej rodzinie nie mogła liczyć na wsparcie, a przynajmniej tak jej się wydawało, do czasu, aż wdała się w ostrą kłótnię z ojcem, do której wtrącił się jej brat.

– I co zrobisz, jak się Kaśka wyprowadzi? Co zrobicie oboje, jak ja też się wyprowadzę, co? Wuja Bolek, sam nie da rady...

– Gorzałki się opiłeś z rana, czy zacząłeś ćpieć jakieś prochy?

Ojciec był tak wściekły, że nawet matka nie śmiała się odezwać.

– Głupia duma was zaślepiła. Boicie się pośmiewiska, a sami nakręcacie to pośmiewisko. Już się śmieją, że się mechanizacji boicie i tego kawałka ugoru się uczepiliście, jakby to święta ziemia była, a przecież nawet ojcowska nie jest, tylko ją przez zasiedzenie zagarnęliście. Gdybyś ją wtedy sprzedał, to oborę można by było dawno odnowić, w stodole dach naprawić i wroga byście nie mieli.

– Jest moja! – Ojciec wrzasnął i podskoczył na krześle, aż stół kuchenny się zakolebał, a matka chwyciła się ceraty.

– To ją sobie sam oporządzaj, bo ja na niej już kosy nie położę i nawet źdźbła nie złamię. Jak się nie daje rady, to się ustępuje mocniejszemu.

– Prędzej zemrę, niż sołtys tam swoimi maszynami wjedzie.

– Nie wywołuj wilka z lasu i głupot nie wygaduj – odezwała się w końcu matka. – A ty, nie szarżuj jak dzik i nie ryj pod tym, co jeszcze nie jest twoje. Myślisz, że w mieście to co, pracować nie trzeba?

– A kto powiedział, że się do miasta wybieram? – prychnął Krzysiek.

– To gdzie kur... Gdzie do cholery jasnej? – Ojciec omal nie przeklął.

– Do Tomaszaka na warsztat pójdę. Ma wolne poddasze i mechanika na sezon szuka. Za fuchy u niego już mam ładny grosz – Pochwalił się z dumą.

– Mechanika? A po sezonie, to co? Będziesz jego poddasza pilnował, czy tego wypicowanego psa jego żonie wyprowadzał? – zadrwił.

– Drugi warsztat szykuje, samochodowy i kanał ma już wylany. Cały rok robota będzie – odparł, po czym wyciągnął z kieszeni papierosy i niewzruszony zapalił jakby nigdy nic.

Sinokoperkowy różWhere stories live. Discover now