rozdział 21

3.7K 451 269
                                    

Gerardo Dottori, burning city~×~

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Gerardo Dottori, burning city
~×~

Nikt nie zwątpił w moją wersję.
Mama tuliła mnie mocno do siebie każdego dnia, jakby to był ostatni raz. Kochała mnie, wiedziałem to i w żadnym wypadku nie nadużywałem jej miłości, mimo to nigdy nie powiedziałem prawdy. Czasem budziłem się w środku nocy, a tata siedział przy moim łóżku i trzymał moją dłoń w swojej.

Czasem płakał. Wtedy bolało najbardziej.

Wszyscy użalali się nad małym, jasnowłosym chłopcem, który pewnego dnia wracał ze szkoły z przyjacielem. Było ciemno, a jeden z nich wpadł na głupi pomysł wtargnięcia na lodowisko. Chciał się popisać, ale lód pękł. Mały, jasnowłosy chłopiec próbował go uratować, ale był bezradny, więc zadzwonił po pomoc, która przybyła zbyt późno. Taka była prawda, którą opowiedział mały, jasnowłosy chłopiec a wszyscy zaufali błyszczącym, załzawionym oczkom, histerii w głosie i traumie we wszystkich ruchach i gestach.

Nikt nie zwątpił w moją wersję. Nawet Wooyun i Sanjoon nie odezwali się słowem.

Tylko jedna kobieta z zielonego pokoju, który dobrze pamiętałem, miała w oczach coś, co kazało mi sądzić, że się domyśla. Dlaczego to zrobiłeś, Jiminnie?
Powiedziałem mamie, że była dla mnie niemiła. Mama nie pytała, po wypadku była zbyt podatna na mój skrzywdzony głos, chciała mi nieba uchylić, gdyby to miało wyleczyć mnie z tych wydarzeń, jakby miało zmyć brud wyrzutów sumienia i zagłuszyć cierpienie.

Wielu psychologów próbowało mi pomóc. Byłem wybredny, bałem się, że im dłużej spędzę w towarzystwie jednego ze specjalistów, odgadną mnie. Bałem się konsekwencji, bałem się spojrzeć matce Daegwana w oczy, gdyby dowiedziała się, że go zabiłem. Miałem dziesięć lat, mój mózg stopniowo wypierał tamte wydarzenia, rany goiły się i zabliźniały dzięki sesjom terapeutycznym. Czasem miewałem koszmary, w których Daegwan błagał mnie o pomoc, ale zanim dobitnie zdałem sobie sprawę co się wtedy stało, zdążyłem już niemal całkowicie zdystansować się od tamtych wydarzeń. Przecież on mógłby mieć teraz dwadzieścia jeden lat jak ja, być może byłby na wymarzonym kierunku studiów, miałby własne mieszkanie, chodziłby na imprezy co sobotę i miałby zapewne ładną, sympatyczną dziewczynę. Zamiast tego jednak jego kości spoczywały kilka metrów pod ziemią w naszym rodzinnym mieście, ale było już zbyt późno, żebym mógł się tym bardziej przejąć, byłem wypłukany z uczuć.

Zdarzyło się, tyle wiedziałem. Było pustą przestrzenią w pamięci, blaknącym zdjęciem pozostawionym na strychu wśród innych, niepotrzebnych informacji. Nie czułem nic poza pustką, gdy sięgałem do tamtych wspomnień.

Do tamtej chwili.

Yoongi od początku wydawał mi się człowiekiem niezwykle osobliwym. Był już słynnym artystą mimo młodego wieku, nadzieją następnego pokolenia malarzy, a jednak zwrócił na mnie uwagę. Był interesujący, stwierdziłem już po kilku dniach przebywania z nim - zadawał trafne pytania, potrafił zająć rozmową tak, że przestawałem nienawidzić siebie choć na krótką chwilę, jednocześnie umiał mnie rozśmieszyć. Jakaś siła ciągnęła mnie w jego stronę. Bez znaczenia, jaki humor miałem, czułem, że był lekiem na wszystko - wtedy już wiedziałem, że ta siła była zaufaniem. Miałem je do niego już od dawna, musiałem jedynie się do tego przyznać. Opowiedziałem mu wszystko, w głębi duszy mając nadzieję, że mnie zostawi. Byłem przecież toksycznym człowiekiem, chciałem żeby osoba, na której mi zależało, mnie zostawiła. Wtedy mógłbym płakać w ciemnym kącie, mrucząc, że wreszcie miałem rację - byłem obrzydliwy i nie zasługiwałem na dobroć.

Sztuka uciekania▪️yoonminWhere stories live. Discover now