rozdział 19

3K 438 135
                                    

Theodore Fourmois, the windmill~×~

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Theodore Fourmois, the windmill
~×~

Siedzę w bibliotece, rysując ołówkiem po zeszycie, nie będąc nawet pewnym w jakim celu to robię. Biblioteka już opustoszała - jest tu tylko pani bibliotekarka, leniwie podpierająca głowę łokciem. Używa komputera, a w jej okularach wyraźnie odbija się okienko pasjansa. Biblioteka będzie czynna do siedemnastej, mam więc czas jeszcze chwilę poszkicować - na zegarze ściennym odczytuję godzinę zaledwie piętnastą czterdzieści siedem. Macham nogami na krześle, próbując się rozgrzać. Jest styczeń, już wkrótce się ściemni, ale nie mogę jeszcze opuścić szkoły. Jeśli wyjdę z niej wcześniej niż szesnasta trzydzieści, spotkam jednego z nich i zapewne dostanę lanie, w najlepszym wypadku zamkną mnie w pomieszczeniu konserwacyjnym i podrą rysunki. Muszę być ostrożniejszy, jeśli nie chcę już wiecej przykrych doświadczeń.

Rysuję bardzo długo, już piekielnie się nudzę. Co chwila zerkam na zegar, czekając na upragnioną godzinę siedemnastą, która nie nadchodzi od przeraźliwie długiego czasu, jakby wskazówki zegara szeptały wspólnie między sobą, by pozostawić mnie w niepewności jak najdłużej.

- Może chciałbyś coś poczytać? - pyta bibliotekarka, odchylając się na krześle. Zapewne właśnie wygrała rozgrywkę i zaraz rozpocznie nową, zapominając o moim istnieniu. Nikt nie zauważa mojej obecności na dłużej niz piętnaście sekund, ona też zaraz się opamięta, że nie warto tracić na mnie czasu.

- Nie, dziękuję - mówię z uśmiechem, tak jak nauczyła mnie mama. W innym wypadku po prostu bym nie odpowiedział, czekając aż się odczepi.

Zajmuje to chyba całą wieczność i jedną minutę dłużej, ale bibliotekarka zaczyna zbierać swoje rzeczy, a na zegarze wybija szesnasta pięćdziesiąt siedem.

- Rodzice cię odbiorą? Juz jest ciemno - kobieta udaje, że się mną interesuje. Jak zwykle, jak każdy.

- Tak - kłamię, bo gdybym powiedział prawdę zapewne by zadzwoniła do moich rodziców, a wtedy moje kłamstwo z dodatkowymi zajęciami z plastyki wyszłoby na jaw i musiałbym wytłumaczyć, czemu się ukrywam w bibliotece.

Wychodzę z pomieszczenia i zbiegam do szatni z ulgą zauważając, że kurtek Daegwana, Wooyuna i Sanjoona już nie ma. Skończyli lekcje pół godziny temu, jak zwykle we wtorki, ale zawsze istniała możliwość, że chcieliby chwilę na mnie zaczekać. Nigdy się to nie zdarzyło, ale wolałem być ostrożny.

Zakładam kurtkę i zimowe, ciepłe buty już z zupełnym spokojem wiedząc, że do końca dnia nic złego mi już nie grozi. Otwieram drzwi wejściowe, a mroźny podmuch powietrza uderza mnie prosto w twarz. Śnieg nie pada, ale wieje silny wiatr a temperatura wynosi zapewnie około minus piętnastu stopni. Brnę przez śnieg, przeciwstawiając sie huraganowi i co chwila strzepując biały puch z kolan, aby nie rozpuścił się i nie pomoczył mi spodni.

Sztuka uciekania▪️yoonminWhere stories live. Discover now