III. The story of my scars

6K 370 932
                                    

15 września 2011 r.

Dni mijały dla Louisa dość szybko, gdy tylko nie myślał o tym, jak wolno mijają naprawdę.

Od jego ostatniego spotkania z Harry'm minęły dwa tygodnie i zgodnie z planem Louisa - udawali, że się nie znali.

Czasem tylko mijali się na szkolnym korytarzu i Harry posyłał wtedy Louisowi to swoje smutne, zawiedzione spojrzenie, które u starszego chłopaka wywoływały pewnego rodzaju wyrzuty sumienia, a równocześnie rozrywały mu serce. Serce, którego myślał, że nie miał.

- Mówiłem ci, że nie mam za co spłacić tych twoich głupich zachcianek! - Louis usłyszał z dołu kolejne wrzaski, zwiastujące kolejną awanturę. Jednak był już do nich na tyle przyzwyczajony, że czasem nawet ich nie słyszał. Czasem, gdy zamykanie się w pokoju nic nie dawało i dźwięki tłuczonego szkła sprawiały, że podskakiwał na własnym łóżku, Louis zakładał słuchawki i słuchał mocnego metalu, tak głośno, że miał przez to po jakimś czasie uszczerbek na słuchu.

Potem, gdy muzyka mu nie wystarczała, Louis zaczął uciekać z domu. Sam nie wiedział, kiedy dokładnie wpakował się w to, w co się wpakował, jednak z początku było to dla niego ucieczką od wszystkiego, co działo się w domu, który stereotypowo miał być przecież ostoją spokoju i miłości, w której każde dziecko powinno czuć się kochane i bezpieczne. O wiele łatwiej było mu uciec, najebać się lub naćpać na tyle, że choć przez chwilę nie pamiętał tego, kim jest i gdzie musi wrócić, gdy faza się skończy.

- Od kiedy jedzenie jest zachcianką?! Trzeba zaopatrzyć dziewczynki do szkoły, nie pomyślałeś o tym?! - krzyczała Jay, matka Louisa na swojego trzeciego już z rzędu partnera, który nie był ojcem ani Louisa ani jego młodszych sióstr. Louis nie wiedział, czy to był właśnie ten powód, dla którego ojczym go tak bardzo nienawidził, jednak jednego był pewien - nienawidził go bardzo. I z wzajemnością.

- Trzeba było się tak nie puszczać i nie robić tylu pieprzonych bachorów - po tym krzyku coś trzasnęło, jakby przewrócone krzesło roztrzaskujące się na posadzce. Usłyszał, jak jego matka wydaje z siebie okrzyk przerażenia, a potem bólu.

Czasem jednak Louis nie mógł uciekać, nie mógł zatykać uszu ani słuchać bezczynnie muzyki. Czasem wiedział, że musi się angażować, żeby obronić mamę, gdy sprawa zajdzie za daleko. I dokładnie tak było tego dnia.

Zbiegł na dół jak oparzony, czując, że gotowało się w nim być może tak bardzo, jak nigdy wcześniej. Rosnąca adrenalina sprawiła, że zrobił się cały czerwony z wściekłości, a dłonie zacisnął w pięści, wbijając w nie mocno swoje paznokcie, ponieważ był to już pewnego rodzaju nawyk, którego nie mógł się wyzbyć.

W kuchni zobaczył kobietę, która kuliła się przytulona do blatu i wysokiego, silnie zbudowanego mężczyznę, który stał tuż nad nią i podnosił szklankę, chcąc prawdopodobnie nią rzucić.

- Ostrzegałem - powiedział Louis przez zaciśnięte zęby, wchodząc do pomieszczenia, w którym się znajdowali - że jeśli jeszcze raz podniesiesz na nią swoją pieprzoną rękę, to cię zabiję, skurwysynu - mówiąc to rzucił się na ojczyma z pięściami, nie zwracając uwagi na przerażone krzyki Jay, żeby tego nie robił.

Najpierw wymierzył mu cios pięścią w twarz, prawdopodobnie łamiąc mu tym samym nos, jednak drugi cios już mu się nie udał, ponieważ mężczyzna był od niego silniejszy i popchnął go na drzwi.

- Spierdalaj, szczylu! - krzyknął, jednak Louis po chwili się podniósł i pomimo tego, że bardzo bolał go bark, którym uderzył z całej siły o twardą framugę drzwi, zaatakował ponownie.

Greg tym razem jednak nie był tak delikatny. Wymierzył chłopakowi cios prosto w twarz, na co siedemnastolatek skulił się, zataczając do tyłu. Wstał ponownie. I ponownie poległ, po chwili leżąc na podłodze i na czworakach posuwając się w stronę matki, byleby tylko ją zasłonić w razie potrzeby. Zanim jednak do niej dotarł, wściekły mężczyzna rzucił w niego szklanką, którą cały czas trzymał w dłoni, a ta odbiła się od szafki, roztrzaskując na najmniejsze kawałeczki. Louis poczuł, że z jego twarzy spływa krew, dokładnie z miejsca tuż pod jego okiem. Szybko wyjął tkwiący w tym miejscu kawałek szkła i ciężko dysząc, wstał. Gdy Greg opuścił pomieszczenie i wyszedł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi, chłopak podszedł do matki, żeby pomóc jej wstać. Jego oczy jednak nie wyrażały żadnej miłości czy współczucia do niej. Czuł niezrozumienie i w pewnym sensie również obwiniał ją za to, że on i przede wszystkim dziewczynki, muszą mieć takie dzieciństwo, ponieważ ona zbyt bardzo się boi, żeby wyrzucić tego chorego psychicznie człowieka z domu.

Show Me Love | Larry StylinsonOù les histoires vivent. Découvrez maintenant