Rozdział 5 3/3

3.4K 284 107
                                    

- To, co powiedziałem wcześniej... przepraszam - Louis zarumienił się aż do palców u stóp. - To po prostu... wyszło. Nie chciałem wprowadzać cię w niezręczną sytuację, czy zapędzać w kąt, czy...

- Ucichniesz? - skarcił Harry. - Wiem, co powiedziałeś i wiem, co powiedziałem ja. Teraz przynieś mi cukier puder.

Louis otworzył usta, by powiedzieć więcej, ale brunet obdarzył go spojrzeniem, które mówiło, żeby lepiej się już nie odzywał. Jay i Dan zabrali dzieci na przedstawienie w teatrze, zostawiając ich całkiem samych w domu. I Harry'emu ciężko było wytrzymać z ubrudzeniem sobie rąk w kuchni. Narzędzia kuchenne, jakie kupiła mu Jay były najlepszej jakości, ze specjalistycznego sklepu i praktycznie tańczył na paluszkach z podekscytowania, by móc ich wreszcie użyć. Tak szybko, jak wszyscy wyszli, Louis pomógł mu przejąć kuchnię. I to nie tak, że Harry potrzebował od niego jakiejś pomocy. To była jednak jego cecha, mimo wszystko. Ale kiedy szatyn patrzył jak młodszy wyciąga mikser i układa swoje narzędzia w zorganizowanym rządku na blacie, poczuł potrzebę przeprosin za to wypalenie w salonie. Nie chciał, by Harry poczuł się niekomfortowo przez to, co powiedział. Ale okazało się, że ten nie chciał o tym dyskutować. Louis mógł to uszanować - albo chociaż spróbować uszanować. Wyjął ze spiżarni cukier puder i posłał na blat.

- Dzięki - Harry uśmiechnął się do niego.

- Więc, co dzisiaj pieczemy, szefie - zapytał szatyn, próbując poprawić nastrój po wcześniejszym.

- Daktylowe ciastka z przyprawami, kochany asystencie. Zaczniemy od pokrycia suszonych daktyli mąką, cynamonem i pimentem. Więc, pomożesz mi z tym.

- Ufasz mi z takimi możliwościami, Harold? - zapytał Louis, niemal zszokowany.

- Cóż, to tak naprawdę tylko cztery składniki wymieszane w misce. Nie sądzę, że możesz to zniszczyć. I jeśli dasz radę, cóż... to po prostu smutne, Lewis.

- Oj, zamknij się - szatyn zaśmiał się, otwierając opakowanie suszonych daktyli i wsypując je do szklanej miski, podczas gdy Harry zaczął pracować nad polewą do ciastek. Louis dodał trochę mąki i przyprawy na wierzch, a potem zaczął mieszać wszystko w naczyniu. Musiał przyznać, kuchnia już zaczynała pięknie pachnieć. Harry jest najlepszym piekarzem na całym świecie, Louis był niemal przekonany i nie mógł sobie nawet przypomnieć ostatniego razu, gdy gotowali razem. Zdanie sobie z tego sprawy zasmuciło go, biorąc pod uwagę to, że kiedyś zwykli robić to razem zawsze i często próbowali nowych przepisów.

- Popatrz na siebie - powiedział Harry, wbijając kilka jajek do miski. - Jeszcze nic nie podpaliłeś. Osiągnięcie.

- Oi! To był jeden raz! - zaprzeczył Louis. - I skąd mogłem wiedzieć, że ekstrakt waniliowy jest łatwopalny? Zresztą, mieszam owoce i przyprawy. Nie sądzę, że w misce jest coś palnego,

- Oh, jestem pewien, że ty z wszystkich ludzi najlepiej wiesz, jak postawić mąkę w płomieniach - zażartował brunet, a w jego policzku pojawił się dołeczek.

- Zamierzam postawić w płomieniach ciebie - wymamrotał Louis, poruszając swoją miską z daktylami.

Harry zachichotał, schylając się po coś do lodówki i pacnął go w tyłek, gdy się podniósł, sprawiając, że szatyn krzyknął i podskoczył. Młodszy tylko powstrzymywał uśmiech, a jego oczy błyszczały figlarnie. Louis zagryzł własny uśmiech, próbując go nie pokazać i nie zwracać zbyt dużo uwagi na motylki w swoim brzuchu.

- Hej, Hazz - uśmiechnął się. - Pracujemy dopiero pięć minut, a ty już masz mąkę we włosach.

- Co? Gdzie? - Harry sięgnął w próbie strzepnięcia, kiedy Louis pochwycił pełne garści mąki i wcierając młodszemu we włosy, sprawił, że ten zapiszczał:

Make My Wish Come True PL (Larry)Where stories live. Discover now