Rozdział 4 3/3

3K 309 114
                                    

Mam zbyt miękkie serce... : )

Kiedy Harry wrócił na dół, jego twarz była przemyta i nie został żaden ślad łez, czy czegoś, co miało miejsce jeszcze niedawno. Zaczęli dekorować drzewko razem zresztą rodziny. Dan zajął się lampkami, a Louis z Harrym łańcuchami i błyskotkami. Każdy ułożył na choince własne ozdoby, a wszystkie były specjalne i należały do każdego z nich - nawet Harry'ego, który spędzał przecież święta z nimi od dziesięciu lat.

Po tym jak całe drzewko zostało udekorowane i ustawione, Jay zamówiła pizzę (każdego roku Louis wybierał obiad w swoje urodziny) i usiedli w salonie, oglądając świąteczne filmy w telewizji i jedząc swoje kawałki. Louis był wdzięczny za cichy wieczór - to sprawiła, że jakakolwiek niezręczność między nim, a brunetem była minimalna. Tak naprawdę nie rozmawiali od tego momentu wcześniej, w celu nie pogorszenia niczego. To tak naprawdę nie działało. I tak już zbyt wiele zostało powiedziane, a równocześnie wciąż zbyt mało.

Krążyli wokół siebie tej nocy, gdy przygotowywali się do położenia do łóżek. Mieli kolejkę do łazienki, brania prysznica i przebierania się - nie mówiąc więcej, niż było konieczne. I kiedy Louis wczołgał się do łóżka, a Harry zgasił światło lampki, leżeli w ciszy. Oboje byli na plecach, patrząc na gwiazdki na suficie Louisa dokładnie tak, jak ich pierwszej nocy tutaj. Szatyn wciąż miał tysiąc słów na języku. Ale jak mógł je wypowiedzieć? Nie chciał wprowadzać Harry'ego w jeszcze bardziej niezręczną sytuację. Młodszy wydał ciche westchnięcie, a Louis uniósł dłoń, by potrzeć swoją brew. Wiedział, co musi powiedzieć Harry'emu. Zrobił coś po tym wydarzeniu w salonie - coś, co przeraziło go na śmierć - ale było to coś, co Louis od dawna wiedział, że musi zrobić. Prezent od Harry'ego był czymś w rodzaju czynnika utwierdzającego. To był znak z nieba i szatyn musiał to zrobić. Więc kiedy drzewko było już skończone i zanim pizza przyjechała, Louis przeprosił, że idzie do łazienki i zamknął się w sypialni z telefonem w dłoni - krążąc wokół, gdy pisał email, kasował, a potem pisał od nowa tuzin razy, zanim go wysłał. Kiedy już to zrobił, to było to. Nic już nie zostało do zrobienia. Więc wrzucił urządzenie pod poduszkę - z dala od widoku i swojego umysłu - zanim udał się na dół i dołączył do swojej rodziny w jedzeniu i oglądaniu. Ale teraz, w ciemności sypialni, w ciszy, wiedział, że musi powiedzieć Harry'emu. Wiedział, że musi to sobie uświadomić i wypowiedzieć słowa na głos.

- Harry - wyszeptał. - Muszę powiedzieć ci sekret?

- Co to? - odszepnął młodszy.

- Popatrz na mnie - poinstruował Louis, odwracając się, a Harry zrobił to samo. - Nie chcę, żebyś to źle zrozumiał, ok. Chcę, żebyś wiedział to, co mam zamiar powiedzieć, co zrobiłem dla siebie. Przemyślałem to, Harry. To nie jest jakaś irracjonalna decyzja, którą podjąłem w próbie... ratowania nas. Zrobiłem to, bo musiałem. Ponieważ zbyt wiele w moim życiu straciłem - zbyt wiele siebie.

- Co zrobiłeś? - zapytał Harry.

- Napisałem emaila do Angeli tego wieczoru - Louis wziął głęboki oddech. - Napisałem rezygnację z posady w Men's Athletic.

Przez moment w pokoju panowała cisza. A potem:

- Co zrobiłeś?

- Napisałem emaila do Angeli...

- Ty... ty zrezygnowałeś? - brunet zamrugał, próbując przyswoić słowa starszego.

- Tak. To coś, co chciałem zrobić już dłuższy czas, Harry. Dłuższy niż zdajesz sobie sprawę. I po prostu... twój urodzinowy prezent dla mnie był jak znak z niebios, że muszę się zawziąć i to zrobić. Nie jestem od reklam. Nie jestem od sprzedawania ludziom produktów i dóbr, których nie potrzebują, za pieniądze, których nie mają. To nie ja, Haz. Nie ja. Jestem stworzony do bycia dziennikarzem. Straciłem pogląd na to. Straciłem pogląd na wiele rzeczy. I nie wiem, co teraz zrobię, ale przemyślałem to. Po prostu... wiem, że cokolwiek się nie stanie, będę o wiele szczęśliwszy niż gdybym został w tym samym miejscu. Musiałem odejść z Men's Athletic. Musiałem odejść od Angeli. Potrzebuję czegoś... czegoś nowego. I może zacznę pisać bloga albo...

Make My Wish Come True PL (Larry)Where stories live. Discover now