19

1K 81 13
                                    

Tonęła.

Tym razem naprawdę. Nie pojawiły się żadne lodowate ręce, które by ją ciągnęły do góry. Do światła.

Nad jej głową migotało światło, choć Amalie tonęła. Wyciągnęła w jego stronę dłoń. Jak przez cudowne, ciemne szkło... Światło. Życie. Tam gdzie ona już nie należała.

Płuca paliły ją. Coraz bardziej z braku powietrza. Może tak powinno być? Może powinna zakończyć życie w tym wodnym, zimnym, ciemnym grobie? Zapomniana, tak jak za życia.

Ale to już nie miało sensu. Zaśmiała się i woda zalała jej usta.

To był koniec.


***


-Kim ona jest? – nad jej głową rozległy się czyjeś słowa.

-To fae! – przerażony szept. – Ona jest fae!

-Musimy się jej pozbyć!

-Może... - wiedziała o co chodzi. Chcieli ją zabić.

-Zamiast gadać, po prostu obetnijcie mi głowę – mruknęła schrypniętym głosem, a pisk jaki się rozległ, ranił jej uszy. Otworzyła oczy. – Witam – uśmiechnęła się pogodnie. Wokół niej stali wieśniacy z widłami. Z widłami! Roześmiałaby się, gdyby nie ból gardła. Mogła zmieść ich jedną myślą. Jedną. A ci ludzcy głupcy... To się nie działo naprawdę.

-To nie głupi pomysł – ten głos należał do nowoprzybyłego, zdecydowanie młodego mężczyzny. I ani trochę nieprzerażonego tym, że ci wieśniacy mieli widły i planowali morderstwo. – Ale szkoda by było zabijać taką ładną kobietę – kpina.

-Zamiast gadać, lepiej się pospieszcie.

-Czy tobie na życiu nie zależy?

-Nie – parsknęła.

-Morze ją wyrzuciło! Nie powinno jej tu być! Żadnej fae nie powinno!

-Jak przekroczyła Mur? – dobre pytanie, na które nawet Amalie nie znała odpowiedzi. Tak jak poprzednim razem, po prostu stanęła na obcej ziemi, po drugiej stronie Muru i nie zadawała pytań.

Czy król wie o tym? Amalie dwa razy udało się morzem przekroczyć barierę. Czy król mógłby w ten sposób wysłać wojsko na ziemie ludzi? Czy w ogóle taka myśl przeszła mu przez głowę? A jeśli tak, to czemu tego nie zrobił?

Nie wiedziała. Właściwie to niczego nie wiedziała. Pozwalała sobą dyrygować, niczym dzieckiem. Owszem, była młoda, ale to jej w żaden sposób nie tłumaczyło. Tym bardziej, że POWINNA była coś zrobić już dawno temu. Zamiast grać według zasad panujących na Hybernii. Zamiast wmawiać sobie, że to jej dom. 

Jej dom? Naprawdę?

Przegrała. Poddała się. Jakże teraz sobą gardziła! Zaciskała powieki, by nie zapłakać.

-Czy masz zamiar tak dalej leżeć? – usłyszała rozbawiony, męski głos. Przykucnął obok, przepędził złorzeczących wieśniaków. Kimkolwiek był, miał tu posłuch.

-Możliwe – warknęła i otworzyła ponownie oczy. Spojrzała prosto w stalowe tęczówki. Odnotowała małą bliznę na policzku, kwadratową, mocną szczękę, zawadiacki uśmieszek na pełnych wargach i za długie włosy, związane w kitkę. Pochylał się nad nią i uważnie jej się przyglądał.

Zdrajczyni ✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu