12

1.1K 91 14
                                    





Rhysand dawał jej popalić na każdym kroku. Wykorzystywał przy tym Feyrę, co noc spijając ją winem i każąc tańczyć do upadłego. Choć Amalie nie mogła być pewna, czy to przeciwko niej były wymierzone te atrakcje, czy może przeciwko Tamlinowi. W końcu Rhysand  nienawidził Księcia Dwory Wiosny i to z wzajemnością!

Ponadto musiała znosić uszczypliwości Księcia Dworu Nocy. Za każdym razem, gdy się spotkali, mówił coś, co sprawiało, że chciała go rozszarpać.

Tylko jej silna wola powstrzymywała ją przed wyrwaniem mu serca z piersi. Feyra jednak okazała się głupia. Zawarła układ z księciem Rhysandem. A Amalie nic z tym nie mogła zrobić. Cóż, to nie było już jej zmartwienie. Skoro jej siostra straciła rozum...

-Pasuje to do ciebie – usłyszała rozbawiony męski głos. Podniosła się z kolan. Szorowanie podłogi nie było jej ulubionym zajęciem, ale mogła być przynajmniej sama.

-Czego? – syknęła niezbyt uprzejmie. I niezbyt rozsądnie.

-Czyżbyś zadała mi pytanie, droga Arian? – odparował Rhysand, materializując się przed nią. Otaczała go ciemność. Smugi rozlewały się dookoła, jak atrament na wodzie. Amalie musiała przyznać, że akurat ten książę umiał zrobić dramatyczne wejście.

-Nawet nie próbuj – ostrzegła go. – Nieźle idzie ci wkurzanie wszystkich dookoła. Dziwię się, że nikt cię nie zabił – parsknęła. Rhysand nie poruszył się. Patrzył. Tylko patrzył. Irytował ją ten przenikliwy wzrok.

-Powinnaś się mnie bać – stwierdził. – Mogę zdradzić twoją tajemnicę – dodał miękko. Amalie prychnęła.

-A co to za tajemnica? – zakpiła.

-Udajesz fae niskiego rodu. Twój wygląd pasuje do Dworu Lata, zwłaszcza te włosy... Ale ta skóra? Taka biała... Może Dwór Zimy?

-A co to za różnica, który Dwór? – prychnęła.

-Racja, żadna – wzruszył potężnymi ramionami. – Ale ciekawe jest, że nikt cię nie zna. Na żadnym z Dworów nikt nie widział szarowłosej, szarookiej fae wysokiego rodu – odparł.

-Nie jestem wysokiego rodu – prychnęła. No, nie kłamała! Przecież nie była fae wysokiego rodu. Była człowiekiem. Ale na takie rozwiązanie nikt by tutaj nie wpadł. 

Może poza Amaranthą. Gdyby raczyła się zainteresować służbą. A o tym nie było mowy.

-Czyżby? – szybko wyciągnął dłoń i chwycił jej włosy. Zerknął na szpiczaste uszy. Amalie nie mogła się opanować i uderzyła. Raz, celnie, w brzuch. Liczyła, że Rhysand straci oddech. Przeliczyła się. Skrzywił się i nieznacznie cofnął, ale nie puścił. Szarpnął, aż Amalie syknęła.

-Puszczaj – warknęła. A potem nadepnęła mu obcasem na stopę. Rhysand zmarszczył brwi i zaklął szpetnie. Amalie uwolniła się i odskoczyła. – Moje pytanie brzmi: czego chcesz, dupku?

-Nie masz innych pytań? – odparował, krzywiąc się. Amalie poczuła dumę na myśl, że zalazła mu za skórę.

-Czego chcesz ode mnie? – doprecyzowała.

-Jestem zwyczajnie ciekaw – odparł. – Ciekawe kim jesteś i skąd pochodzisz. Ktoś o twoich zdolnościach służką? I tym spojrzeniu? Za dużo dumy, moja droga.

Zdrajczyni ✔Where stories live. Discover now