3

1.8K 129 31
                                    





Amalie nigdy nie była w Prythianie jako człowiek. Jako fae również. Nie chciała, by jej noga postała na tej przeklętej ziemi. Jako dziecko, przed przemianą, mieszkała niedaleko Muru, ale teraz nie miało to już znaczenia. Cała jej przeszłość nie miała znaczenia. Nie, gdy stała na granicy ziem ludzi i fae.

Dwór Wiosny leżał najbliżej granicy, a Amalie nie chciała się do niej zbliżać. Mogłaby zapragnąć czegoś, czego nie mogła dostać. Mogła chcieć zrobić coś, czego zrobić nie mogła.

Zobaczyć swoją rodzinę. Rodzinę, która się jej wyrzekła. Mimo to nienawidziła ich z całego serca, chciałaby wiedzieć co u nich. Jak sobie poradzili. Czy pieniądze za jej życie i ciało na coś się przydały. Czy może długi były tak duże, że nie zdołali ich spłacić? Jeśli tak się stało, to jak ojciec i siostry dali sobie radę?

To było zbyt masochistyczne. Amalie musi załatwić sprawy na Dworze Wiosny i modlić się, by nikt nie zaczął zadawać pytań. A zrobią to. Choć Amalie była tu incognito, nie mogła mieć pewności, że ktoś jej nie rozpozna. Że nie słyszano o zabawce króla Hybernii, pięknej srebrnowłosej fae. Kobiecie znikąd.

Amalie przekroczyła granicę Dworu Wiosny. Pięknego miejsca, w którym panowała wiecznie wiosna. Tak jak na Dworze Zimy zima, Dworze Lata lato, a Jesieni jesień. Magia książąt była dla niej niepojęta. Choć ona sama nią władała , to nie rozumiała mechanizmów rządzących tymi mocami. A król nie kwapił się, by ją czegoś nauczyć. Pozwolił jej trenować sztuki walki i stać się wojownikiem, ale nie pozwolił, by była jak Amarantha. Możliwe, że nie podobało mu się, że dwie kobiety mogłyby być tak potężne... Amalie nie była jednak pewna co do tego, jaką mocą władała Aarantha. Jak potężna była? Czy w ogóle była, czy trzon jej władzy to zwyczajnie okrucieństwo i spryt? Cokolwiek to nie było, obecnie sprawowała w Prythianie niepodzielne rządy.

-Stać! - usłyszała zimny rozkaz. Zatrzymała się. Miała na sobie prosty ciemnozielony strój, niepasujący do żadnego z Dworów. Ot, zwykła wagabunda jakie się trafiały wszędzie. W dodatku jej broń to para sztyletów i łuk. Uniosła ręce w pokojowym geście.

-Witam, witam! Piękny mamy dzień, czyż nie? – uśmiechnęła się radośnie. Strażniczy Tamlina powitali ją zbrojną watahą, z łukami wymierzonymi w jej serce. Amalie nie straciła rezonu. Wiedziała, że wygląda jakby przebyła dużą odległość, jej buty były wybrudzone i znoszone, a płaszcz miał kilka rozdarć. Postarała się, by tak wyglądać. Nawet włosy miała potargane i w nieładzie.

-Co tu robisz? Z którego Dworu jesteś? – zapytał strażnik bez zbędnej kurtuazji. Uśmiech nie schodził z ust Amalie.

-Nie mam Dworu i nikomu nie podlegam. Wędruję – odparła z idiotycznym uśmiechem. Łucznicy nadal nie opuścili broni. Amalie westchnęła ciężko. – Nie chcę kłopotów. Tylko tędy przechodziłam – wzruszyła ramionami.

-O tym możesz opowiedzieć naszemu władcy – w końcu się poddali. Amalie szła na piechotę, więc posadzili ją w siodło i związali. Prychnęła na te zabiegi, ale ją zignorowano. Czy ci głupcy sądzili, że sznur mógł ją powstrzymać przez wyrżnięciem ich w pień? Dobre sobie!

-Po co tu przywędrowałaś? – więc rozpoczęto przesłuchanie, a Amalie barwnie opisała swoje przeżycia na innych Dworach, na których oczywiście nie była; o tym jak umilała czas różnym arystokratom. Mniej ważnym, takim, których los nikogo nie obchodził. Amalie gadała tak przez pół dnia, gdy jechali do zamku księcia Dworu Wiosny, Tamlina. A Amalie miała go poznać. Nie cieszyła ją ta perspektywa. Nie chciała wyjeżdżać z Hybernii. Przywykła myśleć o tym miejscu jako o swoim domu. To była jedyna, stała rzecz w jej życiu. Jej król, którego ubóstwiała. Jej pokój, który pozwolono jej urządzić po swojemu. Jej nowe życie, które sprawiało, że mogła się rozwijać. Że mogła doskonalić swoje umiejętności. I najważniejsze, nikt w Hybernii nie traktował jej jak dziwadła przez jej wygląd. Patrzono na nią z podziwem.

Przerażeniem też. Ale akurat to jej nie przeszkadzało.

I wtedy zobaczyła zamek. Porośnięty różami, śliczny i uroczy. Spokojny i tak jasny, że oślepiał. Amalie aż się skrzywiła. Paskudne miejsce! Wolał zamek w Hybernii! Wolała mroczne korytarze i marmurowe podłogi. Wolała meble z ciemnego dębu i olejne obrazy przedstawiające bitwy. Widziała fae w maskach, cześć klątwy Amaranty. Suka miała wyobraźnię. Rozbawiła ją ta myśl. Amarantha jakimś sposobem przytwierdziła maski ponad czterdzieści lat temu do twarzy wszystkich poddanych Tamlina. Amalie nie znała zbyt wielu szczegółów, ale o ile się orientowała, klątwę można było złamać. Pod warunkiem, że jakaś śmiertelniczka pokocha księcia fae..

A na to się nie zanosiło. Jaka śmiertelniczka byłaby zdolna pokochać fae? Jedną z legendarnych, przerażających istot, mieszkającą na tych ziemiach? I to w dodatku samego księcia! Ha! Tamlin nie miał szans, by się wywinąć ze szponów Amaranthy!

Nie mogła jednak pozwolić sobie na rozkojarzenie. Była na obcym dworze. Na ziemi wrogów. Nie było co się oszukiwać. Musiała być czujna. Zwłaszcza, że przybyła tutaj w roli szpiega króla Hybernii. To było dla niej nowe, ekscytujące doświadczenie. W końcu do tej pory nie miała okazji się wykazać. Była lojalna, ale łatwo o lojalność, gdy nikt ci stalą w oczy nie świeci. Gdy nie musisz się obawiać, że zaraz połamią ci kości, rozerwą mięśnie, zedrą paznokcie, albo coś jeszcze gorszego. Dla Amalie było jasne, że to test. Test jej lojalności.

Król nie powinien się obawiać. Amalie zbyt go kochała, by zdradzić.

Książę Dworu Wiosny pojawił się na schodach swej posiadłości. Na twarzy miał maskę, jak każdy na Dworze. Nawet on nie był w stanie jej zdjąć. Tamlin był zielonookim blondynem. I nosił broń typową dla Ilyrów, z Dwory Nocy. Ale Amalie nie dała po sobie poznać, że cokolwiek zrobiło na niej wrażenie. W końcu nie od dziś wiadomo, że Tamlin i Rhysand się nie znosili. Zaszłości i urazy, które były między nimi sprawiły, że najpotężniejszy książę Prythianu, Rhysand, władca Dworu Nocy, szczerze i z wzajemnością nienawidził Tamlina.

Ukłoniła się głęboko i wyszczerzyła zęby. Udała, że umknęły jej szczegóły stroju księcia. Nie powinna nawet zauważyć broni, ani nie powinna pokazać po sobie, że cokolwiek wie na ten temat. Dwór Nocy był po przeciwnej stronie Prythiany i w wojnie sprzed pięciuset lat, książęta z tych Dworów walczyli między sobą. Co ciekawe, Dwór Wiosny stał po stronie Amaranthy. Ciekawe, co się zmieniło, że Tamlin gardził obecną władczynią, choć jego ojciec był jej sojusznikiem...

-Witaj, księże Dworu Wiosny! – prawie zamiotła włosami podłogę. Jej obłąkana radość z pewnością wzbudzała czujność. I równie szybko tracono nią zainteresowanie, gdy przekonano się, że jest tylko niegroźną, ładną idiotką. Głupcy zawsze nabierali się na tę pozę. A Amalie chciała wiedzieć, czy Tamlin jest głupcem. Obrzucił ją czujnym spojrzeniem. Amalie wyczuwała jego moc. Był potężny. Ale nie mógł równać się z jej królem.

-A ty jesteś... - mruknął.

-Arian, panie – powiedziała. Nikt nie znał tu jej imienia. Nawet Amarantha nie zawracała sobie nim głowy. Amalie była zbyt mało ważna. Ot, zabawka! Chwilowa przyjemność. Rozpoznać ją mogli tylko szpiedzy króla. A tych miał w całym Prythianie wielu.

-Czego chcesz? – nie zamierzał silić się na uprzejmość. Cóż, tego się spodziewała. W końcu Tamlin nie słynął z ogłady. Dziki wojownik. Bestia. Idealnie do niego to pasowało. Przypominał jej ogromnego lwa, gotowego do ataku. Lwa, który się przyczaił i czekał. Oceniał. Analizował.

-Wędruję, mój panie. Uwieczniam w swych poematach piękno Prythianu! – oznajmiła z uniesieniem. Zachowywała się jak aktoreczka. Jak głupiutka dziewoja, co to w życiu niczego nie widziała, ani niczego nie słyszała. Tamlin popatrzył na nią jak na wariatkę. – I chciałabym cię prosić, mój panie, o pozwolenie na podróż przez twe ziemie – ukłoniła się ponownie. I tak pozostała. Tamlin czekał, zmuszając ją do nadludzkiego wysiłku woli, by się nie wyprostować i nie rzucić mu do gardła. Gdy myślała, że jej cierpliwość się wyczerpała i niech szlag trafi rozkazy, w końcu przemówił.

-Możesz podróżować w granicach moich ziem, ale jeśli ktoś cię przyłapie na zachowaniu... powiedzmy, niestosownym, zostaniesz stracona – odparł i odwrócił się na pięcie. Amalie ponownie się ukłoniła.

-Dziękuję, mój panie – powiedziała, ukrywając szeroki uśmiech pełen satysfakcji. Tamlin jednak nie był zbyt inteligentny. A może tylko udawał? Powinna być ostrożna... Mimo wszystko ten głupiec dał jej wolną rękę i Amalie mogła bez trudu węszyć na jego włościach.

Czekała ją tu wspaniała zabawa!

Zdrajczyni ✔Where stories live. Discover now