Littlefinger

169 16 9
                                    

    Jama Kocic tego dnia była zamknięta dla wszystkich klientów. W budynku znajdowało się tylko kilka kurtyzan, którym pod żadnym pozorem nie zezwolono na opuszczanie komnat. Był to jedyny środek ostrożności na jaki mógł się zdobyć Littlefinger, nie wzbudzając, tym samym, podejrzeń u ''ptaszków'' Varysa. Miał bowiem w swoim burdelu odbyć bardzo ważne spotkanie, o którym nie powinien się dowiedzieć nikt, a w szczególności, nadworny plotkarz.

    Wchodząc do budynku towarzyszył mu nieodłączny stukot lekkich obcasów. Dzisiaj postanowił starannie dobrać ubiór. Miał na sobie szary wams, wyszywany w czarne przedrzeźniacze i aksamitną koszulę w kolorze burgunda.

    Przed otworzeniem drzwi, za którymi znajdował się jego gość, wziął głęboki wdech. Od tego jak się zaprezentuje, zależeć będzie jego przyszłość.

    Wreszcie nacisnął klamkę. Przy łóżku stała Olenna, trzymająca kielich białego wina.

- Pani, niezmiernie się cieszę, mogąc znów cię widzieć – rzekł pewnie Littlefinger. Staruszka przywitała go niezbyt przychylnym spojrzeniem.

- Chciałabym powiedzieć to samo. Chociaż, jednak bym nie chciała. Co to byłby za upadek moralny? Cieszyć się na widok sutenera, kłamcy, intryganta i w dodatku przyszłego mordercy! I wciągasz w to jeszcze mnie. Wiesz jak się czuję, musząc w pierwszej kolejności po powrocie, udać się do burdelu? - spytała i odłożyła kielich na szafeczkę. Na jej palcach lśniły pierścienie.

- Jak już przyjedzie Oberyn Martell, to poproszę go, by ci wytłumaczył, że to normalne – zażartował, choć wiedział, że Królowej Cierni nie jest do śmiechu.

- Do rzeczy, chłopcze. Moja cierpliwość, jeśli w ogóle istnieje, kończy się bardzo szybko – rzuciła.

- Ależ oczywiście, pani. Usiądź jeśli łaska. - Olenna spojrzała z niechęcią na czyste, dwuosobowe łóżko przykryte kremowym kocem.

- Tutaj? Wiedziałam, że jesteś pozbawiony jakichkolwiek zasad, ale żeby zmuszać damę do siedzenia w miejscu, gdzie pijacy posuwają twoje kurtyzany? - powiedziała z obrzydzeniem. Petyr zrobił sztucznie urażoną minę.

- Po pierwsze, pościel jest zmieniana po każdym kliencie. Po drugie, pokoje wynajmujemy tylko trzeźwym, zadbanym mężczyzną. Po trzecie, oznajmiłaś mi podczas naszego ostatniego spotkania, które oczywiście miło wspominam, że nie jesteś damą – rzekł, po czym sam przysiadł na łóżka.

    Olenna przez chwilę stała tak, pokonana. Szybko jednak, jak to miała w zwyczaju, odzyskała rezon.

- Masz ostatnią szansę na to, by powiedzieć mi, czego chcesz – oznajmiła.

- Rozumiem, że nasz... układ, wciąż jest aktualny. Najlepszym i najbardziej bezpieczniejszym rozwiązaniem dla nas jest, nazwijmy to, unieszkodliwić Króla w czasie jego ślubu...

- Nie chcę, żeby Margaery na to patrzyła.

- To karz jej zamknąć oczy. Och, moja pani. To wzruszające jak bardzo dbasz o swoje wnuki. Ale jeśli chcesz, by nie spadły na nich konsekwencje, to rób co ci doradzam – powiedział, po czym wyjął z wewnętrznej kieszonki niewielki koralik, będący w rzeczywistości fiolką.

- Dodasz to do jego wina. Będzie wyglądać na zakrztuszenie. Znalezieniem kozła ofiarnego zajmę się ja. W tej kwestii musisz mi zaufać, gdyż nie będziemy mieli szansy już porozmawiać na osobności – powiedział. Staruszka odebrała od niego truciznę i schowała za gorset. Czyli najtrudniejsze za nim...

- Nie zaufam ci, dopóki nie powiesz, dlaczego to robisz – rzekła z przekonaniem. Petyr uśmiechnął się i pogładził palcami bródkę.

- A dlaczego słońce zachodzi wieczorem i wschodzi rankiem? - spytał, na co kobieta przewróciła oczami.

Gra o Tron NiekonwencjonalnieWhere stories live. Discover now