Littlefinger

203 19 9
                                    



  Wieść o śmierci Renly'ego rozniosła się po Królewskiej Przystani w mgnieniu oka. Cersei dowiedziała się o tym z plotek jeszcze zanim Varys zdecydował się uprzejmie jej o tym donieść. Dopiero dziś wiadomość została oficjalnie ogłoszona, a Królowa szczyciła się tym, jakby sama miała jakiś wkład w tajemniczym morderstwie fałszywego Króla. Niektórzy nawet ściszonym głosem odważyli się twierdzić, że być może jest to prawda. Tyrion, choć wiedział, że jego siostra nie miała z tym nic wspólnego, plotek nie demontował. Pozwalał sobie jedank jawnie wyrazić swe oburzenie jej głupotą, bowiem śmierć Renly'ego Baratheona była w większej mierze triumfem Stannisa. Oczywiście oznaczało to, że brat Roberta w następnej kolejności powędruje na Królewską Przystań. A więc wojna.

   Petyr zaś, choć zawsze miał zdanie na budzące kontrowersje tematy, był zadziwiająco spokojny. Nie spowodowała tego jego pewność, że Stannis przegra, bo nie mógł jej mieć, tylko to, że będzie miał pretekst, by znów spotkać się z Sansą. Królestwo zawsze będzie potrzebować lorda Baelisha, nawet jeśli na tronie zasiądzie ktoś inny, zaś kobiety miały to do siebie, że nie mogły czekać. Dlatego właśnie stwierdził, że uwolnienie Starkówny jest priorytetem. Był też pewien, że nie robi tego tylko po to, by odpokutować swych win i miał nadzieję, że dziewczyna również to dostrzeże.

  Co prawda wciąż miał wątpliwość czy tego właśnie chce ale wiedział, że zbyt wiele łez przelał i zbyt wiele czasu stracił. Musiał przeć dalej i ponieść konsekwencje swych czynów z podniesioną głową. Miał nadzieję, że ten stan nie jest tylko przejściowy i że nie poczuje znów potrzeby, by co noc zaglądać do kieliszka.

  Na wieczorne spotkanie z Sansą Petyr założył antracytową koszulę z guzikami z maleńkich rubinów. Miał zamiar ubrać się w coś specjalnego, ale szybko z tego zrezygnował nie chcąc wydać się śmiesznym

  Drogę do Bożego Gaju przeszedł na prawie całkowitym bezdechu. Nie zwracał uwagi na mijanych ludzi. Jego wzrok znów nabrał ostrości dopiero, gdy ją spotkał.

- Sanso - rzekł głosem pełnym jakiegoś trudnego do zdefiniowania uczucia, w którym zawierała się cała jego złożoność.

- Petyrze. - Sansa nie uśmiechała się, ale w jej oczach igrały ogniki. Littlefinger z trudem powstrzymywał się przed pocałowaniem jej. Jego zachłanne spojrzenie błądziło po niej chcąc rozkoszować się tym widokiem. Teraz był pewien, że dziewczyna jest piękniejsza, niż Cat w jej wieku. Wyższa, smuklejsza i choć zbuntowana, to w pewien sposób wciąż pozostawała wyrafinowana.

- Pewnie słyszałaś już, że Renly nie żyje. Starcie z Stannisem jest teraz tylko kwestią czasu. Bitwa pewnie sprawi, że zapanuje tutaj niemały... chaos. To będzie szansa dla nas. Nie będzie trudne umożliwić ci ucieczkę, gdy wszyscy zajęci będą czymś innym, moja pani. Jestem w trakcie opracowywania planu, pozostaw to mnie- powiedział spokojnie i miał nadzieję, że bardzo przekonywająco. Starkówna była chyba jednak innego zdania.

- Ach tak? Ciągle słyszę z twych ust zapewnienia, ale nie dajesz mi poza tym nic innego. Słowa to wiatr, Petyrze- powiedziała unosząc brwi. Choć mogło się wydawać, że się z nim droczy, a może nawet... flirtuje, to Littlefinger wiedział, że się nie myli. Prawdą było, że zdradził jej kto szpieguje i dla kogo, ale tak naprawdę mogłaby się bez tego obyć. Każdy był tu kłamcą.

  W jaki inny sposób może jej udowodnić, że naprawdę chce jej pomóc?

- Moja słodka, nie wiem w jaki inny sposób mam ci pokazać, że jestem użyteczny. Może przekonamy się o tym w najbliższym czasie... gdy już cię uwolnię.

- Uwolnić? A co ty będziesz z tego miał? Czy mam wierzyć, że robisz to z dobroci serca?- Dziewczyna złożyła ręce na piersi piorunując go wzrokiem.

- Robię to ze względu na miłość do twojej matki - odrzekł ostrożnie. Po usłyszeniu tych słów Sansa stała się cicha, a jej udawana złość zmieniała się w coś, czego Littlefinger nie potrafił nazwać.

  Przez resztę czasu rozmawiali o jakiś mało zajmujących rzeczach. Mężczyzna próbował podtrzymywać tę pogawędkę, choć jego towarzyszka stała się nad wyraz mrukliwa. Gdy zrozumiał, że nic więcej nie zdziała, nachylił się nad nią, by pocałować ją na pożegnanie. Sansa delikatnie go odepchnęła nie pozwalając ich ustom się złączyć. 

- Gdy już pomożesz mi uciec...- powiedziała cicho, gdy zobaczyła jego spojrzenie. - A teraz pozwól, że wrócę do swych komnat. Do widzenia, Petyrze.

  Littlefinger przez chwilę zastanawiał się nad znaczeniem tych słów. Czy ona świadomie dała mu nadzieję? I czy nie była ona złudna? Teraz już nie ulegało wątpliwości, że musi ją uwolnić. Chociaż przez myśl mu przeszło, że dziewczyna tylko bawi się jego uczuciami. Tak samo jak Cat... Dlatego musiał zatroszczyć się też o siebie i dopilnować, aby nikt nie powiązał go z Sansą. Tak na wszelki wypadek...

  Droga powrotna już nie minęła mu tak szybko. Zaczęło już zmierzchać, a ogród który w świetle dnia wydawał się piękny, teraz był ponury. Littlefinger zastanawiał się, czy gdzieś między drzewami nie ukrywają się ptaszki Varysa. Eunuch ostatnio za bardzo się nim interesował, nawet jeśli próbował tego po sobie nie poznać. Choć równie dobrze mógł blefować mając nadzieję, że Petyr się czymś zdradzi, jeśli poczuje się obserwowany.

  Kiedy przechodził koło Wieży Namiestnika zobaczył opuszczającego ją Tyriona. Ich wzrok się spotkał, a karzeł wydawał się zadowolony z tego, co widzi.

  -Lord Baelish, jakież miłe spotkanie. Właśnie o tobie myślałem. Mam pewną sprawę, którą możesz zająć się tylko ty. I oczywiście nagroda za udzieloną mi pomoc będzie dla ciebie bardzo przydatna- uśmiechnął się do niego groteskowo. Petyr wiedział, że nie należy mu ufać. Ale cóż mogłoby go zatrzymać przed wysłuchaniem Krasnala?

-----------------------------------------------------------------------------------------

Sansa ma chyba okres... XD





Gra o Tron NiekonwencjonalnieWhere stories live. Discover now