Littlefinger

275 25 17
                                    

-Doszły mnie słuchy, że mała wilczyca zakwitła- powiedział Varys splatając swe pulchne palce na brzuchu. Nieodłączony zapach perfum unosił się nad nim, niczym chmurka.- Mam nadzieję, Wasza Miłość, że nie  zechcesz od razu jej wydać za mąż.- Cersei zgromiła go wzrokiem.

-Oczywiście, że nie, głupcze. Pragnę ci również przypomnieć, że nie zwołałam Rady, aby rozmawiać o takich błahostkach.- Jej głos był ostry jak brzytwa, dlatego eunuch skłonił się tylko głową i już więcej się nie odzywał.

-Stoimy w obliczy wojny, jesteśmy otoczeni przez fałszywych królów. Lordzie Baelish, potrzebujemy pieniędzy, by opłacić jeszcze jeden garnizon.-  Littlefinger, który do tej pory bawił się srebrnym guzikiem przy swym grafitowym płaszczu, podniósł wzrok na Cersei.

-A ja potrzebuję ośmiu dni w tygodniu, żeby móc na bieżąco zajmować się długami Królestwa. Niestety wydłużenie tygodnia jest tak samo nierealne jak poświęceni chociaż jednego złotego smoka na nowych żołnierzy. Wasza Miłość musi się zadowolić tym, co ma, albo... przeciągnąć na swoją stronę Arrynów- westchnął pocierając palcami czarną bródkę. Miał już dość wymagań Cersei, która odrzucała zdroworozsądkowe rozwiązania i kazała mu robić rzeczy prawie niemożliwe.

-Och, lord Baelish jest dzisiaj nad wyraz spostrzegawczy. Całe szczęście, że to właśnie jego gościmy w Małej Radzie, a nie Księżycowego Chłopca. Może zdradzisz nam jeszcze jakbyś chciał tego dokonać? Nie? Tak mi się właśnie zdawało, bo roztopić serce Lysy jest tak samo niemożliwe jak... O czym to mówiłeś? O ósmym dniu tygodnia?- sarknął Tyrion. Zachowywał się dziś jak rozpieszczone dziecko. Z całą pewnością pokłócił się z siostrą i z braku lepszych pomysłów wyżywał się na innych. 

-Nie chcę być niegrzeczny, ale klucz do Doliny znajduje się miedzy moimi nogami.- Littlefinger ziewnął, po czym wysłał Krasnalowi przepraszający uśmiech.

-Nie będę dłużej tego wysłuchiwać. Dopóki sytuacja się nie ustabilizuje musimy opuścić sobie wątpliwą pomoc Arrynów- powiedziała Królowa obracają wino w kielichu. Petyr odetchnął z ulgą. Nie miał zamiaru opuszczać Królewskiej Przystani. Nie teraz...

-Jeśli mogę się wtrącić. Dorne nie opowiedziało się jeszcze po żadnej ze stron...- rzekł maester Pycelle ciągnąc się za łańcuch. Tyrion przez ułamek sekundy błysnął dwukolorowymi oczami na Littlefingera.

-Zaprosić żmiję do domu. To będzie niezwykle interesujące. Miejmy nadzieję, że nikt nie zatruje się jej jadem- odpowiedział Krasnal, na co Varys zachichotał. Przez chwilę Petyr poczuła się jakby byli... spiskowcami. Zabójczy jad? Czy to mogła być groźba? A jeśli tak to do kogo ją skierował?

    Reszta spotkania minęła im na burzliwych kłótniach, lecz ostatecznie opuszczając sale wiedzieli tak samo mało jak wchodząc do niej.

  Littlefinger wreszcie mógł zająć się swoimi sprawami. Był pewny, że spotka się dziś z Sansą. Wysłał do niej list bez porozumienia z ser Dontosem.

''Kiedy spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeżyje. Wiesz, co robić, jeśli chcesz wrócić do domu''. Dziewczyna musiała odpowiedzieć  na jego wezwanie, gdyż słowa te należały do jej ojca. Petyr posłuchał kiedyś, jak Eddard mówi to córce, nie sądził jednak, że wiedza ta kiedyś mu się przyda.

    Gdy Petyr wszedł do swojej komnaty uświadomił sobie, że nie będzie się w stanie dziś skupić na żadnych obliczeniach. Siadł więc w fotelu i zaczął rozmyślać o przeszłości. Przypomniał sobie, jak Catlyn i Lysa, gdy były jeszcze małe, bawiły się w robienie błotnych ciastek. Littlefinger zjadł je wszystkie tylko po to, by zobaczyć bezcenny uśmiech Cat...a potem okrutnie się rozchorować. Edmure odwiedzał go wtedy i śmiał się z niego, aż robił się czerwony na twarzy. Petyr nigdy nie zapomni tych beztroskich chwil... ani samotności i rozczarowania, jakie wciąż mu towarzyszyło.

    Za oknem było już zupełnie ciemno, więc mężczyzna uznał, że najwyższy czas wyruszyć w drogę. Nie przebierał się, gdyż uznał, że ubierając się skromnie i zakładając kaptur, zwróci na siebie niepotrzebną uwagę. Nie był przecież mistrzem kamuflażu jak Varys. A tak mógł się swobodnie przechadzać w swym normalnym stroju i nikt nawet na niego nie spojrzał.

   W bożym gaju, ku jego uciesze, czekała już Sansa. Swe długie kasztanowo-rude włosy splotła w warkocz, a na jej mlecznej skórze wykwitł rumieniec z zimna. Petyr nie mógł się powstrzymać i ujął delikatnie jej ramiona, po czym złożył na jej ustach pocałunek. Zanim zorientował się, co właściwe zrobił i jak bardzo było to nietaktowne, dziewczyna odepchnęła go na drzewo i przyłożyła do szyi zimną stal.

-Nie wiem skąd u damy taka broń, ale mogę przysiąc, że wyglądałby lepiej z dala od mojego gardła- Sansa oddaliła się o krok i schowała sztylet za pas.

-Czy w twych burdelach jest tak niewiele kobiet, że musisz rzucać się na niewinne dziewczęta, lordzie Baelish?- uniosła jedną brew a Littlefinger uśmiechnął się.

-Niewinne dziewczęta nie grożą nikomu ostrzem- odrzekł poprawiając kołnierzyk koszuli w kolorze fuksji.

-Być może powinny...- dziewczyna westchnęła zrezygnowana- Gdyby Joffrey o tym wiedział ściąłby ci głowę.

-Nasz najdroższy Król wiele osób skrócił o głowę, ale uwierz mi, słodziutka, że niewielu sobie na to naprawdę zasłużyło.- Jego ton był poważny. Chciał, żeby Sansa wiedział, że on również uważa śmierć Nedda za bezpodstawną i okrutną. Starkówna spojrzała na niego bez wyrazu.

-Czego ode mnie chcesz, lordzie Baelish?- spytała krzyżując ramiona.

-Dobrze wiesz, czego chcę- uśmiechnął się i znów zmniejszył dzielący ich dystans.- Chcę pomóc ci wrócić do domu.

-Ojciec mówił, żeby ci nie ufać- wymamrotała. Petyr poczuł ukłucie w sercu. Właśnie... Dlaczego ktokolwiek miałby mu ufać? Cat mu zaufała, a on zniszczył jej szczęście.

-Nie ufaj mi, ale mnie słuchaj- rzekł po chwili namysłu.- Twoja służąca Lae jest na moich usługach, ale za kilka dni Cersei i tak ją zmieni. Nie ufaj Sandorowi Clegane, bo to nieobliczalny człowiek, a to, że jest psem Joffrey'a nie powstrzyma go przed zrobieniem ci krzywdy. Nie rozmawiaj też z nikim z Gwardii Królewskiej. Bronn jest człowiekiem Tyriona, a zarządca regularnie wyśpiewuje wszystko Varysowi. Każdy twój ruch jest obserwowany, moja pani.  Jednak jesteś otoczona też moimi ludźmi, dlatego nic ci się nie stanie. Mam już pewien plan, jak cię stąd wydostać, ale musisz być cierpliwa, słodziutka.- Jego ręka uniosła się by pogłaskać ją po policzku, ale szybko ją cofnął. Sansa uprzejmie to zignorowała.

  Petyr patrzył na nią tęsknym wzrokiem. Była taka młoda i drobna... Ale wiedział, że dziewczyna jest silna. To krew Starków.

-Dowiedziałam się dziś wielu przydatnych rzeczy. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, byś znów mógł mnie oświecić, lordzie Baelish- powiedziała chcąc odejść. Mężczyzna puścił mimo uszu drwinę, był przyzwyczajony do tego, że ludzie go nie doceniają.

-Mów mi Petyr- poprawił ją.

-Petyr- wyszeptał, jakby chciała przekonać się, jak to słowo zabrzmi w jej ustach. Uśmiechała się lekko, gdy je wypowiadała.- Zatem do zobaczenia.

    Serce Littlefingera waliło szaleńczo, gdy córka jego miłości odwróciła się na pięcie i odeszła. Stał tak jeszcze przez chwilę, nie będąc w stanie się poruszyć, aż wreszcie zrozumiał, że się zakochał.


-------------------------------------------------------------------------------------------

Petyr is here

Błotne ciasteczka- zjedz je wszystkie XDD

Gra o Tron NiekonwencjonalnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz