Sto dwadzieścia

33 6 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Coś jest nie tak...

Zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak pomyślałam, ale przekonanie, że mam rację, pojawiło się nagle i nie potrafiłam zrobić niczego, żeby jakoś się od niego uwolnić. Zaniepokojona, rozejrzałam się po pustej ulicy, ale nie widziałam niczego, prócz zniszczonych, niezamieszkałych kamieniczek i śmieci, które dodatkowo oszpecały już i tak nieciekawą okolicę.

Wzdrygnęłam się, ale ruszyłam dalej. Moje kroki wydawały się nienaturalne głośne w panującej ciszy, ale usiłowałam o tym nie myśleć, koncentrując się na drodze. W towarzystwie Gabriela czy Layli łatwiej było mi się przemieszczać, jeśli chodziło o okolicę w której mieściło się laboratorium Rufusa, ale teraz byłam sama i czułam się chyba bardziej nieswojo niż przebywając blisko naukowca. Deszczowa aura jedynie potęgowała uczucie niepokoju i przygnębienia, przez co momentalnie poczułam się jak w jednym z tych beznadziejnych filmów grozy, które niejednokrotnie miałam okazję oglądać z Jasperem i Emmett'em.

A Rufus to „Koszmar z ulicy Wiązów"?, pomyślałam z przekąsem, wywracając oczami. Ironiczne podejście pomagało, chociaż bynajmniej nie poczułam się dzięki temu rozluźniona.

Wciąż spięta, zatrzymałam się przed kamieniczką, która stanowiła sekretne wejście do zaułka, gdzie mieściło się laboratorium. Sypiący się tynk i wybite okna nie wyglądały zbyt zachęcająco, ale nie miałam innego wyjścia. Zwłaszcza kiedy usłyszałam kolejny grzmot, tym razem niepokojąco blisko, co dobitnie świadczyło o tym, że burza już dotarła do Miasta Nocy, szybko weszłam do środka, nie zamierzając moknąć na deszczu.

Już kiedy ponownie znalazłam się na zewnątrz na skórze poczułam pierwsze krople, a potem niebo otworzyło się i rozpadało się na dobre. Zaklęłam w duchu i – chociaż nie miało to żadnego sensu – zakryłam głowę ramionami, na oślep pędząc przed siebie.

Coś poruszyło się tuż przede mną, ale nie miałam okazji do tego, żeby zareagować odpowiednio szybko. Z impetem zderzyłam się z czymś – albo raczej kimś – co pojawiło się tuż na mojej drodze. Zaskoczona, zatoczyłam się do tyłu, balansując na piętach, żeby utrzymać równowagę, po czym poderwałam głowę i mimo padającego deszczu spojrzałam na stojącą przede mną postać.

Zdębiałam.

– Dylan? – wykrztusiłam z niedowierzaniem. Przecież znikł, a to miejsce było ostatnim, w którym bym się go spodziewała. – Co ty tutaj...? – zaczęłam i nie dokończyłam, bo wtedy dostrzegłam niepokojący błysk w zwykle szmaragdowych oczach pół-wampira i w popłochu cofnęłam się o krok.

Dylan popatrzył na mnie ponuro, ale równie dobrze mogło okazać się, że mnie nie widzi. Padało coraz mocniej, więc płomienne, wilgotne włosy kleiły mu się do twarzy i czoła. Blada skóra wyróżniała się na tle panujących ciemności, nie wspominając o parze skrzących się czerwienią oczu. Widziałam, jak jego mięśnie nerwowo drgają, zdradzając gotowość do ataku i to, że nieśmiertelny niekoniecznie jest zainteresowany tym na kim wyładuje swoją frustrację.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz