Sto dziewiętnaście

32 6 0
                                    

Rufus

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Rufus

Rufus zacisnął obie dłonie na krawędzi laboratoryjnego blatu. Oddychał ciężko, wbijając wzrok w gładką powierzchnię stołu, ale równie dobrze mógł wpatrywać się w ścianę albo jakiekolwiek inne miejsce – i tak go nie widział, myślami będąc gdzieś daleko, więc różnica byłaby niewielka. Czuł się tak, jakby ktoś zdzielił go czymś ciężkim po głowie; jego myśli plątały się i krążyły, niezdolna utworzyć jednej, sensownej całości. To uczucie było znajome i jednocześnie obce, chociaż logicznie wydawało się to niemożliwe.

Logika? Czym tak naprawdę była logika, kiedy w grę wchodziły uczucia i myśli, które powinny być mu obce? Próbował się skoncentrować, ale nie był w stanie i ta świadomość doprowadzają go do szaleństwa. Nienawidził tych momentów, kiedy zatracał siebie, niezdolny do podejmowania sensownych decyzji i panowania nad emocjami. Wtedy czuł się tak, jakby ktoś oderwał go od rzeczywistości i w żaden sposób nie potrafił się przed tym uczuciem bronić.

Dręczyło go to, co wydarzyło się przed chwilą. W zasadzie sam nie potrafił zrozumieć, co takie się stało. Wiedział jedynie, że to nie powinno mieć miejsca, skoro utraty kontroli już go nie dotyczyły – albo raczej nie powinny dotyczyć. Przemiana miała go uwolnić, pozwalając być sobą na ten nowy, niezwykle fascynujący sposób, jakim była możliwość stania się wampirem. Miał za sobą fazę pośrednią, odważył się otrzeć o śmierć i obudził się na nowo, jako istota w pełni należąca do mroku. Dlaczego w takim razie znów miał wrażenie, że jest niestabilny?

Zacisnął powieki, po czym wypuścił powietrze ze światem. Mięśnie wciąż mu drżały, a gniew rozchodził się gorącą falą, która miała swoje źródło gdzieś u nasady kręgosłupa. Jęknął i skrzywił się, jeszcze mocniej zaciskając palce na blacie, próbując jakoś nad sobą zapanować. Przez minione dwa tygodnie zdążył już wyzbyć się ostrożności, przez co okiełzanie emocji okazało się trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Czy wszystko było winą Renesmee? Nie rozumiał dlaczego, ale dziewczyna sprawiała, że czuł się inaczej. Nie żeby był nią zainteresowany – tej jednej rzeczy był pewny, bo jego serce już dużo wcześniej podbiła Layla, chociaż sam przed sobą nie zawsze się do tego przyznawał – ale mimo wszystko widok pół-wampirzycy okazał się niemożliwą do pokonania próbą. Nie wiedział skąd się to brało, a tym bardziej nie przypuszczał, że nawet teraz nie będzie w stanie zapanować nad wspomnieniami, które nieświadomie przywoływała dziewczyna. Kiedy na nią patrzył i pozwalał sobie na dekoncentracje, rysy Renesmee zamazywały się, a przed sobą widział inną istotę, jakże łudząco do niej podobną, równie urodziwą i delikatną...

Och, Rosa. Rosa była taka sama i właśnie ta świadomość powoli go wyniszczała. Pamiętał jej alabastrową skórę i włosy niczym płomienie, miękkie i delikatne w dotyku. Pamiętał błysk, który zawsze dostrzegał w jej jasnobrązowych oczach. Czasami, kiedy była wyjątkowo podekscytowana, mógł wychwycić jaśniejsze cętki, które otaczały jej źrenice. Zachwycała wtedy każdego, również jego samego, a zwykle trudnym zadaniem było poruszyć jego serce.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Where stories live. Discover now