1

721 54 27
                                    

Bijący zegar wskazywał godzinę piętnastą. Wraz z nim rozbrzmiewał rozdzierający uszy dzwonek, oznajmiający koniec sześćdziesiątej minuty ostatniej, piątkowej lekcji. Kiedy nastała cisza, korytarze pochłonęły tłum. Setki młodych ludzi opuszczało sale lekcyjne, udając się po kurtki.

Wszyscy zachowywali się zwyczajnie, jak ludzie w przedziale wiekowym od szesnastu do osiemnastu lat. Korytarz wypełniały różne odgłosy, krzyki, śmiech, szelest kartek. Mało kto wyróżniał się z tłumu. Lecz pewna grupa rzucała się w oczy.

Sześciu chłopaków podążało środkiem korytarza, nie zwracając uwagi na nikogo poza sobą. Przyciągali wzrok swoją pewnością siebie i tą obojętnością bijącą od nich. Uwagę przykuwał dość niski blondyn, który szedł owinięty ramieniem innego chłopaka. Stawiał kroki jakby przerażony, a jego oczy ukazywały urazę do wyższego. Mimo, że wyglądali co najmniej jak para, jasnowłosy nie wydawał się czuć bezpiecznie.

Jednak to nie on wyróżniał się najbardziej, ja zawsze na ich czele widziałem wysokiego, kościstego i zarazem umięśnionego chłopaka. Był jakby nadpobudliwy, skakał zawsze wokół znajomych, śmiejąc się. Był on dość koślawy, często chodził lekko zgarbiony, ale prostował się zawsze, kiedy kłócił się z kimś, a było to dośc częste. Prosta sylwetka dawała mu zawsze kilka centymetrów wzrostu i poważniejszego wyglądu. Ponadto czubek jego głowy zdobiła wiecznie nieułożona czarna czupryna, a niżej ciemne, mocne brwi połżone nad niebieskimi, jasnymi, wręcz przechodzącymi w biel oczami, uzdobionymi długimi także mrocznymi rzęsami. Miał długi, ale prosty nos i wąskie, blade, ale jakże kuszące usta, które kiedy się uśmiechał ukazywały dość ostre kły. Twarz miał szczupłą z wyraźnymi spadkami w okolicy policzków i skroni. Jego skóra była nieskazitelną powłoką, ale kolor miała prawie jak śnieg, tylko okolice oczu posiadały siną barwę, a knykcie często zdobiły rany po uderzeniach. Wyglądał jak najprzystojniejszy wrak człowieka chodzący po tej ziemi i ewidentnie przyciągał do siebie ludzi.
Był tajemniczy, mroczny i pociągający na raz, a do tego dziko zwierzęcy. Jego oczy błyszczały jak ślepia bestii. Mimo jego koślawości i kościstości nie zrażał do siebie wyglądem. Powiedziałbym wręcz, że mimo iż nigdy nie podobała mi się taka sylwetka, tej konkretnej pożądałem. A jego zapach? Nie był on ludzko przyjemny, lecz... och, przypominał mi zapach lasu, ale też wódki i sierści mokrego psa, jakby urwał się ze schroniska, w którym brakowało już funduszy, a sam zapijałby smutki alkoholem.

A ja?
Zaczął się nowy semestr, a ja jako nowy zostałem szalonym obserwatorem. Masochistycznym szatanem w ciele człowieka. Miałem szalone postanowienie zniknąć z tego pieprzonego świata przed osiemnastymi urodzinami. Zabawię się, wyszaleję, a gdy za pięć miesięcy wybije północ, zniknę.
Nie jestem tchórzem, nie zabiję się sam, ale doprowadzę do tego, żeby cokolwiek zabiło mnie.

***

Jakieś sto metrów od budynku szkoły obiekt, który pilnie obserwowałem oddzielił się od reszty grupy, wyjąc śmiechem na pożegnanie. Dziwak pomyślałem, ale skręciłem w tę samą uliczkę co on. Szedłem za nim w odległosci około dziesięciu metrów. Śnieg pruszył dość dużymi płatami, a temperatura nie mogła przekraczać pięciu stopni na minusie, czarnowłosy natomiast szedł w samej bluzie z kapturem, chwytając co jakiś czas śnieg w dłonie i roztapiając go w nich. Sam widok jego poczynań powodował zimne dreszcze na mojej skórze.

Nie znałem nawet jego imienia, a chciałem wiedzieć o nim wszystko. Czułem, że ta osoba pozwoli mi nacieszyc się ostatnimi miesiącami, a jego agresja pomoże mi spełnić postanowienie. Nie wyglądał na opanowaną, spokojną osobę, a wnioskuję to po licznych sprzeczkach, które zdążył wywołać już po tygodniu nowego semestru.

Chłopak odwracał się co jakiś czas, spoglądając na mnie z niepokojem. Nawet kiedy to robił nie odrywałem od niego wzroku. Wręcz przeciwnie, posyłałem mu cwany uśmiech.
To wcale nie tak, że od trzech dni chodzę za nim tą samą ścieżką, by zawracać każdego dnia spowrotem w stronę mojego mieszkania, kiedy ten przejdzie przez próg drzwi do budynku, który nawyraźniej zamieszkiwał. Czasami stałem jeszcze chwilę przed jego domem, aby ujrzeć tę sylwetkę przez okno.


Kiedy czarnowłosy był obok furtki, która oddzielała ogród otaczający ładny szary domek od ulicy, zatrzymał się na momen. Już miał otwierać ją, kiedy spojrzał w moją stronę i odwrócił się, by pójść dalej nadal na mnie patrząc. Ja zrobiłem to co zawsze - zawróciłem.
Nie obchodził mnie fakt, jak dziwnie to musiało wyglądać, ponieważ taki miałem zamiar. Chciałem, aby chudzielec wiedział, że to za nim chodziłem każdego dnia.

To właśnie on został moją ofiarą, której nie pozwolę uciec.

Odkryję Cię [boyxboy]Where stories live. Discover now