11.

35 11 2
                                    

Nie oczekiwał, że plan się powiedzie. Przeciwnie – od razu przygotował się na porażkę. Musiał jednak przynajmniej spróbować wprowadzić go w życie. Jeszcze nigdy nie czuł się tak zmotywowany. Może to Adam działał na niego w ten sposób? Jak to możliwe, że ktoś do tego stopnia wycofany z życia działał na kogokolwiek inspirująco?

Plan był bardzo prosty: Col zamierzał spotkać się z twórcą Adama i wjechać mu na ambicję. Ktoś, kto stworzył tak zaawansowanego androida musiał cierpieć na przerost ego. Fakt, że jego arcydzieło zostało oskarżone o posiadanie poważnych wad oprogramowania, które mogą zagrażać ludzkości, na pewno mu się nie spodobał. Możliwe, że jeśli Col przekona go, że z Adamem jest wszystko w porządku, to zmusi tym samym sędziego do bezpośredniego przesłuchania androida.

Rozsiadł się wygodniej i dyskretnie rozejrzał po sali. Jeśli jego gość zamierzał w ogóle przyjść, to mógłby się pospieszyć. Miał już pół godziny spóźnienia, a Col nie mógł w nieskończoność zbywać kelnera. Nienawidził takich drogich lokali. Przepych był przytłaczający, a spojrzenia ludzi, do których życie uśmiechało się szerzej niż do niego, zawsze doprowadzały go do szewskiej pasji. Mógł przynajmniej zabrać ze sobą Adama. AI zapewne czułby się swobodnie w takich warunkach, bo przecież niewiele odbiegały od jego dawnego życia. Chociaż z drugiej strony właśnie tamto życie skłoniło go do morderstwa.

– Pan Neiboth? – zapytał niepozorny człowieczek, podchodząc do stolika Cola. Był średniego wzrostu, ale tak chudy, że zdawał się niknąć w oczach. Na długim i wąskim nosie osadzone były okulary złożone z kilku okrągłych szkieł, przesuwających się względem siebie co kilka chwil. Połyskliwy niebieski frak jedynie dopełniał obrazu, upodabniając go bardziej do przerośniętej ważki niż do człowieka.

– Tak, to ja – odparł Col i zerwał się na równe nogi, aby podać dłoń swojemu gościowi.

– Eurem Mathiell, bardzo mi miło – przedstawił się człowiek-ważka i zajął miejsce naprzeciwko Cola. – Czy moglibyśmy pominąć zbędne uprzejmości i owijanie w bawełnę? Takie omijanie tematu jest bardzo męczące, tym bardziej, że chodzi o jedno z moich największych osiągnięć.

Colian nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który targnął jego wargami.

– Co chciałby pan wiedzieć, panie Mathiell? – zapytał.

– Jaki on właściwie jest?

– Bardzo silny i zadziwiająco cyniczny – odparł Col uśmiechając się jeszcze szerzej. – Zaczynam żałować, że go tu nie przyprowadziłem, bo bardzo trudno jest opisać wrażenie, jakie robi na człowieku.

– A więc da się zauważyć różnicę między nim, a zwykłym człowiekiem? – Eurem zdawał się bardzo rozczarowany. Widocznie jego największym marzeniem było zatarcie tej granicy. Jak Col miał mu powiedzieć, że poniósł porażkę tylko dlatego, iż odniósł sukces?

– To nie do końca tak – Neiboth zaprzeczył ostrożnie. – Gdybym nie wiedział, że jest androidem, zapewne bardzo długo zastanawiałbym się, co mi się w nim nie zgadza. Różnice są bardzo subtelne, ale można je wychwycić.

– Na przykład?

– Cały czas mam wrażenie, że próbuje oszczędzać energię.

Mathiell zaśmiał się pod nosem.

– W więzieniu pewnie nieczęsto pozwalają mu się naładować. – Jego wesołość szybko przeminęła ustępując miejsca rozgoryczeniu. Spojrzał Colianowi prosto w oczy i zapytał nieśmiało: – Czy naprawdę uważa pan, że jego zachowanie nie było podyktowane wadami systemu operacyjnego?

– Tak.

– Co za pewność! – zawołał z żalem.

– Pan jej nie ma? – zdziwił się Col.

Grzech PierworodnyWhere stories live. Discover now