3.

57 14 2
                                    

Ghaon i Anra Cha'Gerowie kwitli. Pośród sali skąpanej w złocie, diamentach i masie perłowej wirowali pochodzący z różnych światów ludzie, którzy prezentowali sobą jedynie próżność, przepych i zepsucie. Nikt jednak nie dorównywał ministrowi i jego małżonce. On, choć dni młodości dawno miał już za sobą, wciąż był w sile wieku, a przemijającą urodę rekompensował ogniem żądz, który coraz jaśniej płonął w jego oczach. To ten blask przyciągał ludzi, lgnących do niego jak ćmy do światła niosącego im śmierć. Ona natomiast nigdy nie pozwoliła sobie na starość. Setki operacji i tysiące zabiegów zamknęły jej zepsutą duszę w skorupie zastygłego w wiecznej młodości ciała.

Był to bankiet wyjątkowy, ponieważ niedawno rodzina Cha'Gerów się powiększyła.

Och, nie! Bynajmniej nie chodziło o dziecko. Dziecko wszystko by im zepsuło, nic przecież nie mogliby z nim zrobić. Nie to, co z ich Cukiereczkiem.

Był zjawiskowy. Rozkwitał w samym sercu sali, ciesząc zmysły każdego gościa, który tylko wystarczająco się do niego zbliżył. Jadowicie zielony kostium nie tylko doskonale podkreślał kolor jego oczu, ale i opinał perfekcyjne ciało, sprawiając, że żaden szczegół nie mógł umknąć spojrzeniu uważnego obserwatora. W gęste kasztanowe pukle wpleciono sznury drobnych pereł, przez co do złudzenia przypominał postać elfa z obrazów, które Anra kolekcjonowała od najmłodszych lat. Całości dopełniały wstęgi delikatnego różowego materiału, spowijające go niczym mgła.

Dzięki androidowi spełniły się wszystkie ich marzenia. Radowali się nim wspólnie, niczego sobie nie żałując. Od wielu lat nie potrafili zaznać szczęścia bez udziału osób trzecich, a słodki Cukiereczek jako jedyny umiał całkowicie zaspokoić ich oboje.

Nie wspominając już o tym, że perfekcyjnie pozbywał się każdego, kto był dla nich w jakikolwiek sposób niewygodny. Chociaż Ghaon i Anra bezustannie prześcigali się w wymyślaniu coraz to nowych sposobów na śmierć, dopiero gdy zaczęli je podsuwać Cukiereczkowi, nabrały podniecającego charakteru, który od lat tak bardzo chcieli im nadać.

Jednak nie takie przyjemności miał rozdawać tego wieczoru ich ukochany android. O nie. Tym razem Cukiereczek miał przynieść rozkosz również wszystkim gościom.

Ghaon podniósł się powoli z przypominającego tron krzesła i zadzwonił łyżeczką o brzeg kryształowego kielicha. Wpatrzony w niego tłum pogrążył się w ciszy aż gęstej od ledwie tłumionych pragnień.

– Panie i panowie! – zagrzmiał minister. – Moi szanowni goście! Choć wielu spodziewa się zapewne, że to pyszne przyjęcie dobiegnie wkrótce końca, zapewniam was: jesteście w błędzie. Tego wieczora bowiem ja i moja kochana małżonka postanowiliśmy podzielić się z wami naszym skarbem. Nie krępujcie się! Cukiereczek zrobi dziś wszystko, aby sprawić wam przyjemność.

Mówiąc to, dał znać androidowi, aby pozbył się w końcu zbędnych falbanek. Goście zaczęli wiwatować i wznosić toasty za hojność gospodarza; co odważniejsi pozwolili sobie nawet na kilka zachęcających gwizdów.

Choć nikt nie odrywał wzroku od androida, dopiero drgający świst laserowego pistoletu uciszył tłum, uświadamiając wszystkim, że wieczór nie będzie wcale tak doskonały, jak obiecywał gospodarz.

Chwilę potem ciało Ghaona opadło ciężko na ziemię.

Jakim cudem nikt nie zauważył pistoletu w dłoni robota? Jakim cudem nikt nie powstrzymał go przed ponownym pociągnięciem za spust?

Anra nie marnowała czasu na rozmyślania. Rzuciła się na ziemię, aby uniknąć kolejnej wiązki, która przeznaczona była właśnie dla niej. Android nie zdążył dobrze wycelować, dlatego laserowy pocisk przeciął Anrze ramię, zamiast trafić w głowę lub serce. Choć ból nie pozbawił kobiety jasności myślenia, krzyczący z przerażenia goście nie pomagali jej bynajmniej w opracowaniu planu działania. Musiała przynajmniej spróbować wygrzebać z kieszeni marynarki Ghaona pilot aktywujący kopułę ochronną. To tak niewiele, a zarazem tak dużo!

Cukiereczek, jakby zirytowany niepowodzeniem, zaczął oddawać w jej stronę strzał za strzałem. Po chwili stało się to jednak zupełnie bezcelowe, bo Anrze udało się w końcu aktywować kopułę. Niedługo potem androida dopadli uzbrojeni po zęby ochroniarze.

Grzech PierworodnyWhere stories live. Discover now