6.

36 10 0
                                    

– Nie mogę uwierzyć, że zaproponowałeś mu mieszkanie ze sobą. – Sue aż zatrzęsła się za śmiechu. Col miał nadzieję, że ten wybuch wesołości miał więcej wspólnego z małpką, która szukając smakołyków wpadła jej ze kołnierz, niż z jego rewelacjami.

– Chciałem go jakoś podnieść na duchu – odparł, wzruszając ramionami. – Na moim miejscu pewnie zrobiłabyś dokładnie to samo.

– Wiedząc, co ci odpowiedział? Szczerze wątpię – prychnęła.

Było późne popołudnie i niebo pokryło się już ciepłym szkarłatem nadchodzącego zmierzchu. Siedzieli w parku, pozwalając, aby pozbawione skrupułów zwierzęta penetrowały ich ubrania. Narzekania Sue na wybrednych klientów stanowiły jak zazwyczaj jedynie formalność, nie można było tego jednak powiedzieć o Colianie. Jego problemy z najnowszym klientem zdawały się coraz bardziej przytłaczające, a na miejscu jednego rozwiązanego, błyskawicznie pojawiały się trzy kolejne.

– Źle go oceniasz – skarcił dziewczynę. – Powinnaś go poznać zanim...

– Myślisz, że mogłabym go poznać? – przerwała, a w jej oczach zapłonęło nieoczekiwane podniecenie. – Nie wiem tylko na jakiej podstawie mieliby mi wydać przepustkę do więzienia.

Col uśmiechnął się po raz pierwszy od kilku dni. Sue niepewnie odwzajemniła grymas, nie rozumiejąc jeszcze zapewne, jak wiele znaczyło dla Coliana odkryte właśnie rozwiązanie.

– Tobie rzeczywiście nie. Ale jemu mogą wydać.

Grzech PierworodnyWhere stories live. Discover now