7.

46 10 2
                                    

Przez dłuższą chwilę Col zastanawiał się, czemu zrobił to, co zrobił. Dlaczego pomysł, który podsunęła Sue wydawał się jeszcze niedawno tak kuszący? Owszem, zgadzał się już wcześniej na podobne rozwiązania, głównie po to, aby lepiej poznać klienta, ale w tej sytuacji – jaki właściwie miało to sens? Adam zdawał się bardzo niechętny do współpracy i to w każdym możliwym aspekcie. Więcej nawet! Sprawiał wrażenie kogoś, kto absolutnie nie radził sobie z dobrą wolą innych. Dlaczego zatem Colian właśnie wypełnił wszystkie formalności niezbędne, aby móc wyciągnąć go na jeden dzień z więzienia?

Torba z ubraniami, w które miał się przebrać Adam, ciążyła mu boleśnie na ramieniu. Nie był w stanie usiedzieć w miejscu, dlatego chodził w kółko po poczekalni. Zupełnie jakby to miało w czymkolwiek pomóc.

Był na siebie wściekły. Najzwyczajniej po raz kolejny dał się podpuścić Sue. Zapewne tylko udawała, że nie ma pojęcia, o co mu chodzi, że jest zaskoczona jego pomysłem. Nie miał jej tego specjalnie za złe, bo sam był ciekawy, jak Adam zachowa się w innym otoczeniu, ale bał się brać za to odpowiedzialność. Zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak.

Ale ktoś przecież musiał być odpowiedzialny za zachowanie androida. I nie było nikogo poza Colianem, kto mógłby się tego zadania podjąć.

Ciche odchrząknięcie zwróciło uwagę mężczyzny w stronę drzwi. Pomiędzy dwoma rosłymi strażnikami więziennymi stał Adam, który po raz kolejny wydał mu się dziwnie wątły i kruchy. Wyglądał tak, jakby jemu ten pomysł również niespecjalnie się podobał. Zapewne w celi czuł się bezpieczniej. Pozostając w niej, nie musiał dostosowywać się do nowych sytuacji ani podejmować żadnych samodzielnych decyzji. Dla androida taki układ był zapewne najwygodniejszy.

– Miło pana znów widzieć, panie Neiboth – powitał go uprzejmie. Choć jego głos powinien być pozbawiony emocji, Colianowi po raz kolejny udało się wychwycić w nim jawną kpinę.

– Ciebie również, Adamie – odparł Col, siląc się na swobodny ton. – Przyniosłem ci ubrania na zmianę, bo pomyślałem, że możesz nie mieć własnych.

– Och, mam mnóstwo własnych... ubrań – zaprzeczył AI z dziwnym uśmiechem. – Problem w tym, że one nie nadają się do noszenia.

– Do czego się zatem nadają? – zapytał Col bardziej odruchowo niż z ciekawości i znów pożałował, że nie zdążył ugryźć się w język.

– Wyłącznie do zdejmowania, panie Neiboth.

Usłyszał stłumione parsknięcie strażników, którzy oddalili się dyskretnie, nie na tyle jednak, aby nie móc podsłuchać rozmowy. W myślach prawnik miotał przekleństwami, które zapewne nigdy nie przeszłyby przez usta nikomu innemu z podobnym wykształceniem. Nie po raz pierwszy musiał stłumić gniew, miał więc w tym niezłą wprawę. Zdołał nawet uśmiechnąć się blado, gdy podawał androidowi torbę.

Adam przyjął prezent z całkiem dobrze skrywaną wdzięcznością, po czym zaczął niedbale zdejmować pomarańczowy strój więzienny. Col odwrócił się do niego plecami, ignorując rozbawione spojrzenie, które posłał mu robot. Czy zachowanie Neibotha było naprawdę aż tak dziwne? Owszem, miał świadomość do czego zazwyczaj wykorzystywane są androidy takie jak Adam, ale sam nigdy by się do tego nie zniżył.

Było coś bardzo podłego w wykorzystywaniu bezwolnych AI do tak przyziemnych potrzeb. Biorąc pod uwagę, że Adam dostawał również zlecenia morderstw, Cola nie specjalnie zaskoczył fakt, że tak zaawansowany technologicznie android postanowił w końcu zerwać się ze smyczy.

Tylko czy ten fakt zostanie pozytywnie przyjęty podczas rozprawy? Co do tego prawnik nie mógł mieć pewności. Większość ludzi była zdania, że zbrodnia popełniona na androidzie nie jest w rzeczywistości zbrodnią. Owszem, patrzono na to jak na zniszczenie cudzej własności lub wykazywanie skłonności do przemocy wobec ludzi, ale nic ponad to.

Ale skoro androidy wyglądały jak ludzie, chodziły jak ludzie, mówiły jak ludzie i były w stanie wykonać większość powierzonych im zadań, to czy nie powinno się ich traktować tak jak ludzi? Skoro ktoś był w stanie upodlić androida, okaleczyć go, uniemożliwić mu dalsze funkcjonowanie, to czy znajdzie się cokolwiek, co powstrzyma go przed skrzywdzeniem człowieka?

Czy uda się wygrać tę sprawę, odwołując się do ludzkiej moralności? Czy jak najbardziej słuszny samosąd mógł być wybaczony, gdy w grę wchodziło życie ministra?

– Skończyłem – oznajmił Adam, szturchając Cola lekko w ramię i oddając torbę. Więzienne ubranie zostawił rzucone na ziemię. Nie, nie dlatego, że nie potrafił się nim zająć. Po prostu do tej pory jego obowiązek wobec ubrań ograniczał się do ich zdejmowania. Cholera jasna. Robot czy nie, zasługiwał chyba na odrobinę ludzkiego traktowania!

Colian poczuł dziwne ukłucie w okolicach mostka, dodatkowo spotęgowane widokiem androida w szarej koszuli i czarnych spodniach. Stłumione kolory nadały mu bardziej ludzki wygląd, sprawiając, że przestał być tak bardzo poza zasięgiem Cola. Teraz adwokat miał przynajmniej złudzenie, że uda mu się dotrzeć do niego i nakłonić do współpracy.

– To twoje ubrania? – zapytał Adam. Palcami próbował rozczesać włosy i doprowadzić je do porządku, nie szło mu to jednak najlepiej.

– Owszem, ale możesz je zatrzymać.

– Czy to oznacza, że jeszcze kiedyś będzie się pan ubiegał o przepustkę dla mnie? Nie sądziłem, że tak bardzo lubi pan przebywać w moim towarzystwie.

Col westchnął. Wszystko wskazywało na to, że android był niereformowalny w swoim cynizmie. Trudno, zdarzały się większe tragedie.

– W czymś będziesz musiał stanąć przed sądem. I nie mów mi, że wszyscy woleliby gdybyś pokazał się nago, bo dobrze wiesz, że to nieprawda.

– Cóż, nie powiedziałbym...

– Skończ już z tą farsą – syknął Col. – Dali ci szansę na bycie człowiekiem, więc musisz ją teraz dobrze wykorzystać. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie, przynajmniej zrób to dla mnie. I nie musisz mówić do mnie per pan. A twoimi włosami zajmie się Sue, więc przestań je szarpać.

– Nadal nie rozumiem, co takiego zamierzasz zyskać przez wygranie mojej sprawy – wyznał AI, kierując się za Colem w stronę wyjścia. – Przecież już jesteś popularny.

– To kwestia ambicji.

– Musiałem zabić całkiem sporo osób w imię ambicji Cha'Gera. Czy twoja ambicja też będzie tego wymagać?

– Szczerze w to wątpię.

– To dobrze. Nie lubię zabijać.

Grzech PierworodnyWhere stories live. Discover now