5.

44 12 2
                                    

Nie po raz pierwszy odwiedzał więzienie. Z większością pracowników znał się przynajmniej z widzenia, niektórzy nawet pozdrawiali go skinieniem głową, gdy ich mijał. Tym razem jednak nie dodawało mu to otuchy. Jasne ściany z bioalu jeszcze nigdy nie wydały się Colianowi tak nieprzyjazne. W dłoni mocno ściskał przepustkę, bojąc się, że któryś ze sprawdzających ją strażników podważy słuszność takiej wizyty i odeśle go do wyjścia.

Zacisnął mocniej zęby i schował niepewność do kieszeni płaszcza.

Ostatni z nadzorców na szczęście był człowiekiem. Col nie zniósłby chyba myśli, że jego bezpieczeństwo może zależeć od robota.

– Wie pan jak to obsługiwać, prawda? – zapytał strażnik, wręczając prawnikowi małego pilota.

Colian skinął głową. Gdyby miał do czynienia z androidem, musiałby po raz kolejny wysłuchać instrukcji obsługi pilota, który na dobrą sprawę składał się tylko z dwóch przycisków i pokrętła. Zielony przycisk otwierał celę, czerwony włączał alarm, natomiast pokrętło pozwalało na dostosowanie przepuszczalności dźwięków do potrzeb odwiedzającego. Naprawdę nie było to nic skomplikowanego.

– Nie powinno mi to zająć więcej niż godzinę – odparł Col.

Strażnik podziękował mu za tę informację i zostawił samego przed celą. Neiboth odetchnął głęboko i wgniótł kciukiem zielony przycisk. Kraty rozsunęły się cicho, wpuszczając go do środka, i zasunęły zaraz za nim. W celi znajdowało się jedynie wąskie łóżko, stolik i dwa krzesła. Brakowało tam jakichkolwiek udogodnień, które zapewniano ludziom.

Android leżał na łóżku w pozycji embrionalnej. Nie mógł odczuwać zmęczenia ani senności, podyktowane więc było to zapewne brakiem bodźców, na które mógłby odpowiedzieć. Paradoksalnie wielu ludzi zachowywało się dokładnie tak samo podczas pierwszych godzin uwięzienia. Rozdrażnienie i nadpobudliwość pojawiały się dużo później. Ciekawe... Skoro android reagował w ten sam sposób co ludzie, oznaczało to, że jego system operacyjny pozwalał na odbieranie i analizę otaczającej go rzeczywistości w taki sam sposób, jak robił to ludzki umysł?

Przesuwając pod palcami pokrętło pilota włączył wszystkie dźwiękoszczelne bariery celi, po czym odsunął krzesło od stołu i usiadł. Zaalarmowany dźwiękiem android podniósł się z łóżka i spojrzał na niego wyczekująco. Dopiero teraz Colian mógł zobaczyć jego twarz. Betty-recepcjonistka była przy nim zwykłym zabytkiem. Gdyby Col nie wiedział, że to android, mógłby nawet pomyśleć, że ma do czynienia z żywą istotą. Chociaż z drugiej strony, robot wydawał się stanowczo zbyt idealny i to wzbudzało w prawniku jeszcze większy niepokój, niż gdyby posiadał choć jedną skazę.

– Panie? – zapytał jakby nieśmiało, świdrując Coliana zielonymi oczami.

– Nazywam się Colian Neiboth i będę twoim obrońcą. Proszę, usiądź przy stole, Adamie.

– Przepraszam, ale to chyba pomyłka – odparł android, a kąciki jego ust zadrżały lekko, niemal jakby właśnie stłumił śmiech.

Colianowi natomiast ledwie udało się stłumić cisnące się na język przekleństwo.

– Wybacz. Twoje imię jakoś nie przechodzi mi przez gardło, a nazywanie cię NBH-97001 jest chyba zbyt...

– Adam? – przerwał android, siadając po drugiej stronie stołu.

– Znajoma zasugerowała to imię, bo jej zdaniem pasuje do twojej sprawy – wyjaśnił Neiboth. Pod naporem spojrzenia AI zaczął mieć wątpliwości co do tego, czy przychodzenie tu było takim dobrym pomysłem. Spróbował się uśmiechnąć. – Jeśli ci się nie podoba, mogę zaproponować coś innego.

Grzech PierworodnyWhere stories live. Discover now