8.

33 9 0
                                    

Jego motor stał zaparkowany przed więzieniem. Czując nieodpartą potrzebę, aby jak najszybciej się stamtąd ulotnić, Col złapał AI za ramię i wepchnął na tylne siedzenie. Choć wyczuł w nim pewien opór, nie napotkał na żaden jednoznaczny sprzeciw. Adam poddał się jego woli, dyskretnie uświadamiając prawnika co do wszystkich związanych z tym konsekwencji. Mógł zrobić z tą atrapą człowieka absolutnie wszystko i nic nie byłoby w stanie go powstrzymać. Poczuł obrzydzenie, ale miał nadzieję, że nie dał tego po sobie poznać.

Usiadł przed androidem i odpalił silnik. Co miało znaczyć „nie lubię zabijać "? Czy nie powinien powiedzieć raczej: „nie wolno mi zabijać"? Takie stwierdzenie byłoby nie tylko bliższe prawdy, ale i bardziej właściwe dla androida. Sposób, w jaki to powiedział świadczył o tym, że posiadał nie tylko własną opinię, ale i jakieś uczucia. Dlaczego to robił? Czy jego program to uwzględniał? A może tylko kopiował zachowanie otaczających go ludzi?

Dlaczego Cola tak bardzo to przerażało? Czy to nie lepiej, że pierwiastek ludzki w Adamie przeważał nad tym sztucznym? Czy to nie działało na ich korzyść?

Motor wyrwał z miejsca i wzbił się w powietrze. Nagłe szarpnięcie zmusiło Adama do objęcia Cola. Widocznie nie był przyzwyczajony do takich środków transportu, bo ukrył twarz za jego ramieniem. Czyżby w ten sposób przejawiał się jego instynkt samozachowawczy? Czy to w ogóle możliwe, aby AI bało się o swoje bezpieczeństwo? Przecież jeszcze niedawno z utęsknieniem czekał na wyrok skazujący go na śmierć!

Wylądowali naprzeciwko zakładu kosmetycznego Sue. Ledwie motor przywarł do ziemi, Adam zeskoczył z niego i odsunął się na bezpieczną odległość.

– Nigdy wcześniej nie jechałeś motorem? – zaśmiał się Col.

– Nie – przyznał niechętnie AI. – I wolałbym tego nie powtarzać.

– Niestety, to mój jedyny środek transportu, a jakoś przecież muszę odstawić cię do więzienia.

– Jestem gotów poświęcić moje zapasy energii i pójść tam na piechotę – odparł zadziornie, po czym przeniósł spojrzenie na szyld salonu kosmetycznego. – To tutaj pracuje twoja Sue?

Col poczuł jak czerwienieją mu policzki.

– Ona nie jest moja.

– Akurat.

– Co to niby miało znaczyć?

– Doskonale wiesz, co to znaczy.

– Nie wydaje mi się.

– Col! Długo jeszcze zamierzasz tam stać? – zawołała do nich Sue, wychylając się przez drzwi salonu.

Adam zmierzył ją uważnym spojrzeniem jadowicie zielonych oczu, co ku zaskoczeniu Cola ani trochę nie speszyło dziewczyny. Przeciwnie, posłała mu promienny uśmiech i pomachała zachęcająco ręką. Jeszcze dziwniejsze było to, że android odwzajemnił ten optymizm i nie czekając na Cola pobiegł do niej.

– Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej, że jest taki uroczy? – zapytała Sue, badając palcami twarz i włosy AI.

Neiboth przekrzywił głowę i westchnął.

– Nie wiedziałem, że to aż tak istotne.

– Oczywiście, że istotne! – obruszyła się Sue. Złapała Adama za rękaw i wciągnęła do salonu. – Gdybyś od razu mi o tym powiedział, nie musiałbyś błagać na kolanach o termin!

– Kobiety! – jęknął bezradnie, na co Adam posłał mu rozbawione spojrzenie.

– Jak masz narzekać to lepiej zostań w poczekalni – skarciła Sue.

– I tak nie miałem ochoty patrzeć na te tortury.

Rozsiadł się wygodnie na sofie i sięgnął po pierwszą z brzegu gazetę. Niespecjalnie jednak interesowały go najnowsze osiągnięcia w dziedzinie chirurgii plastycznej, wykorzystanie różnych dziwnych substancji jako kosmetyków, ani tym bardziej smaczki z prywatnego życia celebrytów. Wolał kątem oka śledzić, jak Sue radzi sobie z Adamem. Wbrew temu co powiedziała, to ona nalegała na wizytę. Twierdziła, że dzięki temu AI łatwiej będzie się otworzyć.

Na swoje nieszczęście nie umiał się z nią kłócić. Udało mu się jedynie wybłagać, aby nie przesadziła z ozdobami. Nie dlatego, że by mu to przeszkadzało. Po prostu miał wrażenie, że przepych mógłby przypomnieć Adamowi życie, od którego tak bardzo chciał uciec.

Z drugiej strony stanowiło to dla niego jedynie zbiór danych. Gdyby chciał się od nich odciąć mógłby je zwyczajnie wykasować. I to najprawdopodobniej bez żadnej szkody dla systemu operacyjnego. Pod tym względem miał znacznie lepiej niż większość ludzi w podobnej sytuacji. Chociaż... Może to właśnie te wspomnienia były kluczem do tego, czym się stał? Może to właśnie one pozwoliły mu wykonać decydujący krok w stronę stania się człowiekiem? Jak w tej sytuacji mógł oczekiwać od niego, że z nich zrezygnuje?

Z rozbawieniem obserwował jak Sue nadskakiwała Adamowi, śmiejąc się przy tym, promieniejąc... Jego Sue? Nigdy nie myślał o niej w ten sposób. Czy tkwiło w tym stwierdzeniu choć ziarno prawdy? Znali się od tak dawna, że odruchowo myślał o niej jak o najlepszej przyjaciółce. Miał też pewność, że dziewczyna myśli o nim dokładnie to samo. W końcu gdyby czuła coś więcej, na pewno by o tym wiedział, prawda?

Westchnął przeciągle. Nie. Na pewno by nie wiedział. Gdyby go kochała, nie przyznałaby mu się do tego ani słowem. Wybrałaby pewną przyjaźń zamiast niepewnej miłości, byleby tylko móc trwać u jego boku. Taka właśnie była Sue – nigdy nie zaryzykowałaby straty kogoś bliskiego. On zresztą miał na ten temat dokładnie takie samo zdanie.

– Hej, smutny marzycielu – usłyszał tuż nad uchem, na co odruchowo podniósł wzrok. Adam pochylał się nad nim z wymownym uśmiechem i prostym warkoczem przerzuconym przez ramię.

– Tak szybko? – spytał przenosząc spojrzenie z AI na Sue.

– Sam przecież chciałeś, żebym nie wydziwiała – jęknęła dziewczyna z udawaną irytacją. – Nie narzekaj teraz, z łaski swojej, że za szybko skończyłam!

– Dobrze, już dobrze – skapitulował Col, podnosząc się z sofy. – Jak skończysz zmianę, dołącz do nas w parku – rzucił jeszcze przez ramię i, ciągnąc za sobą androida, wyszedł z salonu.

Spodziewając się głośnego sprzeciwu wobec podróży jego ukochanym motorem, postanowił się przejść. Adam szybko zorientował się w sytuacji i z wdzięcznością chwycił jego dłoń, splatając ich palce.

– Dziękuję – szepnął.

– Bez przesady – prychnął Col, zakłopotany takim obrotem spraw. – Spacer dobrze mi zrobi, więc...

– Nie tylko to miałem na myśli – przerwał mu AI. – Chciałem ci podziękować za ten dzień. Jeszcze nigdy nie miałem szansy pobyć tak długo na wolności. Jestem ci za to bardzo wdzięczny.

– Ten dzień się jeszcze nie skończył.

– To prawda. I tym bardziej się z niego cieszę.

Nie spodziewał się takiego entuzjazmu. Ani jakiejkolwiek pozytywnej reakcji. Możliwe, że nawet oczekiwał złego obrotu spraw. Miałby wtedy czyste sumienie. W odpowiedzi na niechęć Adama mógłby wyprzeć się całej swojej sympatii do niego, zamiast angażować się jeszcze bardziej. Nie mógł w końcu z góry założyć, że nowy klient z miejsca polubi Sue i bez reszty zakocha się w ich ulubionym parku.

Gdyby odpuścił sobie ten dzień i zamiast tego został w domu, zapewne byłby dużo szczęśliwszym człowiekiem.

Grzech PierworodnyWhere stories live. Discover now