Jestem taki głodny... Tak głodny, że zwariuję. 

Seks pomógł chwilowo, a że nadszedł kolejny dzień, wiedział, iż nadchodzi jego koniec. Właściwie było mu już wszystko jedno, pragnął łykać życie, tonąc w jego procentach, ale teraz równie dobrze mógłby wleźć pod rozpędzony traktor. Problemów nie dało się zamaskować korektorem, a on nie mógł liczyć na nikogo, w końcu jego życie toczyło się wokół Kooka. Nie miał przyjaciół, kolegów, został sam na tym chujowym świecie. Jeon powtarzał, że miał powód, dla którego brał, aczkolwiek Taehyung już go nie potrzebował. Powodu to znaczny. Przyjąłby go z powrotem, nawet jeśli nadal przychodziłby upaćkany w siateczkach jelit. Ale przecież on... rozmył się niczym rosa wraz z emanującym jasno słońcem. Wybrał telefon do Jimina, nie zastanawiając się ani chwili dłużej. Źle, było mu źle.

─ Taehyungie! Aż zapisałem sobie twój numer, tak często do mnie dzwonisz. Zaraz pomyślę, że się stęskniłeś ─ usłyszał szyderczy głos, gotowy go wyśmiać.

Daruj sobie. Powiedz mi lepiej, gdzie mogę dostać te całe Hades... Laugh? Tak to się nazywało? ─ Kim postanowił od razu przejść do konkretów i nie obwijać w bawełnę.

─ No nie wiem, nie wiem, daj mi choć jeden powód, dlaczego miałbym udzielić ci tych informacji.  Na te słowa mężczyzna zniecierpliwił się, przeklinając w umyśle.

─ Bo sam ostatnio twierdziłeś, że lubisz wkurwiać Jungkooka, małpi móżdżku? ─ odparł sarkastycznie Taehyung, najwidoczniej już zmęczony rozmową z tym kretynem.

— Faktycznie, cenna uwaga, ale ej, nie pozwalaj sobie, mnie takie słowa bardzo bolą, wiesz? Imponujesz mi właściwie, jednak potrafisz podjąć dobrą decyzję, ciemniaku. Spotkajmy się za półgodziny w Anyang. Kojarzysz to opuszczone kino, gdzie gówniarze chodzą pić najtańszą wódkę? Będę czekał, buź

Taehyung nie pozwolił mu dokończyć, w końcu zależało mu na jednej informacji, toteż nie miał zamiaru marnować czasu na pożegnania. Był niedaleko miejsca spotkania, dlatego rozpoczął spacer pieszo. Nie przeszkadzało mu nawet, że przez minusową temperaturę nie odczuwał już swoich dłoni.

  ✗✗✗

— Kitty, kitty, where are you? — Jimin zawołał na cały głos, gdy wskazówka toksycznego zegara wskazała na dwunastkę. Właśnie wtedy Taehyung wszedł do opustoszałego pomieszczenia, skrywającego jedynie w swoich kątach rudego mężczyznę, którego głowa skąpana została przez naciągnięty kaptur. Starszy począł podskakiwać, wymachując rękami na wszystkie strony, jakby cieszył się z jakże owocnego spotkania. Kino to zbankrutowało w czasach dziewięćdziesiątych i od tamtej pory służyło do spotkań herodowych owadożerców oraz tarantul szlachetnych, gotowych do zapuszczenia spadochronów swoich wątłych pajęczyn. Niegdyś malinowy ogród foteli, sparaliżowany został przez kotarę kurzu. Chłopaczyna zszedł niezgrabnie po przyciemnionych schodkach, docierając do człowieka, którego marzył w życiu więcej nie zobaczyć. Od samego jego satanistycznego wzroku, odczuwał zaciskające się jowiszowe kończyny na swojej tętnicy. Zauważył przejrzysty woreczek pomiędzy palcami swojego bezwarunkowego wroga, lecz gdy wyciągnął po niego dłoń, ten szybko schował go za plecami.  Nie tak szybko, karaluszku.

— Za co ty mnie tak do cholery nienawidzisz, Jimin? Przecież kiedyś naprawdę się lubiliśmy— zapytał Kim, warcząc pod nosem. Drugi jednak zaśmiał się dość szybko, urokliwie.

— A kto powiedział, że nienawidzę? Ja cię bardzo lubię, Taehyungie, jesteś przeciez moim najlepszym przyjacielem! Za chwilkę dostaniesz towar, ale nie od razu. Chyba nie myślałeś, że, od tak ci oddam tyle proszkowej rozkoszy? — Park zaciągnął się zapachem opakowania, przymykając przy tym oczy. — Wpierw musisz coś dla mnie zrobić.

— Ta, niby co?  Tae skrzywił się nonszalancko, przechylając głowę. To było głupie, uwierzył bowiem w to, iż Jimin tak po prostu podzieli się z nim swoim szczęściem. I dlaczego niby stawiał go tak wysoko w swojej hierarchii? 

— Wystarczy, że wysłuchasz pewnego nagrania. Jest to bardzo ciekawy materiał, edukujący takich pustaków jak ty. Kto wie, może wyniesiesz coś z niego!  Jimin zarechotał ponownie, wyjmując z kieszeni stary model komórki, która wyglądała, zupełnie jakby przeżyła pierwszą oraz drugą wojnę światową, a nawet zagazowanie w komorze. Stąpał on ze stopy na stopę, widać było, że podniecała go ta cała sytuacja. — O kurwa, ale mnie to raaaaajcuje. Ale jaja będą!

— Dobra już dobra, tylko zamknij mordę, bo chuja usłyszę.  Blondyn westchnął gorzko, przechwytując sprzęt od starszego. Tak naprawdę był odrobinę zaciekawiony, co takiego skrywało się pod parasolem nagrania. Wsunął w miarę czyste słuchawki dousznie, po czym włączył przycisk odtwarzania. Usłyszał odgłosy zabawy... Jakaś impreza? Ludzie w tylu krzyczeli, śmiali się, ogółem okazywali przejawy pijaństwa oraz wspaniałej potańcówki.

Jest godzina... która, złamany kutasie? Dwudziesta-druga? Jest godzina dwudziesta-druga. Dokładnie... dokładnie dwadzieścia minut temu Taehyung po pijaku... On... On wsiadł do auta, chociaż błagałem, żeby tego nie robił, jednak nie posłuchał.. Potrącił kogoś na pasach i... To znaczy ja... On się już nie ruszał... Musieliśmy... Musieliśmy go zakopać. Tae śpi, jutro nie będzie tego pamiętał... Kocham go, jasne? To oczywiste, że będę go bronił! Dlatego pierdole to! Pierdole tę sytuację, ciebie, jebany Park Jiminie i jebane kurwy, które sprowadziły ruską małpkę! Obiecuję... Obiecuję spełniać żądania skurwiela, który to nagrywa, by nie wygadał się na psach. Już, zadowolony? Więc wypierdalaj z tym telefonem!

Taehyung poczuł dreszcz, wspinający się po jego obolałych plecach.

Co...

Co.

Nie uwierzył w słowa, które jego były wypowiedział. Przewijał nagranie do tyłu i do tyłu, wsłuchując się w koszyczek samogłosek oraz spółgłosek, jakby wchłonęło go skalane plugawością piekielne śmietnisko. 

— Połączyłeś kropki? — szepnął Park, oblizując spierzchnięte wargi.

— To ma być jakiś żart? Bo w chuj nieśmieszny. — Taehyung podniósł wzrok na Jimina, lecz ten jedynie zaklaskał w dłonie, wysuwając z jego uszu słuchawki, by zabrać swój sprzęt.

— Taehyung, czy ty naprawdę jesteś taki tępy czy tylko udajesz? Chociaż potwierdzam, to nagranie to tylko szczyt góry lodowej. Wytłumaczę ci wszystko, bo uwielbiam patrzeć, jak oboje cierpicie. No więc tak...  Rozpoczął rudy, zgarniając grzywkę na bok, by za chwilę umiejscowić pośladki na metalowym stole. — Pamiętasz tę imprezę, urodziny Namjoona? Nie chciałeś jechać, biedoliłeś i wymyślałeś wymówki pokroju cycatej Helgi noszącej przemakającą podpaskę. W końcu jednak ten szmaciarz przekonał cię i uwędziłeś się jak dzika świnia. No prawie po ścianach chodziłeś! Raz nawet zdjąłeś majtki i nasrałeś na petunie matki Namjoona, która później biegała za nim z kijem od golfa, ale to szczegół. No więc, wymyśliłeś sobie, że musisz, podkreślam, MUSISZ odwiedzić prababkę na cmentarzu, bo podobno słyszysz, jak cię woła. Szkoda tylko, że przyprowadziłeś cmentarz do niewinnego dwudziestolatka. Zawiniłeś, zabiłeś, Jeon wziął to na klatę. Pomyśliłem, że zabawnie będzie zrobić z niego takiego wiesz, profesjonalnego zabójcę, a skoro wiesz już o tym, to może go zastąpisz? Poczekaj, nie odpowiadaj. Wiem, że pragniesz doświadczyć tego zaszczytu, dlatego czynię honory! — Jimin wysunął koniuszek wilgotnego mięśnia, pokręcił nim, a zanim Taehyung zdążył jakkolwiek zareagować, ten zeskoczył z mebla, po czym wbił igłę w jego żyłę.

Smacznego.

˹Access Denied˼ ✧ ᵏᵗʰ﹠ʲʲᵏWhere stories live. Discover now