it's not enough

1K 121 13
                                    

Podniósł swoją zalegającą padlinę, gdy niebo pozostawało nadal jedną, napęczniałą ciemnią, otulającą pledzikiem sen dzieciątek oraz hibernowanych, szmaragdowych żab. Obrócił się jednak wcześniej na bok, by obarczyć tęgie plecy, swoim obojętnym spojrzeniem. Kochanek nie spisał się na złoty medal, aczkolwiek zasłużył przynajmniej na brunatny, miedziany, ponieważ po długim wysiłku fizycznym udało mu się osiągnąć słaby orgazm. Głupotą by było nie zainwestować w darmową kawę, dlatego po skompletowaniu serii materiałów bawełnianych, pozostawił nieprzytomnego mężczyznę samego w swoim towarzystwie, które musiało mu wystarczyć. Jego mieszkanie wyglądało na niedbale wykończone, nastała późna jesień, a on już zawiesił malutką choinkę na uchu pokrytego kurzem dzbanka, nie pomijając dwóch, maleńkich przezroczystych bombek. Chryste, nienawidzę ludzi takiego sortu. Taehyung złapał się na lewitowaniu w bańce mydlanej, pokrytej chamstwem wraz ze złośliwością. Nigdy taki nie był, a teraz przeszkadzał mu nawet futrzak spacerujący po jezdni oraz krzywo wręczone magazyny reklamujące kapsle od długopisów. Stan irytacji pogłębiał się z każdą godziną odmawiania kolejnych gramów doprowadzających do ruiny używek. Musiał to przetrwać, przecież nawet nie wiedział, skąd takowe wziąć, a wolał, by go pochłonęły płomienie, niż by miał go o nie zapytać. Nie chciał niszczyć siebie do takiego stopnia, zresztą te narkotyki we wszystkich wybudzały bodźce odpowiedzialne za pragnienie rozpoczęcia kariery zawodowej pod postacią kostuchy. Zdjął wieczko z niedużej puszki, wsypując dwie łyżeczki ziaren, po czym zalał kubek zagotowaną wodą. Skończył się poić przed pobudką jego partnera minionej nocy, po czym przeszedł na korytarz, gdzie odnalazł swoje zawiązane buty, lecz gdy próbował wsunąć poduszeczkę lewej stopy, to krzyknął żałośnie. Wyczuł, iż coś włosistego chrupnęło pod jego skórą, a że ciekawość zwyciężyła, wyciągnął martwego szczura za ogon. Upuścił zwierzaka z obrzydzeniem, oglądając, jak wnętrzności poczęły wypadać z jego rozprutego brzucha. Dojrzał się uświnionej krwią karteczki, od razu ilustrując hangul.

"Miłego dnia, jeśli taki będzie."

Mężczyzna zacisnął paletę prostych zębów, zauważając tym samym, iż obudził Yoongiego, który stanął, jak go bóg stworzył w progu, zastanawiając, co się dzieje. Chyżo pochwycił umorusaną fiszkę, wciskając ją do kieszeni, a zaraz próbując zapomnieć o pamiątce w obuwiu, postanowił jak najszybciej się ulotnić.

─ Taehyung? Krzyczałeś?  ─ zapytał ospale szatyn, ocierając wewnętrzną półkulą dłoni, zmarszczenia pod oczami.

─ Przyśniło ci się  ─ odparł Taehyung, łapiąc za metaliczny suwak, który błyskawicznie pociągnął do góry, przecinając sobie przez przypadek skórę pokrywającą podbródek. ─ Kuźwa mać...

─ Wszystko w porządku? Daj, zobaczę. ─ Mężczyzna podszedł bliżej, by poprawić jego kaptur, ale i dojrzeć się jakichkolwiek oznak rozcięcia. Nie zauważył nawet poległego szkodnika, zasiedlającego się pod starym obrazem wiktoriańskim. ─ Idziesz już? Zostań jeszcze.

─ Nie trzeba ─ mruknął Kim, odpychając jego dłonie. Brzydził się sztucznej dobroci, a nawet jeśli była rzeczywista, to jej nie chciał. Słowa wypisane na kartce zawładnęły jego umysłem, nie miał pojęcia, kim była osoba, która go śledziła i jak wepchnęła tam cokolwiek. ─ Mam sprawy do załatwienia. Na razie. ─ pożegnał się, odwracając do wyjścia.

─ Może przyjdziesz później? Mogę liczyć na telefon od ciebie, czy to raczej niemożliwe? ─ zapytał, gdy drugi przekręcał zamek w drzwiach. Chłopaczyna oblał go nikłym uśmiechem, przez co poczuł, że nawet nie musi odpowiadać.

─ Yoongi, to tylko seks, nie licz na więcej. Do następnego ─ wypowiedział farbowany, by za chwilę zniknąć z pola widzenia. Gdy tylko zatrzasnął drzwi, jego nogi się złamały. Radzenie sobie ze stresem oraz ciągłą presją stawało się nie do udźwignięcia. Czuł się, jakby przysiadł na nim trzydziestoletni samiec słonia afrykańskiego, bawiącego się stertą morskich kamieni. Wymiotowanie przybrało formę rutyny, dlatego po przejściu kilku metrów, schylił się w stronę krzaków, wydalając z siebie ostatki pokarmu. On przecież nie miał nawet czym już wymiotować, do pięciu księżyców! Drżał, czując, jak jego żołądek wręcz wibrował, a jego oczy zalały się wodą, spowodowaną smrodem przetrawionego jedzenia. Nabawił się popękania naczynek, przez co jedno z jego gałek, ocznych zalało się czerwią. Wyglądał jak zdegenerowana postać drakońskich kraskówek dla dorosłych, które emitowało się po dobranocce. 

˹Access Denied˼ ✧ ᵏᵗʰ﹠ʲʲᵏWhere stories live. Discover now