U bram Piekieł

121 12 11
                                    

"Elegia o... (chłopcu polskim)" K. K. Baczyński – fragment

Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.


Odgłosy strzałów rozbrzmiały w jej głowie przeraźliwym echem. Rozległa się kolejna seria z karabinu maszynowego w powietrzu unosiło się niemal namacalne widmo śmierci. Na jej policzkach lśniły łzy przypominające raczej drobne, szklane paciorki. Zaczerwienione oczy były puste, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu czy emocji. Tak było o wiele łatwiej – odciąć się, udawać, że się nie słyszy. Przestała słyszeć, gdy metaliczny śmiech broni uciszył krzyk jej matki. Teraz z sypialni rodziców nie dochodziły żadne dźwięki. Żadne, oprócz głosów mężczyzn, którzy przyszli tu, by ich zabić.

Ona była bezpieczna. Nie, nie mogli jej tu znaleźć, choćby nie wiem jak się starali. Niewielka, pusta przestrzeń pomiędzy dwoma ścianami została dokładnie ukryta, przez co dla postronnych była niemalże niewidzialna. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej ojciec musiał to wszystko przewidzieć. Wiedział, co się stanie, a mimo to nie próbował ratować samego siebie. Zawsze mówił jej, że w razie niebezpieczeństwa ma natychmiast biec do skrytki. Powtarzał to tak często, że stało się to dla niej czymś oczywistym. A teraz uratowało jej życie.

Gdy przyszli, była w swoim pokoju. Ojciec pracował w gabinecie, a matka czytała w salonie. Wszystko działo się tak szybko; krzyki przed domem, drżące głosy rodziców, pospieszne kroki, nawoływania.

– Schowajcie się i nie wychodźcie, dopóki to się nie skończy – usłyszała.

Jej matka protestowała. Ojciec podniósł głos pierwszy raz słyszała, jak się kłócili.

Nie zwlekała ani chwili. Bez namysłu pobiegła do skrytki i z bijącym sercem zatrzasnęła ukryte drzwi. Wciąż słyszała głosy rodziców i chociaż były przytłumione, doskonale rozróżniała słowa.

– Uciekaj, natychmiast!

– Nie mogę, wiesz o tym. Zawsze robiliśmy wszystko razem i tak już pozostanie. Do samego końca.

A później wszystko zlało się w jedno. Wyważyli drzwi. Ojciec wciąż nalegał, ale zrozumiał, że jest już za późno. Kroki na schodach. Krzyki. Kim oni właściwie byli? Tylko ciemność i strzały. W skrytce znajdowała się niewielka lampka nocna, ale nie miała odwagi jej zapalić. Skuliła się na podłodze, ciesząc się bijącym od niej chłodem. Był swojego rodzaju ukojeniem. Straciła poczucie czasu. Gdy wszystko ustało, sama nie była w stanie stwierdzić, czy minęło dziesięć minut, czy może dwie godziny.

Ale nawet wtedy nie miała odwagi się podnieść, wydać z siebie choćby najmniejszego dźwięku. Skóra ją piekła, kolana bolały. Czuła, że jej oczy są spuchnięte od łez. Dopiero teraz zauważyła, że płakała. I nie ze smutku czy rozpaczy – raczej z bezsilności. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Wszystko wokół przestało się liczyć. Zaczęła wypełniać ją pustka.

Drżącą ręką sięgnęła do włącznika. Po kilku nieudanych próbach stara lampka nocna rozbłysła nikłym światłem, które przegoniło ciemności. Rozejrzała się po skrytce. Nie miała więcej niż dwa metry na metr, ale mimo to wyposażona została we wszystko, co konieczne jest do przeżycia kilku dni bez kontaktu ze światem. Na niewielkim regale ustawiono pokaźną kolekcję konserw i przetworów, w kącie natomiast upchnięto wiadro, koc i zrolowaną karimatę.

Uwagę dziewczyny przykuła stojąca wśród puszek z pasztetem metalowa skrzynka. Była niewielka i niepozorna, zdecydowanie nie rzucała się w oczy i jeśli ktoś nie był nią zainteresowany, mógłby jej nigdy nie zauważyć. Ale ona wiedziała, gdzie jej szukać. Skrzynka stanowiła kolejną część instrukcji, którą od maleńkości wpajał jej ojciec. "W razie niebezpieczeństwa ukryj się i odszukaj skrzynkę". Dotychczas była ona czymś niemal mistycznym – skrzynka z opowieści, tajemnicza skrzynka o niezbadanym wnętrzu, skrzynka zawierająca odpowiedź, skrzynka... Co może w sobie kryć?

Ogniste sercaWhere stories live. Discover now