Rozdział 6.

1.1K 54 2
                                    

-Harold, jesteś?- usłyszałem zamykane drzwi. Louis zdjął płaszcz, a następnie wszedł do salonu.

-Um, hej- powiedziałem. Nawet nie siliłem się na uśmiech. Stałem wciąż do niego tyłem, zafascynowany widokiem za oknem.

- Możemy usiąść?

- Z jakiej przyczyny?- jasne Harry, udawaj tępego. 

- Musimy chyba pogadać.- w jego głosie dało się wyczuć nutkę zdenerwowania.- Jest coś ważnego, o czym muszę Ci powiedzieć.

- O tym, że wyszedłeś dzisiaj jak gdyby nigdy nic, nie uprzedzając mnie przed tym- odwróciłem się w jego stronę.- A następnie byłeś na uroczym spotkaniu z Eleanor na stadionie i tam się obściskiwaliście. Zgadłem?- mówiłem z tępym wyrazem twarzy.

- Skąd wiesz?- ściągnął brwi.

- Ach, czyli teraz obchodzi Cię, skąd ja to wiem, a nie masz zamiaru mnie przeprosić ani nic?- Louis stał chwilę zaskoczony, a gdy miał coś powiedzieć, to go wyprzedziłem- Nie trudź się na żadne słowa. Oglądałem znudzony telewizję i tada!- wyrzuciłem ręce do góry udając pajacyka z pudełka, lecz moja twarz nadal nie wyrażała żadnych uczuć.

- Harry, dobrze wiesz, że to nie tak miało być.

- W takim razie z łaski swojej oświeć mnie.

- Spałeś. Co, miałem Cię budzić i na powitanie powiedzieć "Wstawaj Hazz. Budzę Cię, bo muszę Ci powiedzieć, że idę dziś z Eleanor i będziemy się całować! Życzę miłego dnia!"?!

- Czyli, że dziś całkiem przypadkiem wiedziałeś, że musisz wcześnie wstać i wyjść, a potem nagle kazali Ci się z nią całować? Jestem pewien, że nie- wywróciłem oczami. Spuścił głowę. Tu go mam.

- Ja... ja nie byłem gotów Ci powiedzieć- zająkał się.

- Czyli, że najlepiej, żebym dowiedział się o tym z gazet albo zdjęć?! Kurwa, zastanów się co ty pleciesz Lou!- zacząłem krzyczeć.

- Czemu to ja do cholery jestem jedynym winnym?! W ogóle dlaczego obchodzi Cię to, co?! Jesteśmy tylko przyjaciółmi! Zachowujesz się, jakbym do chuja przyprowadził tu dziewczynę i kazał Ci oglądać, jak się pieprzymy!- Louis wpadł w jakąś furię i zaczął tak samo krzyczeć.

- Przestań do jasnej kurwy! Mam dość i nie zamierzam się tłumaczyć! Wychodzę!- wrzasnąłem i czym prędzej założyłem kurtkę i buty.

- Świetnie, bo ja tobie też nic nie będę tłumaczył!

- Doskonale!- wrzasnąłem i trzasnąłem drzwiami jak najmocniej się da. Udałem się na spacer.

Świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Cała złość na przyjaciela zeszła, ale za to wkurzyłem się na samego siebie. Byłem idiotą. Bezpodstawnie na niego nakrzyczałem. To znaczy... Fakt, wina leży też po jego stronie, bo mógł mi o tym powiedzieć, ale... Ale ja też nie byłem niewiniątkiem. Powinienem na niego nie krzyczeć i po prostu poprosić, by następnym razem mówił mi o takich rzeczach. Naprawdę zachowywałem się, jakby był moją własnością. Ale tak nie było. Byliśmy przyjaciółmi. Dziwię się, że jeszcze nic nie zrozumiał. Moja miłość i zazdrość co do każdego wokół niego była taka oczywista. I ten dzisiejszy wybuch... Z resztą, nieważne. Teraz muszę zastanowić się, jak należycie go przeprosić.

Larry Stylinson- SurprisesМесто, где живут истории. Откройте их для себя