Rozdział 21

268 26 16
                                    


- Harry?- usłyszałem głos Louisa, a następnie uchylające się drzwi ukazały jego postać.- Jest już 2 w nocy, nie powinieneś iść już spać? Będziesz jutro zmęczony.

Zmartwiony głos przyjaciela wybudził mnie nieco z transu. Przetarłem zmęczone już oczy i spojrzałem na chłopaka, który widząc moje przekrwione oczy, o czym kompletnie zapomniałem, otworzył szeroko oczy.

-Coś się stało?- spytał zmartwionym głosem i przymknął drzwi, by po chwili ulokować się na łóżku obok mnie z ręką pocierającą pociesznie moje udo.

Znał każdy mój czuły punkt. Wiedział, co zrobić, żebym się przed nim otworzył.

- Nie zwróciłem uwagę na godzinę, po prostu zaczytałem się w lekturze- delikatnie uniosłem prawy kącik ust.

- Och, co czytasz?- spytał, ale nie czekał na odpowiedź. Zamiast tego, chwycił książkę w swoje dłonie i przeczytał nagłówek.- Książka Tannera? Wow, nie wiedziałem, że mu się powiodło, nie pochwalił się!- Lou udawał wzburzonego.- O czym ona jest?

- O... Nieodwzajemnionej miłości. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, to sam ją przeczytaj- odpowiedziałem, nie chcąc ujawnić tej oczywistszej dla mnie treści.- Tylko będziesz musiał poczekać, bo jeszcze nie dokończyłem jej czytać.

-Cóż, widząc twoje przekrwione jak u narkomana oczy, to stwierdzam, że książka jest naprawdę świetna- mrugnął niebieskooki.

- Powinieneś coś wiedzieć o tych oczach- zaśmiałem się.- Ale książka jest naprawdę niesamowita- uśmiechnąłem się i zanim zdążyłem ugryźć się w język, powiedziałem- emocje potęguje też myśl, że doskonale znam uczucie towarzyszące przez cały czas bohaterowi.

Louis natychmiast przestał się uśmiechać. Zamiast tego, jego twarz przybrała postać myśliciela. Przyjaciel zmarszczył brwi i starał się zrozumieć, co mam na myśli.

- Chodzi ci o nieodwzajemnioną miłość? Dlaczego ci towarzyszy? Myślałem, że...- chłopak zrobił krótką przerwę między słowami, by odpowiednio dobrać słowa- między tobą i Nickiem jest wszystko dobrze?

Miałem straszny mętlik w głowie. Tysiąc myśli przeszywało mój umysł, ale żadna nie wydawała się dostatecznie dobra. Czułem, że powoli zagłębiam i gubię się w swoich kłamstwach. Pozostały mi jedynie dwa wyjścia- kłamać dalej lub zaryzykować i powiedzieć prawdę. Mikroskopijne sekundy dzieliły mnie od podjęcia tej decyzji. 

- Ja... My...- wziąłem głęboki oddech. Dziękowałem mojemu głosowi za to, że zawsze brzmi spokojnie, nawet jeśli wewnątrz mnie tworzył się huragan paniki i sprzecznych uczuć.- Cóż, powiedzmy, że nie do końca jest to prawda.

Louis nie pozwolił mi pozostawić tego zdania pod znakiem zapytania, bo natychmiast usiadł po turecku na łóżku, wwiercając we mnie swój wzrok.

- Jak to "nie do końca prawda"? Co się dzieje? I nie myśl, że pozwolę ci umknąć od odpowiedzi. 

- Ja z Nickiem nie jesteśmy parą- zdecydowałem się na powiedzenie prawdy, ponieważ nie potrafiłem patrzeć w oczy Lou i po raz setny ukrywać prawdę. Raz kozie śmierć.- Nie chodzi mi o żadne związki przyjaciele z korzyściami czy przyjaciele, którzy od czasu do czasu się całują. Jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi, a między nami nigdy nie było chemii.

Lou spojrzał na mnie z niedowierzaniem, otwierając szeroko swoje usta, które uformowały literę "O". Usłyszałem "To nie tak wyglądało" i minęła dłuższa chwila, gdy zrozumiałem, że to nie podświadomość mi to mówiła, ale chłopak.

- Bo... To było... Proszę, nie znienawidź mnie- z moich oczu wypłynęło kilka łez. Byłem bezradny i czułem się jak najokropniejszy człowiek na świecie.- Miałem do tego konkretny powód. Naprawdę nie chciałem nikogo krzywdzić, a przede wszystkim nie chciałem ciebie okłamywać, Louis. Dobrze wiesz, że jesteś jedną z najważniejszych dla mnie osób i to się nigdy nie zmieni. Nigdy nie miałem w zamiarze ciebie ranić. Zachowałem się jak ostatni kretyn...

- Jak ostatni kretyn! Idiota!- przerwał i krzyknął na cały pokój Louis. Nie mógł powstrzymać swojej furii, a łzy bezsilności zalały jego twarz. Oboje płakaliśmy.- Nie tak zachowuje się przyjaciel! Jeśli to zrobiłeś, to chociaż pozwól mi zrozumieć, dlaczego?!- odchyliłem się do tyłu, ponieważ szatyn prawie nie uderzył mnie ręką podczas gestykulacji. W tamtym momencie zabrakło mi powietrza. Czułem, jakbym nie mógł oddychać.

- Nie mogę- ledwie wyjąkałem.

- Jak to nie możesz?! Jestem do jasnej cholery twoim przyjacielem! No chyba że mnie już za niego nie uważasz!

- Oczywiście, że uważam cię za mojego przyjaciela! Najlepszego przyjaciela- ściszyłem głos, prawie szepcząc ostatnie dwa słowa. 

- W takim razie powiedz mi DLACZEGO!- wrzasnął chłopak, przez co podskoczyłem, nie będąc przygotowanym na taką reakcję.

- Bo kocham kogoś kogo nie powinienem, zadowolony?!

Nie takich słów najwidoczniej spodziewał się Louis,  gdyż przestał krzyczeć i spojrzał się na mnie pustym wzrokiem. Przestał krzyczeć i powiedział przyciszonym głosem:

- Jak to? Kto jest osobą, której pod żadnym warunkiem nie możesz kochać? Miłość to nie jest wybór i nie powinno się jej wstydzić. Czy to jakaś dziewczyna?- przechylił głowę. Zadziwiło mnie to w jakim tempie Lou przeszedł ze stanu furii na stoicki spokój, chowając swój gniew w niepamięć. Nie byłem pewien czy to dobry znak.

- Nie, to nie jest dziewczyna. Orientacji tak jak osoby, którą kocham, niestety nie mogę wybrać. 

- "Niestety"? Co to w ogóle znaczy? Harold?

- Mam na myśli to, iż ten ktoś mnie nigdy nie pokocha- wyjaśniłem.

- Czuję się skołowany. Skąd to wiesz? I w ogóle, jak on się nazywa? Wybaczyłem ci to wielkie kłamstwo, więc mógłbyś mi łaskawie wyjawić nazwisko- stwierdził, nie ukrywając swojej irytacji.

- Nie jestem na to gotów, przepraszam. Obiecuję, że ci je powiem, ale nie teraz.

Louis chyba nie potrafił tego zrozumieć. Tępo na mnie patrzył, a w jego oczach nie mogłem zobaczyć skrywających się uczuć. Nastała minuta ciszy, po której Louis wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili jednak drzwi się lekko uchyliły i usłyszałem szeptem słowa, które prześladowały mnie pół nocy oraz sprawiły, że kompletnie zapomniałem o całej sprawie z Tannerem:

"Masz 30 dni. Godzina więcej i koniec z naszą przyjaźnią."

Larry Stylinson- SurprisesWhere stories live. Discover now