Rozdział 22

133 9 7
                                    


Wstałem, a wspomnienia wczorajszej nocy zalały moją głowę. Starałem się zablokować przypływające myśli, jednak nie byłem w stanie tego zrobić. Czym był teraz rok wyznaczony przez Zayna przy miesiącu Louisa? Wszystkie kłamstwa i niedomówienia zaczęły kumulować się i wprowadziły mnie w labirynt bez wyjścia. Jeśli uda mi się przez niego przebrnąć, to nie wiem, czy chcę widzieć, co jest poza jego murami. 

Jedyną racjonalną rzeczą pozostało powiedzenie Louisowi o skrywanych uczuciach. Pytanie tylko jak mu to powiedzieć i, co gorsza, jak ich więź ma na tym nie ucierpieć? Tak czy owak ich relacje pozostawały wielką niewiadomą. 

Potarłem dłońmi twarz z poirytowania. Karma powróciła. Wszystko, co miało mi jedynie pomóc, skończyło się fiaskiem i przybliżeniem, w moim odczuciu, zagłady. 

Prócz wyznaniu miłości, na co mój żołądek niemiło reagował, pozostało mi więcej szkód do naprawienia. Zabawienie się z Nickiem, to po pierwsze. Co prawda był to pomysł dziennikarza i wszystko postępowało za obopólną zgodą, jednak to nie zmieniało faktu, iż mężczyzna został wykorzystany. Oboje za bardzo się w to wkręciliśmy i musiał nadejść kres zabaw.

Kolejną osobą, której muszę stawić czoła, jest Tanner. Ewidentnym kłamstwem było stwierdzenie, że nie przeczytał jego książki do końca. Było to spowodowane niechęcią, by Louis dowiedział się o jej zawartości, przynajmniej teraz. 

Zrobiło mi się niezmiernie przykro. Po przeczytaniu całej powieści na jednym tchu, w której zawarte było niemożliwie zauważalnie wyznanie miłości, ten sam obiekt westchnień jeszcze niedawno spał z nim, a później obwieścił, że to był jedynie moment wyładowania emocji niewypełniony uczuciami, których tamten zdecydowanie potrzebował. Będąc przytłoczonym własnymi miłosnymi zawirowaniami, nie zorientowałem się nawet, iż inni także walczą z czymś. Przeoczyłem jasne znaki, dawane mi od początku przyjazdu Tannera, które teraz uwypukliły się i wyryły w mojej głowie. 

Myśli przerwały mi dochodzące z salonu wołania niczego nieświadomych kolegów z zespołu, informujących o śniadaniu, jednakże mój żołądek nie miał ochoty przyjmować żadnego pokarmu. Mimo wszystko wielce pragnąłem wyzwolić się od własnych myśli chociaż na chwilę, toteż chwilę później wyłoniłem się z pokoju z przywdzianym uśmiechem, prosząc jedynie o kubek herbaty. Zobaczyłem zmartwione spojrzenia przeszywające mnie wzdłuż i wszerz. Nikt natomiast nie odważył się zapytać o przyczynę mojego złego wyglądu, za co dziękowałem szczerze w duchu. Być może moja postura wskazywała na to, że nie jest to najlepszy czas na drażnienie mnie pytaniami. To, bądź fakt, że z Louisem nie wymieniliśmy ani słowa przez cały przesiedziany tam czas.

~*~

- Czy mógłbym wejść... porozmawiać?- zawahałem się, pukając i delikatnie wychylając spoza ramy drzwi. Chłopak skinął głową, niezdolny niczego powiedzieć. Usiadłem naprzeciw niego, próbując jakoś poskładać sensownie słowa, które miały za chwilę ze mnie wyjść.- Kocham Cię- powiedziałem, a widok zszokowanych spojówek, które zaczęły się rozszerzać, starałem zignorować.- Doskonale powinieneś sobie z tego zdawać sprawę- zakłopotany odrobinę wyjawiłem.- Nie mam już najzwyczajniej pojęcia, w jaki sposób. Czy jest to czysto platoniczne, czy miłość jest również w to wplątana- zawahałem się przy wypowiadaniu słowa "miłość". Wzdychnąłem i przymknąłem oczy, starając zachować jak najspokojniejszy wyraz twarzy, tak nieprawdziwy temu, co wyrabiało się wewnątrz mnie.- Twoja książka jest niesamowita, Tanner- uśmiechnąłem się szczerze.- Otworzyła mi oczy i przepraszam za wszystko, przez co musiałeś przeze mnie przechodzić. Nie byłem świadomy twojego stosunku do mnie. Miałem zamglone oczy przez całą sytuację, która ostatnio mnie niezmiernie przytłoczyła. Nigdy- postawiłem nacisk na to słowo- nigdy nie pragnąłem cię skrzywdzić. Znaczysz dla mnie tyle, że nie jestem w stanie ci tego opisać, ale, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, musisz dać mi czas na uporządkowanie wszystkiego. Nie chcę ci obiecywać żadnej relacji, jaką mieliśmy przed twoim wyjazdem...- tu zatrzymałem się, zdając sprawę z tego, jak cholernie nieudane przeprosiny właśnie komuś składałem i dokładnie to samo powiedziałem zaraz później, wzdychając głęboko. Chłopak patrzył na mnie w roztargnieniu, przetwarzając każdy wypowiedziany wyraz. Dopiero po chwili się odezwał, pochylając się i tym samym kładąc mi dłoń na udzie.

- Wszystko w porządku. Cóż, jeśli już jesteśmy szczerzy, to wszystko będzie w porządku. Sam byłem głupim ignorantem, przyjeżdżając tu i wyskakując ci z książką, która skrywała wiele niewypowiedzianych słów. Mogłem ci o tym powiedzieć, ale uznałem, że tak było łatwiej i...- zastanowił się nad doborem słów- dobitniej.

Spojrzałem na niego niepewnie. Jego lewy kącik ust delikatnie się uniósł.- Jest mi przykro, Harry. Nie będę cię okłamywał, mówiąc, że jest inaczej. Czy czuję się wykorzystany? Tak, Harry, tak właśnie się czuję, jednak zrobiłem to po części na własne życzenie. Zdaję sobie sprawę, mimo, że nie chcesz tego mi wyznać, że jest jeszcze ktoś poza mną, kogo darzysz uczuciem- jego uśmiech nie schodził z twarzy, jednak oczy zdawały się tracić na blasku i wtargnął w nie czysty ból. Tanner ścisnął ręką moją nogę w geście otuchy, dodając- Musisz powiedzieć Louisowi, Harry. Za daleko zabrnąłeś. My wszyscy się w to wpakowaliśmy.

Uśmiechnąłem się smutno, przerywając kontakt wzrokowy tylko na chwilę. Nie było już sensu wypierać się uczucia, które żywił do niebieskookiego. Byłem w sytuacji podbramkowej i, albo strzelę gola, albo piłka znajdzie się poza boiskiem. Byłem w stanie jedynie wydukać jedno słowo:

- Wiem. 

Pozostaliśmy w tych samych pozycjach przez dłuższą chwilę, nie odzywając się ani jednym słowem. Były one zbędne. Wszelkie żale zdążyły już opuścić nasze usta, pozostawiając jedynie niepewność. Niepewność wobec tego, co się przydarzy w przyszłości. Jednak pewna była przyjaźń moja i chłopaka obok. Nikt z nas nie był gotowy stracić drugiego. Gdy po kolejnej wymianie zdań, tym razem nie zawierającej rozgoryczenia do żadnej ze stron, przytuliliśmy się w związku ze sprzyjającym rozwojem spraw, zapragnąłem właśnie tego. Wszechogarniającego spokoju i zapewnienia, że wszystko będzie po prostu dobre. 

Gdy zmęczony układałem się do snu, przebiegając ponownie w myślach przez wspólną rozmowę, odkryłem zadziwiający fakt, który bardzo ułatwiłby mi wyznanie uczuć Louisowi. I tak teraz praktycznie nie rozmawialiśmy ze sobą, traktując się niemal wrogo. Wiedziałem, że wewnątrz niego znajdowało się wiele sprzecznych emocji czy zmartwień. To samo dotyczyło w końcu mnie. Nie dziwiła mnie jego obronna postawa i niechęć, by okazać jakiekolwiek targające umysłem uczucia. Jednak to powodowało, że zewnętrznie nas od siebie wręcz odpychało, więc czy mogłoby być gorzej? Wypowiedzenie tych dawniej trudnych słów, nie stanowiło już dla mnie takiego wyzwania. Albo mogło być lepiej, albo nasze relacje pozostałyby w nienaruszalnym stanie. Nic do stracenia. 

Cóż, właśnie to próbowałem sobie w każdym bądź razie wmawiać, zapadając w sen, zaraz po głębokim zanalizowaniu i opracowaniu planu, który nie wymagał powiedzenia niczego wprost. Na to nie było mnie stać. 


______________________________

Jak obiecałam, tak przychodzę z kolejnym rozdziałem, tym razem dotrzymując słowa!

Przy okazji pracuję nad innym opowiadaniem, o czym już wcześniej wspomniałam, i które ostatnio przemiło mi się pisze i dość leciutko, pomimo tematyki, którą obrałam. Chyba w końcu zdecyduję się je również udostępnić dla większej publiki, bo szczerze powiedziawszy to bardzo mi tęskno za tym :) 

Tradycji musi stać się zadość, a więc jakiś żarcik z mojej strony:

- Co zjadł dziś kanibal?

.

.

.

- Ani trochę


Do usłyszenia x

Larry Stylinson- SurprisesWhere stories live. Discover now