Resurrection. - 29.

344 20 0
                                    

Nie miałem pojęcia kiedy zasnąłem, ale obudziłem się dopiero nazajutrz około godziny dziesiątej. W pierwszej chwili nie wiedziałem gdzie jestem, rozglądałem się jednym okiem po całym pomieszczeniu i dopiero po dobrej chwili dotarło do mnie co się stało. I gdzie wylądowałem. Westchnąłem tylko ciężko i wcisnąłem twarz w poduszkę. Musiałem w końcu się ogarnąć i wrócić do domu. Nie miałem bladego pojęcia co zrobię kiedy już tak się znajdę. Na pewno nie miałem wielkiej ochoty spotkać się z Doną, a wiedziałem, że na pewno do tego dojdzie.

Podźwignąłem się w końcu z łóżka i poszedłem do łazienki ogarniając się z grubsza. Czułem szum w głowie, jakby stado pszczół wleciało mi przez uszy. Było to nieprzyjemne uczucie. Domyśliłem się, że po prostu... nie powinienem pić. A na pewno nie w takich ilościach. Koniak z całą pewnością mi nie służył. Facet, który ze mną tu przyjechał siedział w małej kuchence i pił kawę czytając jakąś gazetę. Nie miałem pojęcia czy cokolwiek z tego rozumie. Ale chyba rozumiał bo po chwili, gdy nalałem sobie wody mineralnej, odezwał się.- Publika już się dowiedziała kto brał udział w tym wypadku z wczoraj. - mruknął, na co westchnąłem tylko. Co miałem z tym zrobić? - I dzwoniła twoja żona. - dodał. Na te słowa coś ścisnęło mnie w żołądku.- Tak?- Była zdenerwowana. Chciała wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku. - wyjaśnił.- I co jej powiedziałeś?- Że wszystko w porządku. - stwierdził. Westchnąłem znów. Widocznie nie wspomniał o sercu. I dobrze.- Mówiła coś jeszcze? - zapytałem cicho. Milczał przez chwilę.- Nie wiem co się tam działo, ale... - spojrzałem na niego znad swojej szklanki z wodą. - Ale wasz syn przekrzykiwał się z kimś po polsku. Pewnie z ojczymem. To wyglądało na poważną awanturę. A pani Dona płakała. - znów coś ścisnęło mnie w żołądku, ale tym razem z innego powodu. Lepiej, żebym się nie dowiedział, że podniósł na nią rękę. Albo na młodego. Zabiłbym.- Zbierajmy się. - powiedziałem tylko z westchnieniem i wróciłem do sypialni chcąc zabrać swoje rzeczy. Nie miałem ze sobą zbyt dużo bagażu.Jakąś godzinę później jechałem już windą w górę na swoje... nasze piętro. Czułem się jak nastolatek, po raz kolejny, który bał się wyjść ze swojego pokoju w obawie, że gdzieś na horyzoncie pokaże się dziewczyna, w której się zakochał, a nie miał odwagi się do niej zbliżyć. Mój przypadek był nieco inny, ale odczucia całkiem podobne.Kiedy drzwi się rozsunęły nikogo nie zobaczyłem i aż syknąłem, kiedy poczułem ulgę z tego powodu. Wyszedłem. Jechałem sam, ponieważ wydarłem z samochodu nie czekając na swojego kolegę. Nie oglądałem się na nikogo, ruszyłem w stronę swoich drzwi. O ile facet mówił, że miała tam być jakaś awantura, teraz panowała kompletna cisza. Zastanawiałem się o co poszło. Pewnie o to co zwykle. Czyli o gówno.Schowałem się u siebie i od razu zamknąłem u siebie. Usłyszałem, jak mi się wydawało, że ktoś chyba chce mnie zaczepić, ale nie miałem ochoty na rozmowy. Rzuciłem tylko przez ramię, żeby nie zawracali mi teraz gitary. Zostałem sam.Położyłem się na łóżku tak jak stałem. Natychmiast w mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazy tego, co tu razem robiliśmy. Nie musiałem nawet zamykać oczu, po prosu widziałem to wszystko jak na filmie. Widziałem jej ciało, jej twarz, słyszałem ciche jęki i westchnienia. Sam westchnąłem w pewnym momencie. Już nie wiedziałem co myśleć.Nikt mi nic nie mówił, nie próbowali dawać dobrych rad, może nawet dobrze. Nie chciałem słuchać niczyich mądrości. Bardzo chciałem by była ze mną. Ale TYLKO ZE MNĄ. Żadnych innych mężulków. Tylko, że już po tym wszystkich chyba straciłem swój animusz... Jakoś nie miałem ochoty tam do niej iść i rozmawiać o czymkolwiek. Nie chciałem słuchać jej jęczenia. W sumie ot mógłbym się spakować i tak po prostu wyjechać bez słowa...Ta myśl wywołała we mnie nieokreślone uczucie. Ciarki przeszły mnie po plecach. Przysięgałem nie tylko jej, ale i sobie samemu, że więcej tego nie zrobię. Że jej nie zostawię choćby nie wiem co. Właśnie, 'choćby nie wiem co'. Teraz zdarzyła się jakaś sytuacja, a ja na dzień dobry mówię o tym co już raz zrobiłem. Z innego powodu, ale właśnie to jej obiecałem. Że NIGDY więcej jej nie zostawię. Poza tym... chyba bym usechł nie wiedząc co się tu dzieje na bieżąco. A tak naprawdę to usechłbym z tęsknoty za nią. Teraz to już nie byłoby takie 'proste'. Nigdy nie było.Ale niby co miałem zrobić? Miałem czekać nie wiadomo na co? Aż mu w końcu powie? Ciekaw byłem kiedy to nastąpi i czy w ogóle. Czułem się zraniony, może nawet zdradzony. I sam już nawet nie wiedziałem czy mam jakieś prawo się tak czuć. W końcu jakby nie było... to ten cały bajzel zaczął się ode mnie. Pozwoliłem jej wierzyć, że nie żyję, skazałem na to wszystko... I tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia to czy to ten cały Darek czy na jego miejscu stałby ktoś inny. Zawsze byłby to jakiś mężczyzna i pewnie tak samo by się teraz miotała. Może rzeczywiście nie powinienem tak na nią najeżdżać... Może powinienem chociaż wysłuchać, a dopiero potem jebnąć fochem. Ale nawet jeśli, to wciąż nie zmieniało tego, że czułem się skrzywdzony co najmniej jak dziecko.Tuliłem się do poduszki, bo i nie miałem do kogo. Zacząłem przypominać sobie to wszystko co razem przeżyliśmy, kiedykolwiek, i teraz i kiedyś w Neverland. Aż trudno było uwierzyć, że to wszystko dzieli teraz taka gigantyczna przepaść dwudziestu lat w samotności. Każde z nas zostało samo. Zagłębiając się w to wszystko bardziej, doszedłem do wniosku, że to nie jest aż takie dziwne, jej zachowanie. Może należałoby nawet powiedzieć, że Dona ma wszelkie prawo czuć się zagubiona. Ale to oczywiście nie znaczy, że będę się godził na TAKIE atrakcje. Pomyślałem po prostu... że będziemy musieli poważnie porozmawiać. I albo ona się z nim raz a dobrze rozliczy, albo... ja tego kompletnie nie widzę w przeciwnym razie.Chciałem wstać i iść do niej, ale zabrakło mi odwagi. Cykałem się jak szczeniak, śmiechu warte. Aż prychnąłem pod nosem. A potem westchnąłem podnosząc się i otworzyłem szufladę szafki przy łóżku w poszukiwaniu czegoś, ale w ręce wpadło mi zdjęcie. Jedno z tych trzech, które zawsze miałem przy sobie. Było jak skarb, który nie dałby się wykupić za żadne pieniądze. Najdroższy memu sercu. Patrzyłem na nie, biłem się z myślami i starałem się zmusić do powstania i pójścia do niej do mieszkania. Poza tym, byłem ciekawy o co wybuchła ta cała awantura, o której powiedział mi facet.I już nawet miałem się poderwać z siedzenia, już miałem iść, kiedy drzwi do mojej sypialni otworzyły się cicho i nie pewnie. Przez chwilę myślałem, że to pewnie jeden z agenciarzy przyszedł o czymś mi powiedzieć, ale kiedy w nie spojrzałem, aż westchnąłem. To nie był nikt z nich, tylko Dona we własnej osobie. Naprawdę nie chciałem jej takiej oglądać.Starała się to jakoś ukryć, ale gołym okiem było widać, że płakała. I to pewnie przez dłuższy czas. Dłonie jej lekko drżały, podobnie jak dolna warga...- Chciałam ci tyle powiedzieć, a kiedy już tu jestem, nie mam zielonego pojęcia co powiedzieć. - zaczęła łamiącym się głosem spuszczając głowę. Pewnie układała sobie wcześniej litanię w głowie. Normalne, każdy tak robi, wtedy jest trochę lżej. Ja też tak miałem. I to nie raz.- Może zacznij od tego co się tu działo, kiedy mnie nie było. Słyszałem, że była niezła awantura. - powiedziałem spokojnie odwracając od niej wzrok i wbijając oczy w zdjęcie. Po chwili usłyszałem cichy szloch. Nie mogłem tego słuchać.- To tak jakby... jedno powiązane z d-drugim. - wydukała starając się choć trochę uspokoić, ale nie szło jej to za dobrze. Nie chciałem, żeby płakała. Schowałem zdjęcie, zasunąłem szufladę i wstałem.- Wybacz mi. - usłyszałem na co spojrzałem na nią. - Proszę, wybacz mi. Starałam się sama sobie to jakoś wytłumaczyć, ale żadne wytłumaczenie tak naprawdę nic nie daje... - zaczęła trzeć oko jak małe dziecko.Chciałem, naprawdę chciałem pozostać niewzruszony, ale nie mogłem. Nie mogłem na to patrzeć. Naprawdę bardzo ją kochałem. Pewnie nawet nie byłaby w stanie sobie tego wyobrazić.- Ja nie wiem. - zaczęła znów już nawet nie powstrzymując się od płaczu. - Tutaj w ogóle nie ma żadnego porównania, zawsze wybiorę ciebie. Nie wiem, co mi się wtedy stało... - i znów zapłakała. Nie dałem już rady dłużej stać w miejscu.Podszedłem do niej pokonując dzielącą nas odległość w trzech krokach i przytuliłem ją mocno. Rozpłakała się już na dobre. Wczepiła się we mnie obejmując ciasno jakby bała się, że zaraz każe jej się wynosić. Nic podobnego...Odsunąłem ją od siebie, a ona zareagowała na to jakbym chciał ją wyrzucić. Takiego przerażenia w jej oczach jeszcze chyba nie widziałem. Chwyciłem delikatnie jej twarz w swoje dłonie i popatrzyłem w jej oczy. Trwało to chwilę a potem...- Kocham cię. - powiedziałem nie odrywając od niej swojego spojrzenia ani na moment. - Kocham cię nad życie. - przycisneła moje dłonie jeszcze mocniej do swoich policzków i zaczęła je całować po wewnętrznej stronie. Nogi się pode mną uginały.- Przepraszam...! - zaczęła szeptać, na co przycisnąłem ją znów całą mocno do siebie. A w chwilę potem przywarłem do jej ust. Umilkła natychmiast, do tej pory wciąż coś szeptała. Przywierałem do niej przez chwilę po czym popatrzyłem jej w oczy. W samym jej spojrzeniu widziałem dokładnie, że wciąż mnie przeprasza. Objęła mnie w pasie i wtuliła się cała, mocno, na moment sprawiając, że straciłem dech.- Już dobrze. - szepnąłem ledwie słyszalnie, aż zadrżała. - Ja... - zacząłem znów. - Może trochę zbyt gwałtownie zareagowałem...- Nie, miałes rację. - przerwała mi.- Dona. - spojrzałem znów na nią. Zacząłem dalej z westchnieniem. - Może powinienem po prostu wiedzieć, że możesz wciąż czuć się zagubiona... Rozchwiana... - zacisnąłem usta. - Ale boję się, że do takiego czegoś wlaśnie dojdzie, że w jakiś sposób cię znowu stracę, ja nie chcę się przekonywać o tym czy coś takiego rzeczywiście może się stać. Ale jedna sprawa pozostaje nie do ruszenia i nie przewiduje żadnych ulg. Musisz się z nim w końcu raz na zawsze rozmówić. - powiedziałem patrząc jej poważnie w oczy.Popatrzyła na mnie przez chwile.- Wszystko już mu powiedziałam. - rzekła w końcu chwytając mnie za dłoń. Przez chwilę nic nie robiłem, tylko na nią patrzyłem. Powiedziała mu? - Wczoraj wieczorem, kiedy wrócił z pracy. Ciskał się o to, że w ogóle nie pozwalam mu się do siebie zbliżyć, a przecież... - odchrząknęła uciekając wzrokiem. - Wcześniej, zanim wyjechał w tą delegację było wszystko w porządku, jak to określił. Miałem pretensje o wszystko, też o to, że wywaliłam go z łóżka do salonu. Więc mu w końcu powiedziałam. - cały czas jej się przysłuchiwałem i obserwowałem ją. Łzy już przestały lecieć po jej policzkach. - W pierwszej chwili nie uwierzył i stwierdził, że zwariowałam po czterdziestce. Że tak mi już odwaliło, że sama sobie ciebie stwarzam. Mat się wkurzył... i się zaczęło. A potem ci panowie, którzy tu są na miejscu wszystko mu wyjaśnili... przy okazji mi powiedzieli, że miałeś wypadek. - głos jej się znowu załamał. Patrzyła na mnie przestraszona.- Nic mi nie jest. - mruknałem lekko zachrypnięty. Patrzyła na mnie znów tymi załzawionymi oczami. Nie chciałem tego widzieć. Westchnąłem odwracając od niej twarz.- Na pewno wszystko w porządku? - zapytała ledwo wydobywając z siebie głos. Przymknąłem oczy.- Na pewno. - chciałem ją zapewnić, żeby przestała w końcu płakać.- Przestraszyłam się na śmierć... - zajęczała i juz nie mogłem wytrzymać. Przycisnąłem ją znów do siebie mocno.- Nie płacz. Wszystko jest dobrze, przecież widzisz...- Nic nie będzie dobrze, jeśli mi nie wybaczysz. - i znowu. Nie chciałem dłużej słuchać jej płaczu.- Wybaczę ci. - powiedziałem w końcu. Od razu poczułem jak mocno mnie ściska.- Kocham cię. - wyszeptała tuląc się. Staliśmy tak przez jakiś czas, w którym gładziłem jej plecy, a ona powoli w końcu się uspokajała. Otarła lekko oczy i dalej tak stała ściskając w palcach moją koszulę. Aż westchnęła w pewnej chwili.- Co się dzieje? - zaniepokoiłem się, bo wydawało mi się, że znowu coś... ale ona powiedziała...- Głowa mnie boli. - Boże, dzięki ci, pomyślałem. Jej głos był już w miarę spokojny. Choć mina jeszcze nietęga. - Od wczoraj wieczora trwa wojna.- Opowiedz mi dokładnie co się stało. - pociągnąłem ją za rękę w stronę łóżka. Kiedy usiedliśmy, zaczęła pociągając lekko nosem.- Tak jak mówiłam. Wściekł się...- Zrobił ci coś? - wtrąciłem czując jak ręce zaciskają mi się w pięści bez udziału mojej woli. Ale pokręciła przecząco głową. Odetchnąłem...- Nie, nic mi nie zrobił. Zresztą, nawet gdyby próbował to Mat by mu na to nie pozwolił. Mnie nie ruszył, ale oni się poszarpali. - kiedy zobaczyła moją minę, szybko dodała. - Ale jemu też nic się nie stało. - patrzyła na mnie lekko przestraszona. Chyba wiedziała, że gdyby coś... to bym tego gnoja zabił. - Pozbierał wszystkie rzeczy i się wyniósł. - powiedziała znów. - Trochę źle się z tym czuję... Nie chciałam go zranić mimo wszystko. - znów pociągnięcie nosem. - Ale wyszło tak, że ciebie zraniłam.Kurwa, tylko nie płacz znowu.Objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Oboje lekko westchnęliśmy.- Daj już spokój. - szepnąłem. - Ale masz rację. - w końcu musiałem też powiedzieć jej co myślę. - I mam nadzieję, że jego noga więcej tu nie postanie.- Z tego co wiem to jest u swoich rodziców. - zaśmiałem się paskudnie.- No proszę. Prawdziwy nieudacznik, na garnuszku rodziców. - na pewno nie miałem dla tego osobnika współczucia.- A gdzie miał iść? - popatrzyła na mnie.- Gówno mnie to obchodzi. - stwierdziłem spokojnie.Nastała chwila ciszy, podczas której siedzieliśmy razem przyklejeni do siebie.- Wiesz... - zaczęła cicho. Wyzezowałem na nią, a raczej na czubek jej głowy. - Zmieniłeś się trochę. Kiedyś byleś nieco inny. - zmarszczyłem czoło.- To źle?- Kiedyś byłeś bardziej uczuciowy. Ludzie to wykorzystywali i bardzo często potem miałeś przez to kłopoty. Teraz nie pozwalasz już tak sobą manipulować. Mówisz co myślisz i masz w dupie krótko mówiąc to czy to kogoś zrani. Więc... patrząc na wszystko razem... to chyba jest zmiana na lepsze. - stwierdziła patrząc teraz do góry prosto na mnie. Nie wiedziałem co zrobić, ale w końcu lekko się uśmiechnąłem.- Tak myślisz?- Tak. - mruknęła i w końcu tez się uśmiechnęła.Spojrzałem na nią, na jej zaróżowione policzki, w lekko wciąż załzawione oczy i pogładziłem opuszkami palców jej skórę od skroni po samą szyje. Miała aksamitną skórę, taką samą jak kiedyś... a jednak trochę inną. Dostrzegałem te subtelne różnice, na własne życzenie straciłem mnóstwo czasu, przecież mogłem spokojnie obserwować przez te wszystkie lata jak dojrzewa... Niby była to ta sama kobieta, ale różniła się jednak od tej młodej dziewczyny, którą miałem w Neverland. Ale w żadnym wypadku nie była to żadna wada... Wręcz przeciwnie...Przymknęła oczy czując jak moje palce zapuszczają się powoli w okolice jej obojczyków i niżej. Drugą ręką, którą do tej pory ją obejmowałem, wsunąłem pod jej bluzkę. Czułem jak serce zaczyna przyspieszać w mojej piersi, wziąłem głęboki oddech, wypuszczając powoli powietrze przez usta. Zadrżała lekko, kiedy potarłem nosem jej skórę na szyi aż po same ucho... Zacisnęła palce na moim ramieniu co podziałało na mnie jeszcze bardziej pobudzająco. W końcu po paru słodkich chwilach wzajemnych czułych muśnięć odnalazłem jej usta i złożyłem na nich jeden czuły pocałunek, po którym poczułem jak cały tężeję. Ten idiota niedawno całował ją tak samo jak ja. Miałem wrażenie, że ciśnienie nagle zaczęło rozsadzać mi uszy od środka. To było kompletnie irracjonalne. Nie myślałem już kategoriami, że ona się z nim całowała lub coś w ten deseń... Ja po prostu poczułem, że muszę, MUSZĘ zedrzeć z niej wszelki ślad po tym pocałunku. Przestałem chyba panować nad swoimi odruchami, zanim zdążyła zrobić cokolwiek, przywarłem do niej gwałtownie, niemal miażdżąc jej usta w swoich, złapałem za ramiona i przycisnąłem do siebie jej ciało, czując jak jej piersi napierają na moją klatkę piersiową. Być może była zaskoczona, ale nawet nie mruknęła.Pocałunek miał w sobie raczej nie wiele z delikatności, ale wlałem w niego tyle żaru i dzikiej namiętności, pożądania, ile tylko byłem w stanie. Poddawała mi się całkowicie, pozwalała badać mi wnętrze swoich ust bez żadnych przeszkód, starając się dotrzymać mi tempa, chciała mnie objąć, ale nie pozwoliłem jej na to. Szybkim ruchem wyciągnąłem jej spinkę z włosów, które rozsypały jej się pięknie na plecy i ramiona, po czym stanowczo i dając jej do zrozumienia, że nie uwzględniam żadnego sprzeciwu, nie odrywając się od niej na odległość większą niż kilka centymetrów, rzuciłem ją na sam środek łóżka zawisając natychmiast nad nią nisko. Chyba ani myślała protestować, przeciwnie, oddychała płytko przyglądając się jak szybkimi, zniecierpliwionymi ruchami rozpinam jej spodnie i ściągam je mniej więcej do kolan, następnie podrolowałem jej bluzkę pod samą szyję odsłaniając piersi w koronkowym staniku. Aż syknąłem.- Nie będziesz za tym chyba tęsknić, co? - wychrypiałem i nie czekając na jej odpowiedź, nie bawiąc się w zbędne odpinanie, rozerwałem go z przodu między miseczkami. Zakwiliła cicho, ale kiedy na nią spojrzałem, patrzyła na mnie z żarem w oczach. Uznałem to za pozwolenie na ciąg dalszy.Nie zawracałem sobie głowy pozbywaniem się jej ubrań do końca, sama poradziła sobie ze spodniami, ściągając je z zaledwie jednej nogi, bo z drugiej już nie zdążyła. Przygniotłem ją do łóżka i przytrzymując jej jedną rękę za nadgarstek, zacząłem rozpinać swoje spodnie, jedną ręką, było to nieco uciążliwe, ale jej ciche pojekiwania sprawiały, że stawało się to nieco przyjemniejsze. Ciekaw byłem dlaczego tak popiskuje, kiedy raz po raz poruszalem się nieco gwałtowniej wciskając ją w materac łóżka. Za to jej wolna dłoń starała się prawie dygocząc rozpiąć moją koszulę... Nawet dobrze jej to szło.Jej zgrabne długie nogi podrygiwały wokół moich bioder, kiedy usadowiłem się tam wygodnie. Mój umysł całkowicie opętała jedna myśl, pragnienie... Nie mogłem już dłużej czekać.Zakrzyczała krótko chowając twarz w mojej szyi, kiedy wszedłem w nią jednym, ostrym ruchem i nie czekając na nic zacząłem się mocno poruszać. Brałem ją nie myśląc praktycznie o niczym, tylko o tym, że ona leży pode mną, rozkładając szeroko nogi i mimo tej mojej brawury, przyjmuje mnie w sobie z ochotą. Czułem po prostu na sobie w trakcie, jak robi się momentalnie mokra, widziałem jak wygina ciało w łuk, słyszałem jak jęczy bez tchu moje imię... Jej ciało podrygiwało dziko pode mną z każdym pchnięciem, miałem ochotę ją po prostu zjeść. Wciąż było mi mało, nawet wtedy gdy poczułem, jak napina się w środku, wiedziałem co to znaczy, a jej głośne jęki przemieszane z krzykami tylko mi to dodatkowo potwierdziły. Jak pijany i głodny narkoman zacząłem maltretować jej biust ssąc i lekko przygryzając, czułem się jakbym oszalał w tym jednym momencie. Chyba nigdy wcześniej nie wziąłem jej tak po prostu...Wciąż przytrzymywałem jej jedną dłoń, od jakiegoś już czasu wplatając razem nasze palce. Ręka, którą miała wolną pełzała na oślep po całym moim ciele, gdzie tylko mogła dotrzeć. Wbijała paznokcie w skórę, wplatała we włosy i ciągnęła za nie mocno, zaciskała na ramieniu i pośladkch. Czułem jak przedziera skórę na moich plecach, miałem wrażenie, że do krwi. Ale to tylko jeszcze podkręciło ogień. Przyssałem się do jej szyi, pozostawiając jej w tym miejscu w późniejszej chwili sporą malinkę. Była moja i każdy miał o tym wiedzieć. Bez wyjątku. Po prostu ją oznaczyłem.Szczytowała już kilkakrotnie i widziałem, że powoli traci już siły. Nie musisz nic robić, kochanie, pomyślałem. Byle byś tylko tu była, zawsze... Resztą zajmę się sam.Kiedy skończyłem wbijając się w nią mocno po raz ostatni zajęczała żałośnie dysząc głośno i ciężko. Popatrzyłem na nią czując jak drżę na całym ciele. Przymknięte oczy, rumieniec, skóra błyszcząca od potu, klatka piersiowa unosząca się chaotycznie i opadająca, zmęczona, wykończona. Zacząłem składać delikatnie pocałunki na jej twarzy, na czole, nosku, policzkach, na koniec pozostawiłem sobie jej usta. Kiedy tylko poczuła na nich moje wargi od razu wysunęła lekko koniuszek języka, na co westchnłem cicho i pocałowałem ją tak prawdziwie. Zetknęliśmy się czołami... Nie trzeba było nic mówić. Wciąż splataliśmy ze sobą nasze dłonie...Zaczęła coś cicho mruczeć.- To było bardzo ciekawe i... dosadne doświadczenie, Mike. - usłuszałem. Spojrzałem na nią ledwo trzymają się na łokciach by jej sobą nie przygnieść. - Nikt mnie nigdy tak po prostu... nie zerżnął? - wymruczała znów. Uśmiechnęła się lekko. To był bardzo seksualny i uwodzicielski uśmiech... Aż zagryzłem dolną wargę- Teraz jesteś cała tylko moja... - wyszeptałem jej wprost do ucha. - Masz na sobie tylko moje ślady... A poza tym, jeśli tak ci się to spodobało, mogę brać cię tak znacznie częściej... - sam się uśmiechnąłem. Zaśmiała się cichutko. Poczułem jak uwalnia swoją dłoń z mojej i obejmuje mnie za szyję po czym wplata palce we włosy. Przymknąłem oczy, to było takie... dreszcze przebiegły mi po plecach.- Kocham cię... - mruknęliśmy w tym samym momencie, po czym wyszczerzyliśmy się do siebie.Ułożyliśmy się wygodnie tak jak leżeliśmy w poprzek łózka nie mając zamiaru nigdzie się ruszać. Wyskoczyliśmy z całej reszty ciuchów, przykryłem przede wszystkim ją cienką satynową narzutą na łóżko. Podkreślała jej ciało co bardzo mi się podobało, mogłem bez karnie jej się przyglądać. A ona uśmiechała się lekko i gładziła mój policzek. Wiedziałem, że na pewno nie pozwolę sobie tego odebrać. Jej. Jej miłości.Byłam pod nie małym wrażeniem, kiedy już było po wszystkim, ale nawet bardzo mi się to podobało. Jemu chyba też, bo spoglądał na mnie z lekkim cwanym uśmiechem, jakby nagle został panem całego świata. Zaśmiałam się pod nosem na tą myśl. Natychmiast spojrzał na mnie pytająco wciąż się uśmiechając. Pokręciłam tylko głową. Od jakiegoś czasu panowała cisza, niczym nie zmącona, wpatrywaliśmy się tylko w siebie z błyskami w oczach. Chyba żadne z nas nie myślało o niczym w tamtym momencie, nawet o tym czy za chwilę ktoś tu może nie wejdzie i nas nie przyłapie, takich z gołymi tyłkami. To by dopiero było ciekawe.Tą sielankę jednak przerwał nam mój telefon.Westchnęłam chowając twarz w jego ramię.- No odbierz. - mruknął. - Może to coś ważnego. - nie chciałam odbierać, ale w końcu kiedy nie dawał nam spokoju, wstałam nie zawracając sobie głowy nakryciem, co chyba mu się spodobało, i odszukałam aparat przykładając go do ucha.- Halo? - odezwałam się, cały czas patrząc na Michaela, który wlepiał oczy we mnie. Celowo stanęłam do niego tyłem, co chyba mu się nie spodobało, bo wstał i sam własnoręcznie okręcił mnie przodem do siebie podziwiając mnie w ogóle się nie krępując. Za to ja się zaczerwieniłam kiedy wbił oczy w partie poniżej pępka. Ale za chwilę coś innego odwróciło od niego moją uwagę.Mike zaczepiał mnie bez przerwy, kiedy rozmawiałam po polsku, starałam się go odpędzić, ale nie pozwalał. Kiedy uciekłam od niego kilka kroków, zaraz był znów przy mnie i obmacywał tu i ówdzie psocąc się z szerokim uśmiechem. Celowo to robił, akurat kiedy ktoś do mnie dzwonił. Normalnie bym się śmiała, ale teraz akurat nie było mi do śmiechu. A on nie rozumiał ani słowa. Nie chciałam nic do niego mówić, żeby nie wydało się, że z kimś jestem. A baba tak nadawała, że i bez tego ucho mi puchło. Co za stara...!W końcu mój mężczyzna zauważył moje wkurzenie i chyba domyśli się, że coś jest nie tak bo stanął tylko i przyglądał mi się uważnie. Kiedy w końcu się rozłączyłam, westchnęłam... a raczej prychnęłam wściekle.- Co się stało? - zapytał natychmiast gdy wściekła rzuciłam telefon na łóżko.- Dzwoniła moja teściowa. Wyobraź sobie, że była u mnie jakiś czas temu, ale mnie nie było. A teraz do mnie wydzwania. Zgadnij, dlaczego. - byłam naprawdę wściekła.- No, niech zgadnę. Chodzi jej o synusia.- Taa. Biedny, bo żona go zdradza! Dobrze, że nie powiedział z kim. Podobno stwierdził tylko, że kogoś sobie znalazłam na boku. Ja pierdole, nigdy niczego nie umiał sam załatwić, ta stara krowa zawsze się we wszystko wpierdalała, i kiedyś i teraz. - o dziwo zaczął się śmiać. - Z czego się śmiejesz?!- Z ciebie. - objął mnie i przytulił mnie do siebie. Poczułam jego krocze na swoim podbrzuszu... - Niech sobie gadają, ty jesteś moja. Poza tym, pretensje powinna mieć do siebie, że wychowałą go na takiego melepetę. - teraz nawet ja się uśmiechnęłam. - No, o wiele lepiej. - stwierdził z szerokim uśmiechem. Widać mu było wszystkie zęby. Popatrzyłam mu w oczy, a potem wspięłam się na palce i pocałowałam go lekko, na co od razu przymknął oczy i oddał pocałunek. Poczułam jak obejmuje mnie ciasno ramionami. Tego potrzebowałam, przywarłam do jego ciepłego ciała i odetchnęłam lekko.Nagle przed oczami stanął mi stary obraz. Nie dałam rady wymazać go z pamięci i chyba mi się to nie uda. To był wtedy zbyt duży szok...Zadrżałam, na co wplótł palce w moje włosy z zapytaniem, co się dzieje. Co miałam mu powiedzieć... Że jest tak cudownie ciepły? I że właśnie przypomniało mi się, jak klęczałam przy nim wtedy w tej sypialni w Neverland, kiedy 'stwierdzili zgon'? I kiedy jego ciało zdawało mi się wtedy stygnąć w rękach... Tego raczej mu nie powiem.- Nic się nie stało. - mruknęłam w końcu i wtuliłam twarz w jego szyję. Jego zapach wypełnił mnie całą od środka... Było naprawdę dobrze. Westchnęłam w końcu z absolutną niechęcią się od niego odsuwając. - Ale muszę już iść... Muszę jechać do rodziców. - mruknęłam mało zadowolona.- A co się tam dzieje?- Nic. Tylko tata właśnie przeżywa twoje rewelacje. - poklepałam swojego ukochanego po ramieniu patrząc mu w oczy z miną i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Usłyszałam cichy śmiech. - To nie jest śmieszne, Mike. Teraz to już nic takiego, ale jeszcze tydzień temu latał niespodziewanie do kibla wypluwać czysty kwas z żołądka. - westchnełam. - Dostał refluksu. Ale wydaje mi się zniósł to mimo wszystko lepiej niż ja. - teraz już się nie śmiał.- Wiesz... Starałem się to mu przekazać dość enigmatycznie. W końcu niedługo... wiesz.- Wiem. - odwróciłąm się do niego i zauważyłąm, że on też się ubiera. - Obiecałam, że przez jakiś czas będę pomagać. Mama mnie prosiła. Swoją drogą ciekawa jestem czy coś jej powiedział.- Pewnie nie. Wiedziała byś. - usiadł na łóżku kompletnie ubrany. Popatrzyłam na niego przez chwilę, a potem z uśmiechem podeszłam do niego i znów go pocałowałam, na co zaśmiał się.- Chciałem cię gdzieś zabrać na jakiś czas... Tylko ty i ja. Miałem nadzieję, że się zgodzisz. - trochę mnie tym zaskoczył. Ale jak mówiłam...- Teraz to nie wypali. - nie powiem, bo całkiem mi się spodobał ten pomysł. Gdyby tylko nie rodzice...- Pojedziemy później. - uśmiechnął się. - A może... odwiedzimy razem twoich rodziców co? Zabierzemy młodego. - spojrzałam na niego zaskoczona.- Nie boisz się?- Nie. Co mi może zrobić? I tak już jestem martwy. - zażartował. Prychnęłam. Sama trochę się bałam... Przecież nie będę udawać nieświadomej.- Jeśli chcesz... - powiedziałam w końcu wzruszając ramionami.Dziwnie się czułam, kiedy siedzieliśmy już we trójkę w aucie. Mike prowadził. Nie byłam zaskoczona, że pamięta trasę. Młody kiedy o tym usłyszał, gdzie się wybieramy i w jakim składzie tylko się wyszczerzył. Teraz siedział z nosem w telefonie. Nie przejmował się zbytnio. Dla niego wiele spraw było tak prostych... Jeszcze nie rozumiał pewnych rzeczy. Ale chyba nie będzie tak źle. W sumie to byłam bardzo ciekawa co powie ojciec.


I have fallen, I will rise - Resurrection.Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt