Resurrection. - 26.

396 18 0
                                    

Siedziałem w kuchni w swoim mieszkaniu przy stole. Patrzyłem się w jeden punkt bez przerwy podpierając brodę na jednej ręce. Bezmyślnie wwiercałem oczy w jakąś skazę na ścianie przed sobą. A może jej tam w ogóle nie było? Może tylko ją sobie wyobrażałem? Nie miałem pojęcia. Ale widziałem ją, przyciągała mój wzrok, dlatego na nią patrzyłem. Nie miałem dobrego humoru, nie byłem nakręcony. Zastygłem w takiej pozycji w jakiej siedziałem już dobrą godzinę wcześniej i nie wiele się poruszałem. Tylko powiekami od czasu do czasu. I oddychałem, tak. I to by było na tyle. Za to mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Tak samo serce chyba. Czułem jak obija mi się o żebra, czasami do tego stopnia, że czułem duszności. Nie przejmowałem się tym jednak. Przejmowałem się zupełnie czym innym.

- Mike. - usłyszałem cichy głos dochodzący z wejścia do pomieszczenia, w którym siedziałem. - Połóż się, jest już późno. Przed północą. - usłyszałem znów. Tak jakbym ocknął się z lekkiego odrętwienia i spojrzałem w stronę osoby, która do mnie mówiła.To była Dona. W tej chwili, kiedy na nią spojrzałem pomyślałem, że to najpiękniejsza istota jaką kiedykolwiek widziałem. I kochałem ją nad życie. Ale nawet jej widok nie rozwiązał bolesnego supła, który zacisnął mi się na sercu.Nie rozwiązał go, ale może przynajmniej lekko rozluźnił. Ona zawsze działała na mnie kojąco, w każdy możliwy sposób. Przez dwadzieścia lat raczej nie miałem możliwości tego odczuć. Teraz czułem to wyraźnie. Była ubrana w cienki satynowy szlafroczek, który sięgał jej połowy ud i delikatnie uwypuklał jej naturalne krągłości. Piersi odznaczały się delikatnie przez materiał, nie starała się tego ukryć. Długie nogi... zgrabne. I tyłek, który też bardzo często zaprzątał mi głowę. Miała też rozpuszczone włosy... Długie układały się jej ładnie na ramionach... Patrzyła na mnie z czułością.Kiedy nie powiedziałem nic przez dłuższą chwilę, podeszła do mnie i stanęła za moimi plecami kładąc dłonie na moich ramionach. Zaczeła mnie masować. Mruknął cicho i odchyliłem głowę do tyłu opierając się o jej biust. Przeczesała mi włosy palcami, po chwili poczułem jak całuje moją skroń. Westchnąłem.- Zadręczasz się. - szepnęła znów cicho.- Myślę. Jak mogłem doprowadzić do sytuacji, w której mój syn mnie nienawidzi. - odpowiedziałem przymykając znów oczy.- To nieprawda. - powiedziała znów. Ostatnimi czasy często mi to powtarzała.- Nie odbiera ode mnie telefonów. Nie chce rozmawiać. Nie odpowiada nijak na wiadomości. Jak to nazwiesz inaczej?- Musi to zrozumieć i poukładać sobie w głowie. Zresztą, jutro wieczorem już wraca. Będziesz mógł z nim porozmawiać. Ja też wciąż się boję, że na sam koniec coś mu się stanie, ale... dzwoni do mnie, więc ty też wiesz, że nic mu nie jest.- Tak, ale kończy rozmowę jak tylko chcesz mu dać do telefonu mnie. Zawsze akurat coś mu się przypomni.- Potrzebuje czasu, kochany. Będzie dobrze. - pocałowała mnie znów w czubek głowy, a gdy to nie wiele pomogło, usiadła mi na kolanach obejmując za szyję. Spojrzała mi z bliska w oczy, kiedy sam objąłem ją jedną ręka, a drugą położyłem na odsłoniętym udzie i zacząłem gładzić. - Nie wierzysz mi, a ja mam przeczucie, że wszystko się ułoży. - powiedziała znów. Na te słowa przytuliłem policzek do jej piersi. Jak małe dziecko, a ona tak właśnie mnie utuliła. Objęła mnie ciaśniej i zaczęła gładzić po włosach. Przez chwilę nic nie mówiłem.- Nie wiem nawet jak się dowiedział. Nie mam nawet pojęcia jak ty się dowiedziałaś. - mruknałem. Podrapała mnie lekko we włosach na co się skuliłem. Miałem wrażliwą skórę...- No tak, nie powiedziałam ci. - zaczęła. - Przeszukałam całą twoją sypialnie. - rzuciła szybko jakby nie chciała tak naprawdę, żebym to słyszał. Spojrzałem na nią większymi oczami.- Przeszukałaś?- Tak, całą.- Kiedy... - zacząłem, ale przerwała mi.- Po tym jak pokazałeś mi te wszystkie stare piosenki... - tak, pamiętałem to... - Chciałam schować to wszystko. W tej szafce z której to wyciągnąłeś znalazłam taką grubą książkę z zapiskami odręcznymi...- Mój dziennik... mogłem się domyśleć. - mruknąłem i znów się do niej przytuliłem.- Tak... Czytałam co kawałek... Aż dotarłam do wpisów z lat kiedy byłes martwy. - stwierdziła z sarkazmem. Wiedziałem, że nie do końca wciąż mi to darowała. Przycisnąłem się do niej jeszcze bardziej. - Znalazłam trzy zdjęcia. - nie musiała mówić jakie. Ja wiedziałem. - Potem... Płakałam całą noc. Nie wiedziałam co zrobić. W końcu postanowiłam, że musze znaleźc jakiś niepodważalny dowód.- I znalazłaś? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.- Tak. Teczkę z papierami, wszystkimi dokumentami... i obrączkę. - spojrzałem znów na nią. Miała łzy w oczach.- Kochanie... - szepnąłem dotykając dłonią jej policzka, ale nie pozwoliła mi powiedzieć nic więcej.- Ja wiem, Mike, ja wiem... - wtuliła twarz w moją rękę. - Ale... - westchnęła jakby nagle zabrakło jej powietrza. - To było dwadzieścia lat. - wyszeptała teraz z twarzą w moich włosach. - Dwadzieścia lat bez ciebie...- Cii... - teraz to ja ją przytuliłem. Najmocniej jak potrafiłem. Objęła mnie ciasno za szyję przyciskając się sama do mnie jeszcze mocniej.Było dobrze, ale czasami wpadała w takie stany depresyjne. Ostatnim razem wykrzyczała mi, że mnie nienawidzi, że to wszystko co się dzieje to moja wina, że ktoś dręczy jej dziecko, że ode mnie wszystko się zaczęło. Kazała mi się wynosić. Więc poszedłem. Zamknąłem się u siebie i siedziałem na łózku starając się jakoś opanować...Nie minęło nawet dobre pół godziny jak przyszła za mną. Nawet nie zapukała, tylko po prostu weszła do mieszkania, a potem do mojej sypialni gdzie siedziałem. Wpakowała mi się okrakiem na kolana i siedzieliśmy tak z godzinę. Kołysałem ją wtedy, a ona szepnęła ciche 'przepraszam'...Za co ona miała mnie przepraszać? Przecież to co wykrzyczała to była prawda. Wiedziałem, że chce ze mną być, że mnie kocha... i to chyba naprawdę bardzo skoro mi wybaczyła... ale w każdej takiej chwili załamania wszystko co mówiła była stuprocentową prawdą. A jeszcze ona przychodziła i chciała mówić 'przepraszam'... To ja przepraszałem. Każdego dnia od nowa i w kółko.- Chodźmy już spać. - powiedziała w końcu odklejając się i ocierając wilgotne oczy. Od czasu jak Mat wyleciał do Sanów, tak jakby zamieszkała tu ze mną. Jej dom stał zamknięty, cały czas spędzała ze mną. Poszedłem za nią z cichym westchnieniem kiedy ciągnęła mnie lekko za sobą. Siedziałem w zwykłej koszulce i jakichś spodenkach w których zwykle spałem więc od razu wlazłem do łóżka. Popatrzyłem na nią w oczekiwaniu. Po chwili ułożyła się tuż obok mnie, wtuliła się w mój bok i westchnęła cichutko. Objąłem ją ramieniem gładząc lekko i przytulając policzek do jej czoła.- Mogłabym tak z tobą zasypiać do końca świata. - szepnęła, poczułem jak wsunęła dłoń pod moją koszulkę i zaczęła gładzić tors. Uśmiechnąłem się całując ją w czoło, w jej wykonaniu to było naprawdę przyjemne. Ale poczułem też lekkie ukłucie bólu. Zmarnowane tyle czasu...- Będziemy tak razem zasypiać już zawsze, obiecuję ci to. - odpowiedziałem obejmując ją ciasno. Usłyszałem jak znów westchnęła. - Niedługo to wszystko się skończy. - dodałem jeszcze ciszej.- Tak? - podjęła temat spoglądając na mnie. Przez chwilę nic nie mówiłem.- Takie mam przeczucie. - mruknąłem w końcu. - W sumie to... od samego początku przeczuwałem jak to się skończy... - tak, przeczuwałem. Zależy tylko która wersja się sprawdzi...- Czyli?- Będę musiał się z nimi w końcu raz a dobrze policzyć. Nie ma chyba innego wyjścia. Część rodziny nazwała mnie tchórzem, kiedy to wszystko wymyśliłem, i być może mieli rację przynajmniej po części. Ale jakby tego nie nazwać... miałaś dzięki temu święty spokój, prawda? Ty i Mat. Cierpiałaś, ale nikt cię nie gnębił. A o to mi chodziło, byłaś bezpieczna. Razem z synkiem o którym długo nic nie wiedziałem. Schowałaś się w Australii, nie mogłem cię znaleźć.- Szukałeś mnie? - zapytała lekko zdziwiona.- Oczywiście. Chciałem wiedzieć gdzie jesteś, co się z tobą dzieje. Nawet gdybym miał się dowiedzieć, że z kimś się związałaś. Zresztą... napisałem ci w tym liście, że...- Może i bym się z kimś związała, ale kochałabym tylko jednego mężczyznę. - przerwała mi. - Sam widzisz teraz... Z twojej winy - znów sarkazm. - wyszłam za byłego, a nie czuję do niego kompletnie nic. - nastała chwila ciszy. No tak, ma rację. - Może mogłam wybrać sobie kogoś lepszego. Ale to i tak bez różnicy. Ale czuję, że jemu zależy...- Zależy, błagam cię Dona, nie bądź naiwna. - teraz ja się wtrąciłem. - Pewnie stuka bez przerwy jakąs pannę. Delegacja, też mi coś. Pracując w markecie.- No zdarza się. - mruknęła.- Co się zdarza, delegacja z marketu czy to, że obraca jakąś cizię? - zaśmiała się.- I to i to.- A idź! - fuknąłem i zacząłem ją lekko łaskotać. Zaczęła piszczeć i odpychać moje ręce. Po kilku chwilach wygłupów z westchnieniem przytuliłem ją znów do siebie. - Kocham cię.- Ja ciebie też. - odpowiedziała z uśmiechem patrząc na mnie. Popatrzyłem na nią z uśmiechem i nagle coś skontaktowałem.- Zamierzasz spać w tym szlafroku? - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu. Uwielbiałem kiedy się uśmiechała. Oczy jej wtedy błyszczały, a czasami chodziła taka smutna. Ale wtedy brałem ją w ramiona i znów się uśmiechała.A w tym momencie podniosła się i usiadła na mnie okrakiem. Pochyliła się nieco zawisnąwszy nade mną i patrząc mi w oczy.- Chcesz, żebym go zdjęła?- Oczywiście. Ciało w nocy powinno mieć swobodę... - mruknąłem spoglądając na nią. Zaśmiała się. - No tak. Nie wiesz, że najlepiej jest spać nago? - uniosła jedną brew do góry zagryzając wargę.- Nie widzę, żebyś leżał golusieńki z małym na wierzchu. - walnęła, aż otworzyłem szeroko oczy. Zacząłem się śmiać. - No, nareszcie sam się trochę rozweseliłeś.- Co? - spojrzałem na nią. Położyła się na mnie płasko i musnęła lekko moje wargi.- Cały czas próbujesz zrobić coś, żebym ja była zadowolona, a sam chodzisz bez przerwy struty. - wyjaśniła z nosem w mojej szyi. - Więc pomyślałam, że czas żebym to ja teraz zrobiła coś dla ciebie.- Ale ty nie musisz nic robić. Jestem szczęśliwy, bo jesteś ze mną. - mruknąłem cicho zgarniajac jej włosy na jedną stronę.- Ale nie widać tego. Ja też chciałabym częściej widzieć twój uśmiech. - popatrzyła na mnie. Uśmiechnąłem się w końcu, chyba tak naprawdę... - No, już trochę lepiej. Ale to jeszcze nie to. - prychnąłem.- A czego byś sobie życzyła w takim razie? - była nie do pobicia. Uśmiechnęła się niewinnie, ale błyski w jej oczach powiedziały mi, że coś kombinuje.- Nic szczególnego... - mruknęła. Nagle zmieniła temat. - Mówiłeś coś, że ciało w nocy potrzebuje swobody?- No. - zaśmiałem się.- Po krótkim namyśle stwierdziłam, że masz rację. - zakomunikowała po czym rozwiązała swój szlafroczek i powoli zsunęła go ze swoich ramion.Aż westchnąłem. Nie miała pod spodem absolutnie nic. Moim oczom ukazały się jej piękne piersi, które w moim odczuciu aż domagały się uwagi z mojej strony... Smukła talia, biodra... Była piękna. Tak jak zawsze. Przyłożyłem dłoń do jej szyi, a po chwili powoli przesunąłem ją po całym ciele. Miała gładką ciepłą skórę. Patrzyła na mnie uważnie, kiedy moja dłoń nakryła jej pierś i lekko się na niej zacisnęła. Pochyliła się nisko nade mna, za pewne celowo. Tak stwierdziłem sam do siebie, kiedy jej biust znalazł się tuż przy mojej twarzy. Domyśliłem się o co jej chodzi.- Potraktowałaś moje słowa niezwykle poważnie. - powiedziałem cicho zaabsorbowany tym co miałem przed nosem. Zacząłem delikatnie pieścić jej piersi kolistymi powolnymi ruchami, ugniatać w palcach, a ona patrzyła na mnie lekko zamglonym wzrokiem.- A jak miałam je potraktować? Przecież o to ci właśnie chodziło. - powiedziała pochylając się nisko nade mną i całując mnie namiętnie.W najbliższym czasie nie padło już ani jedno słowo więcej. Nie było potrzebne. Zaczęła ocierać się o mnie w wiadomym miejscu, co wywołało we mnie silny prąd. Krew błyskawicznie zaczęła spływać w dół ciała co czułem wyraźnie. I ona na pewno też, kiedy tak poruszała na mnie zmysłowo biodrami. Całowała mnie przy tym bez przerwy w ten sam sposób, czule... Rozbudzała mnie powoli.Tak, miała rację... O to mi właśnie chodziło.Cały świat zniknął, była tylko ona. Zapach jej skóry. Włosów, które opadały mi na twarz. Była tym czego pragnąłem najbardziej, spragniony jak narkoman. Posmakowałem jeden jej sutek, potem drugi... Drżała nade mną. Słyszałem jej ciche westchnienia, kiedy zająłem się porządnie jej piersiami. Całowałem jedną, a drugą drażniłem wilgotnymi palcami. Muskałem delikatnie jakbym się bał, że coś im się może stać złego. To było dla mnie... coś niesamowitego. Byla tu ze mną, oddawała mi się, a ten jej 'mąż' był daleko i o niczym nie miał pojęcia. Miałem nadzieję, że gdy wróci, między nami nic się nie zmieni. Była moja. I nie zamierzałem jej nikomu oddawać.Po jakimś czasie zdecydowałem się zmienić nieco rejon swoich robótek, że tak to nazwę i zacząłem zsuwać się w dół pod nią. Ona pozostawała w miejscu, lekko drżąca i jęcząca raz po raz, wiedziała z całą pewnością do czego zmierzam. Muskałem jej ciało zniżając się wciąż, gładziłem dłońmi i całowałem tu i ówdzie. W końcu znalazłem się tam gdzie chciałem się znaleźć...Jej zapach mnie oszołomił. Objąłem ją lekko za uda gładząc ich skórę, na co zniżyła nieco biodra. Tak było mi wygodniej, kiedy była nisko, mogłem zaczynać bez problemu. Zacisnąłem palce na jej pośladkach i przeciągnąłem powoli gorącym językiem wzdłuż całego jej wilgotnego kwiatu. Usłyszałem jak jęczy nerwowo, zadrżała. Podpierała się na łokciach, twarz wtuliła w poduszkę... a ja zacząłem. Od tej chwili jej jęki nie cichły ani na moment. Raz po raz podrzucała biodrami, to bardziej dociskała swoją kobiecość do moich ust. Mruczałem cicho za każdym razem... Upajałem się tym. A ta konfiguracja bardzo przypadła mi do gustu.Na moment zastąpiłem swoje usta palcami. Pieściłem ją delikatnymi okrężnymi ruchami, co musiało jej bardzo odpowiadać, bo jej ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć. Wydawała z siebie najprzeróżniejsze dźwięki. Wiedziałem, że jest jej dobrze.Mieszkanie było puste, byliśmy tam sami. Tylko ona i ja, w łóżku, kochaliśmy się. Tak jak kiedyś, myślałem za każdym razem. Udało jej się sprawić, że zapomniałem o tym co mnie dręczyło choć na chwilę. Później znów będę się zamęczał myśleniem, ale teraz chciałem czuć tylko ją, jej drżące ciało, wijące się lekko pode mną. Założyłem sobie jej nogi na ramiona i jak sama potem stwierdziła, zapewniłem jej porządną jazdę. Uśmiechałem się potem jak głupi, kiedy to mówiła patrząc na mnie spod lekko zmrużonych powiek. Chyba lubiła opowiadać mi niektóre pikantne szczegóły, bo zaczęła wychwalać na przykład to jak głęboko ją brałem... Czasami aż robiło mi się głupio, ale to nie znaczy, że nie byłem z siebie zadowolony.- Wiesz, że już cię stąd nie wypuszczę? - wymruczałem całując ją lekko w czoło tuląc do siebie po wszystkim. Uśmiechnęła się obejmując mnie ciaśniej i spoglądając na mnie odchylając głowę do góry w moją stronę.- Tak? - mruknęła zagryzając lekko wargę. Przełknąłem ślinę przymykając oczy. Lubiłem ten widok, wyglądała wtedy tak zaczepnie.- Tak. Chcę, żebyś tu już ze mną została. Mat też będzie miał swój kont. - powiedziałem gładząc ją po włosach i modląc się, żeby się zgodziła. Wtuliła twarz w moją szyję.- Masz tylko dwie sypialnie tutaj, a Mat nie zostawi swoich rupieci. A nie będzie też chciał gnieździć się z nimi w jednym pokoju. A poza tym... - westchneła i już wiedziałem. - Nie mogę tego zrobić tak po prostu, jest Darek...- Darek, proszę cię, przejmujesz się nim? - poczułem ukłucie złości.- Nie mogę tak bez słowa... muszę z nim najpierw porozmawiać... chociaż nie mam pojęcia co mu powiem. - mruknęła.- Jak to co? Prawdę!- Jasne. - prychnęła. - Mam mu powiedzieć, że wrócił do mnie mój mąż? Michael Jackson? Dobrze się czujesz? Jak nic zamknąłby mnie w psychiatryku.- Nigdzie cię nie zamknie. - burknąłem obejmując ją zaborczo. - Po prostu powiesz mu, że poznałaś kogoś, że go kochasz... i tak dalej. - dla mnie sprawa była prosta.- I co? Tak nagle...?- Tak, tak nagle, wiesz, ja mam wrażenie, że on doskonale wie, że nic do niego nie czujesz i tylko czeka na ten dzień aż powiesz mu coś podobnego. Właśnie ten dzień nadszedł. - stwierdziłem tonem jakby to kończyło całą sprawę.- Mike... - westchnęła. - Po czym podniosła się na łokciu i popatrzyła na mnie. - Wiesz, że cię kocham. - szepneła. - Nie może być inaczej, skoro... po tym wszystkim wciąż chcę być z tobą.- Nie chcę się tobą dzielić. - powiedziałem wbijając oczy w sufit. Zaśmiała się cicho.- Nie będziesz musiał. - po czym znów się we mnie wtuliła. - Nawet nie wiesz... Nie wyobrażasz sobie, jak lekko mi teraz na sercu, kiedy jesteś ze mną. - wcisnęła się we mnie mocniej. - Jesteś ze mną... - powtórzyła te słowa z uśmiechem. Sam poczułem się lżejszy. Całowałem czule jej włosy, głaskałem i przytulałem. A ona cisnęła się do mnie jeszcze bardziej z każdą chwilą.-Niedługo wszystko się skończy. I będziemy mogli znowu być razem tak jak kiedyś. - szepnąłem jej do ucha, na co spojrzała na mnie. - Za dużo już... - zacząłem starając się to jakoś wytłumaczyć. - Za dużo dziwnych sytuacji niedomówień. Ludzie zaczynają to zauważać. Łączyć ze sobą fakty. Doszedłem ze wszystkimi do jednego wniosku, że czas najwyższy zacząć przygotowywać ludzkość na wielki szok. W tym celu organizowane jest parę rzeczy... ale nawet nie potrzeba do tego wielkich przedsięwzięć. Wystarczy, że pokażę się gdzieś z tobą i Matem publicznie... z obrączką na palcu. Ktoś natychmiast to wyłapie i będzie kolejny kawałek układanki. I tak kroczek po kroczku... aż wszystko wyjdzie na jaw. Ale kiedy już do tego dojdzie, nie będę zakłamywał faktów. Opowiem jak do tego doszło, jak to zrobiłem i jak po latach wróciłem do ciebie i dziecka. Nie będę niczego ukrywał, a już na pewno nie powodu tego wszystkiego.- Nie uważasz, że pokrzyżujesz im szyki w ten sposób?- Właśnie o to chodzi. By przestali być tacy... bezpłciowi. - westchnąłem. - Naprawdę teoria Illuminati jest przez ogół świata barana za żart. A to wielki błąd. Oni cieszą się z tego, bo dzięki temu mogą robić co chcą. Odróżniają się od zwykłych ludzi tym, że są po prostu psychiczni. - prychnąłem. - Bardzo łatwo zrozumieć to, dlaczego cała reszta świata nie chce przyjąc do wiadomości ich istnienia. - spojrzałem na nią, słuchała mnie uważnie. - Bo zbyt strasznym jest samo myślenie o tym, że ktoś... ktokolwiek... może mieć taką władzę nad światem. Przykładem nawet chyba dobrym może być Adolf Hitler. Sam zawojował całą Europę, a nawet pół świata. Miał ogromny wpływ. Inny i inaczej się objawiał. Ale o to właśnie chodzi. Ludzie się tego boją. Teraz jeszcze bardziej, bo po drugiej wojnie światowej wiedzą do czego to może doprowadzić. Ale ignorując to i wyśmiewając fakt ICH istnienia popełniają kolejny błąd z rzędu. Praktycznie powtarzają ten sam błąd z przeszłości. - wpatrzyłem się w sufit. - Hitlera też nikt nie chciał zatrzymywać, bo wielu uważało go za bohatera, głównie w Niemczech. A potem było już za późno. Teraz też tak może być. Drążą kanały pod ziemią jak glisty. Czyste robactwo, wszędzie się dostaną. Tam nie trafiają byle jacy ludzie. Każdy coś sobą reprezentuje. Każdym można manipulować. Na przykład kilka lat po tym jak... to zrobiłem , dowiedziałem się kto porzucił mi wtedy tę pornografię, którą znalazłaś. I dlaczego nagle Epic Records zechciała zatyrać mnie na śmierć przy pracy nad 'Dangerous'.- Pamiętam to... - szepneła.- No właśnie. Wszystko ich dzieło. Oni podrzucili mi to zgniłe jajo, choć nadal nie mogę rozgryźć co im to dało poza tym, że znów musiałem bić się z policją. Weszli mi do domu... Może chcieli mnie po prostu sprawdzić... Nie wiem. A potem wytwórnia. Ktoś kto stoi tuż pod ich szefem wykupił ją. Masakra. Też nie wiem co im to miało dać, może sprawdzali moją wydajność. Ale potem się przeliczyli. - poruszyłem lekko brwiami.- No, rzeczywiscie, zrobiłeś niezły kawał, szkoda tylko, że ja nic nie wiedziałam. - burkneła. Znów wyczułem od niej ten sarkazm. Przycisnąłem ją mocniej do siebie.- Mówiłem ci. Starałem się...- Wiem. - przerwała mi. Chyba nie chciała tego słuchać. - Przez pierwsze kilka miesięcy miałam taki zwyczaj... - zaczęła sama.- Jaki? - zapytałem zainteresowany.- Nagrywania ci się na sekretarce. - cały się spiąłem. - Najpierw płakałam, potem mówiłam. A na końcu tylko odsłuchiwałam kilka razy pod rząd twój głos. Potem już w końcu musiałam przestać...Nastała chwila ciszy.- Odsłuchiwałem każde nagranie. Po miliard razy. Jak pokutę. - gardło mi się zacisnęło. - Każde twoje słowo to był ból nie do opisania. Celowo się tak katowałem... choć niektórzy mówili bym przestał.- Więc czemu to robiłeś? - popatrzyłem na nią.- Bo wiedziałem, że cię skrzywdziłem. Że złamałem ci życie... Głupiałem siedząc sam ze sobą, a to... przynajmniej COŚ czułem. Nawet jeśli to był tylko ból. A potem dali się w końcu urobić, żebym mógł cię raz zobaczyć, chociaż z daleka...- Co?? - podniosła się na łokciu wpatrując się we mnie. Westchnąłem głęboko.- Kilka miesięcy po wszystkim, przyleciałem do Polski do tego twojego miasteczka... Chciałem po prostu na ciebie popatrzeć. Sam nie mogłem podejść, poszedł kto inny, ale twój ojciec nie chciał cię zawołać. Nie dziwiłem się, ale modliłem się, żebyś się pokazała. W końcu nasz przyjaciel wrócił, a ja byłem wściekły... A tak naprawdę to oszalały z tęsknoty i poczucia winy. Drugi kolega wymyślił coś nowego... Poczekaliśmy parę minut po czym poszedł. Podal się za jakiegoś tam... nie wiem, inkwizytora czy coś, powiedział, że chce z toba koniecznie rozmawiać ale nie będzie wchodził do środka. Zrobił to że mogłem na ciebie popatrzeć. - patrzyła na mnie wielkimi oczami.- Pamiętam to! Byłam tydzień po porodzie, i wściekła, bo jakiś debil specjalnie kazał mi złazić do niego na dół! Wszystko mnie bolało! - fuknęła. Otworzyłem szerzej oczy.- Nie wiedziałem wtedy...- Zdążyłam zauważyć. - burknęła, kładąc się z powrotem. - Widziałam tam jakiś dziwny czarny samochód...- To byliśmy my. - wyjaśniłem. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem wtedy do ciebie biec...- To czemu tego nie zrobiłeś? - wlaśnie...- Nie mogłem. Co byś wtedy zrobiła?- No na pewno było by zupełnie inaczej niż teraz, po tylu latach! - odsunęła się ode mnie i położyła obok płasko. Westchnęła ciężko. Przekręciłem się na bok i przysunąłem do niej.- Kocham cię. - szepnąłem. Spojrzała na mnie wreszcie po chwili. - To wszystko przez to. Innego powodu nigdy nie było. - jej oczy znów się zaszkliły. Zakryła twarz dłońmi. - Nie płacz... Teraz już nigdzie się nie wybieram. Nie popełnie dwa razy tego samego błędu. - przyciągnąłem ją do siebie, nie protestowała. Miałem już tylko nadzieje na jedno. Że uda mi się jednak dogadać z synem.- Będziesz tak znowu siedział? Matko Boska, Mike, weź że się trochę ogarnij! - próbowałam go trochę pobudzić, był taki... jakby to powiedzieć. Zrezygnowany? - Mówiłam ci...- Wiem, że mówiłaś, ale to nie zmienia tego co jest, prawda? Nie odbiera ode mnie telefonu. W ogóle.- Ode mnie też teraz nie odebrał. - powiedziałam co było prawdą. Troche mnie to zaniepokoiło, ale starałam się nie wpadać znowu w panikę. Na pewno nic mu się nie stało. Już byłoby coś słychać.- Mike. - zmrużyłam oczy. - Wiesz, że zaczynasz mnie irytować? Przyjedzie dzisiaj wieczorem i pogadacie, będzie dobrze, do kurwy nędzy! - znowu mnie uruchomił. Starałam się opanować, bo inaczej znów dostałby po głowie. Wyleciałby stąd najpierw wysłuchując jak mam go dość, a potem sama bym znów za nim poleciała z płaczem. Tak to ostatnimi czasy wyglądało. Miałam... naprawdę jakieś wahania nastrojów. Ale to chyba nic nadzwyczajnego w takiej sytuacji. Wciąż jakoś nie mogłam do końca sobie tego przetrawić, dlatego tak ni z tego ni z owego wybuchałam. W jednej chwili go całowałam, w drugiej trzaskałam po ryju. Któregoś razu powiedziałam cicho, że niedługo sam mnie kopnie w dupe z tymi moimi humorami...- Nie opowiadaj bzdur. - powiedział wtedy. - Akurat ja sam na to zapracowałem, potrzeba czasu... W końcu wszystko się unormuje. - po czym przytulił mnie na co westchnęłam zadowolona.No być może miał rację. A raczej na pewno, bo te wybuchy nie były już takie ostre jak na samym początku. Choć minęło mało czasu to jakoś tak... Kiedy był, nie potrzebowałam nic innego do szczęścia. Miałam już wszystko.- Pan Bóg wysłuchał moich modlitw. - szepnęłam jednego razu leżąc z nim w łóżku. Była godzina 11 wieczorem.- To znaczy? - podchwycił na c spojrzałam na niego.- To znaczy, że w końcu mi cię oddał. - jego mina była bezcenna. Zacisnął usta jakby usilnie się przed czymś powstrzymywał. Jego dłonie nagle jakby nie wiedziały w którym miejscu na moim ciele mają się znajdować. Chyba po prostu nie wiedział co zrobić.A w tej właśnie chwili, siedzieliśmy znów razem tyle, że w moim mieszkaniu dla odmiany. Stwierdziłam, że muszę przyrządzić coś pysznego na powrót syna, bez tego by się nie obyło. Michael pomagał tu i tam, ale najczęściej po prostu stał zamyślony i patrzył w okno.- Mógłbyś się ruszyć?! - ocknął się i spojrzał na mnie trzymającą wielką michę z ciastem. Uśmiechnął się. - Pomógł byś mi a nie! Typowy facet. Może przynieśc ci gazete i papcie? - zaśmiał się.- Nie umiem tak pichcić jak ty.- Tak, masz rację. - mruknęłam stawiając to do lodówki. - Ty masz talent do zupełnie czego innego.- Do czego? - zapytał zaraz. Kiedy na niego spojrzałam od razu wiedziałam co mu chodzi po tej kudłatej głowie. Uśmiechnęłam się tajemniczo. - No powiedz!- Nie.- Jak to nie?- Nie. Tajemnica pani domu. - powiedziałam zadowolona z siebie.- W takim razie przenieśmy się do mnie z tym wszystkim, wtedy to ja będę rządził i będziesz musiała mi powiedzieć. - wyszczerzył się. Parsknełam śmiechem.- Mówisz?- Tak.- Będziesz PANIĄ domu? - lubiłam go drażnić.- Dona... - pokręcił głową z lekkim uśmiechem.W końcu trzeba było skończyć te wygłupy i się spręża. Była 12 w południe, a ja chciałam zdążyć na wieczór. Mówił, że będzie lądował w Warszawie o godzinie siedemnastej, zanim tu dojedzie minie jeszcze godzina. Miałam nadzieję, że się wyrobię. Ale spotkała nas obu, mnie i Michaela, miła niespodzianka. Zanim jednak to się stało, Mike dostał w moim przynajmniej odczuciu dziwny telefon. Wyszedł z nim do innego pomieszczenia i zamknął się. Od razu coś mi się uruchomiło. Poszłam za nim cichaczem i stanąłem blisko drzwi. Coś było słychać, choć nie do końca wyraźnie. Ale i tak dosłyszałam to i owo...- Co się stało? - początkowo jego głos był dość opanowany. - Dlaczego kazałeś mi wyjść, przecież Dona o wszystkim wie... - a więc to musi dotyczyć TEGO...- ...- Co takiego? Żartujesz?! Jak... - chwila ciszy. - Ale...- ...- Jezu Chryste... - wydał mi się nagle kompletnie przerażony. Sama poczułam jak żołądek mi się zaciska. - Czy ten dzieciak zwariował...?- ...- Trzeba z tym coś zrobić... - cisza i... - Gówno mnie obchodzi, że nie możecie działać na terenie Stanów, to moje dziecko! - teraz już przeraziłam się nie na żarty. Wpadłam do tego pokoju...- Mike?! Co się dzieje?! - chwyciłam go za rękach koszuli. Coś w moich oczach musiało go bardzo zszokować. Czułam, że zaraz zwariuje. Zaczęłam szarpać go za ten rękaw i prawie z krzykiem żądać żeby mi powiedział.- Spokojnie, Dona... Dona, nic mu nie jest! - krzyknął kiedy nie reagowałąm na jego słowa. Czułam, że serce zaraz wyleci mi z piersi. - Uspokój się, zaraz pogadamy...- Ale...- Zaczekaj, proszę cię!Zaczął gadać znowu. Trwało to tylko kilka minut, ale ja miałam wrażenie że całą wieczność. Kiedy w końcu się rozłączył napadłam go natychmiast.- Powiedz mi! Powiedz mi co się stało! - złapał mnie za ramiona by troche mnie uspokoić, ale to nie podziałało. - Mike!- Dona, spokojnie, nic mu nie jest, jest cały i zdrowy. Zrobił tylko... coś. - powiedziała a ja wpatrywałam się w niego dysząc po prostu.- Co zrobił...?- Nie spodziewałem się, że coś takiego przyjdzie mu w ogóle do głowy...- Przestań pieprzyć, mów co się stało!!! - wrzasnęłam.- Spokojnie... - pogładził mnie po policzku. - Nic wielkiego się nie stało... Znaczy... nikt go nie zaatakował, nic złego z nim się nie stało. - odetchnęłam lekko.- Więc co?! - patrzył na mnie przez chwilę a potem powiedział prosto z mostu.- Młody odnalazł jednego z lepszych hakerów w Stanach, zapłacił mu i kazał spenetrować serwery CIA. - wytrzeszczyłam oczy.- CO???- Nie skopiował wszystkiego. Tylko to co dotyczyło mnie, całego tego procesu i... Po prostu tą część, która obejmowała nawet lata wstecz takie podobne przypadki jak ja. - przeczesał włosy palcami. Widać było, że jest pod wrażeniem. - Nie odwiedził ciotek, zatrzymał się w Neverland, a potem pojechał do Quincy'ego. Potem pojawił się w biurze nieruchomości.- A tam po co? - zdziwiłam się. Prychnął.- To przykrywka dla agentów, dzięki temu ktokolwiek może siedzieć w Stanach. Ale bezpośrednio nic nie mogą zrobić. Zleciłem im, żeby dowiedzieli się, kto wtedy podrzucił mi te zdjęcia... - wiedziałam o czym mówi. Kiwnęłam tylko głową. - Szukali i potem... - spojrzal na mnie. Chyba wiedziałam co chce powiedzieć.- Potem wyszło to z... tymi wariatami?- Tak, właśnie. - powiedział cicho. - Od tamtego czasu praktycznie się z nimi nie rozstaję. Zorganizowali wszystko... co do szczegółu. - patrzył na mnie. Przetarłam twarz dłońmi.. - A ten wszedł tam tak sobie i powiedział, że chciałby wykupić działkę przylegającą od wschodu do Neverland. Pracują tam zwykli urzędnicy, tylko dwóch jest tam... od tych rzeczy, od razu go poznali. I domyślili się o co może mu chodzić, że może będzie chciał się czegoś dowiadywać. ALe nie pisnął ani słowa. Ich adres musiał wydębić od Quincy'ego... Albo sam mu go dał, albo nasz mądry synek sam sobie poradził. - patrzyłam na niego w napięciu. - A potem wychwycili i oni i cała reszta intruza w systemie. Zinwigilował wszystko. - parsknął nerwowym śmiechem. - Z tego co mi powiedzieli, przez cztery ostatnie dni wojowali z wirusem, który ten gość im wpuścił, żeby go nie namierzyli. Facet zna się na fachu, musieli się nieźle nakombinować zanim udało im się to wszystko załatwić. Nic nie zostało naruszone, ale podejrzewałem, że skopiował... Mat pewnie konkretnie mu powiedział czego ma szukać.Nie ma co... Byłam pod wielkim wrażeniem. Inspektor Gadżet po prostu, ja nie miałam pojęcia, że nasz syn potrafi być aż tak zawzięty.- Nie jestem zdziwiony tak w gruncie rzeczy. - odezwał się znów drżącym głosem. - Nie powinien po prostu tego oglądać...- Coś mu za to grozi? - przeraziłam się znów.- Nie, nie bój się. Nic mu nie zrobią. Jakby nie było, i ty i on teraz też w tym siedzicie... Zresztą siedzicie w tym od samego początku. Trzeba po prostu zabrać te pliki... i zniszczyć, żeby to nie wypłynęło. Co widział to jego, ale...- Rozumiem... a co z tym hakerem? - spojrzał na mnie. - Jemu coś zrobią? Wiesz, faceci w czerni i te sprawy... - zaczął się śmiać.- Nie, to nie te klimaty. Doszli do wniosku, że najbezpieczniej będzie go 'zatrudnić'... Poza tym, jak sam mój kolega przed chwilą powiedział... rzadko kto ma taki talent jak ten gość. Ten jego wirus... Stwierdził, że to nie byle jakie gówno. Udało im się delikatnie go zneutralizować. Miał w sobie taki mechanizm samozniszczenia, ale przy okazji zniszczyłby cały serwer. - nastała chwila ciszy.Westchnęłam. Czułam się wykończona. A gdzie tu jeszcze upichcić to wszystko...- Nie denerwuj się. Zrób sobie kawę, a ja ci pomogę zrobić to przyjęcie. - spojrzałam na niego kiedy pogładził moje ramiona.- Będziesz piekł ciasteczka? - parsknął śmiechem.- Jeśli mi rozkażesz, moja księżniczko...- Daj spokój, nic oprócz zakalców by ci nie wyszło, sama to zrobię. - spojrzał na mnie oburzony. - Nie rób takiej miny. Pamiętam. Nie umiesz zrobić nic poza jajecznicą i naleśnikami. - powiedzałam złośliwie się szczerząc. Zmrużył oczy.- Będziesz żałować tych słów.- Jasne, jasne. Chodź... - złapałam go za rękę i pociągnęłam do wyjścia. W tym samym momencie rozległ się głos...- Jesteeem! - stanęłam w miejscu, oboje na siebie spojrzeliśmy po czym ruszyliśmy pędem do salonu.Patrzył na mnie i na Michaela z lekko uniesionymi brwiami. Pewnie rozbawiło go nasze zachowanie. A ja nie posiadałam się z radości. Dopadła do niego i zaczęłam ściskać jak szalona.- Mamo, uspokój się. - zaczął się śmiać, ale objał mnie przytulając.- Dlaczego nie powiedziałeś, że będziesz wcześniej!! - ścisnęłam go jeszcze mocniej, a on wciąż się uśmiechał.- Chciałem zrobić wam niespodziankę.- Zrobiłeś. - usłyszałam zza pleców i oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę. Mike patrzył na niego ze wciąż lekko zdumioną tymi rewelacjami miną. Mateusz chyba domyślił się o co chodzi.Puścił mnie i nieco odsunął chwytając swoją wielką walizę, jedną z trzech zresztą. Popatrzył na ojca, po czym pociągnął bagaż na kółkach za sobą do swojego pokoju. Bez słowa. Popatrzeliśmy na siebie. Ja nie miałam pojęcia co z tym zrobić.Po chwili młody wyszedł ze swojego pokoju i wziął następne dwie walizy.- Mama, zostaw to... - rzucił, kiedy zaczęłam tachać za nim ostatnią.- Ja to wezmę. - ostatecznie pozbawił mnie jej Mike. Spojrzeli na siebie, ale młody nic nie powiedział tylko poszedł dalej. Patrzyłam tylko na nich zastanawiając się co z tego wszystkiego wyniknie...Jakąś chwilę potem siedzieliśmy wszyscy trzej przy stole w salonie. Dona na szybko zrobiła młodemu coś ciepłego do jedzenia, i tak oboje na niego patrzyliśmy jak wcinał. Nikt nic nie mówił. Sam nie wiedziałem co myśleć. Nie docinał mi tak jak przed wyjazdem. W ogóle się nie odzywał. Zastanawiałem się co teraz. Jeśli to wszystko widział, to musi wiedzieć też o Presleyu. Chyba by pękł ze śmiechu gdyby o tym usłyszał. Pewnie powiedział by coś w tym stylu... "No, na reszcie o tym, że żyję wie ktoś jeszcze poza mną!'Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, co zwróciło na mnie jego uwagę. Spojrzał na mnie znad swojego talerza ruszając gębą. Sam nie wiedziałem co powiedzieć... i czy w ogóle się odzywać. Po chwili zainteresował się znów zawartością swojego talerza. Cisze przerwała w końcu Dona.- Chciałam zrobić coś dobrego, mogłeś powiedzieć, że wracasz wcześniej, nie zdążyłam z niczym...- Mama daj spokój, nie musisz przecież nic robić. Zaraz i tak idę się rozciągnąć na swoim łóżku. Poza tym, to spaghetti jest boskie. - powiedział z uśmiechem spoglądając na matkę, która uśmiechnęła się znów.- Cieszę się, że ci smakuje. - powiedziała dalej przyglądając się jak pałaszuje.Wpatrywałem się w niego sam, wciąż zadając sobie pytanie, co on myśli w tym momencie. Wyglądał tak zwyczajnie, że to aż było nieprawdopodobne, by był tak spokojny. Po takich rewelacjach? Na pewno zauważył moje spojrzenia, ale nic nie robił.- No, to idę do siebie. - oznajmił, a Dona zabrała mu pusty talerz sprzed nosa. - Wszystko mnie boli. - skrzywił się.Więc poszedł. Po jakimś czasie usłyszeliśmy szum wody z jego łazienki. Przyszła mi do głowy pewna myśl. Musiałem zabrać mu te pliki, na pewno miał je ze sobą. Nawet jeśli zapoznał się z tym wszystkim to najważniejsze było to by przypadkiem nikt inny tego nie zobaczył. Ani jednego zdania.- Gdzie idziesz? - usłyszałem gdy skierowałem się w stronę jego pokoju. Dona patrzyła na mnie stojąc przy otwartej zmywarce.- Muszę zobaczyć gdzie on to ma. Nie może tego trzymać tak sobie. Wyobrażasz sobie, gdyby to wypłynęło? - zacisnęła usta.- Musisz teraz? Znowu wybuchnie awantura.- Na co mam czekać? Nie masz pojęcia co by się działo, gdyby opinia publiczna dowiedziała się o tym wszystkim...- I tak podobno chcesz, żeby to wyszło!- Ale nie tak! Do tego trzeba rozmysłu. - powiedziałem i poszedłem. Już mnie nie zatrzymywała.Kiedy przyszedłem do jego pokoju, był pusty. Wciąż siedział w łazience. Zacząłem się rozglądać. Jego walizki stały pootwierane w koncie przy łóżku. Nie chciałem grzebać w jego rzeczach, ale... gdzieś musiał to mieć. Nie czułem się dobrze z tym, że będę musiał to zrobić, ale inaczej być nie mogło.- Szukasz czegoś? - usłyszałem zdawkowy ton zza swoich pleców. Coś ścisnęło mnie w żołądku. No cóż... Odwróciłem się i spojrzałem na niego, stał kilka metrów ode mnie i przyglądał mi się z zainteresowaniem w oczach. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, czułem się jakby przyłapał mnie na jakimś przestępstwie. Patrzyłem na niego tylko jak debil. - No? - mruknął znów.- Dobra... - westchnąłem. - Wiem co wykombinowałeś. Zdajesz sobie sprawę, że mogliby cię za to zamknąć? - uśmiechnął się lekko pod nosem.- Prosze cię. TATO. - powiedział z naciskiem. - Jestem na tyle inteligentny, że byłem pewny, że od ciebie nie dowiem się wszystkiego.- Powiedziałbym ci.- Tak, okrojoną wersję. Dziękuję. - stwierdził i podszedł do szafy otwierając ją, po czym zaczął w niej układać rzeczy które ze sobą przywiózł. - Dodatkowo powiem ci, że tutaj tego nie znajdziesz. Możesz śmiało ryć mi w ciuchach. - popatrzyłem na niego lekko zdenerwowany.- To gdzie to schowałeś? - zaśmiał się. - Przestań, trzeba się tego pozbyć.- Niby czemu?- To może wywołać niezłą burzę. Mam nadzieje, że nikomu tego nie pokazywałeś.- Widział to tylko ten haker. Dał mi nośnik i kazał spierdalać, dodał, że nie chce nic więcej mieć z tym do czynienia. Krótko mówiąc, był lekko zaskoczony. - parsknął śmiechem. Mogłem to sobie wyobrazić.- Już się nim zajęli. - mruknąłem. Spojrzał na mnie.- Tak?- Zwerbowali go do siebie, że tak powiem. - zaczął się śmiać. - Co?- Spodziewałem się, że tak to się skończy.- Gdzie to masz? - zapytałem znowu podchodząc do niego. - Dziecko, daj mi to, żeby nie było nieprzyjemności...- Nieprzyjemności? Jaja już są. I to nie od momentu, kiedy znalazłeś się tu z kapelusza. Trwają od... jakichś dwudziestu lat. - stwierdził patrząc na mnie kontem oka. - A odpowiadając na pytanie to ci powiem, że nie wierzę, że naprawdę myślałeś, że przywiozę ten dysk ze sobą do domu. - otworzyłem szerzej oczy.- To gdzie ty to schowałeś?- Wykupiłem skrytkę w banku. - teraz już wytrzeszczyłem na niego oczy. - Więc na pewno nikt tego nie zobaczy. - dodał jakby to kończyło sprawę. Spojrzał na mnie. - Ja też jestem pomysłowy.No tak. Rzeczywiście.- Mat... - zacząłem chcąc coś powiedzieć, cokolwiek tak naprawdę, żeby jakoś rozpocząć tą rozmowę.- Może darujmy sobie tą rozmowę, co? - powiedział patrząc znów na mnie.- Ja wiem, że wszystko już wiesz, a nawet więcej, ale...- Nie o to chodzi. - wtrącił mi się znów.- Więc o co? - westchnął cicho nie patrząc na mnie. Wciąż upychał ciuchy w szafie.- A co da nam ta rozmowa? - zapytał w końcu.- Jak to co... Chcę ci powiedzieć... wytłumaczyć... Powiedzieć, dlaczego mnie nie było, dlaczego się nie pojawiłem, kiedy...- Nie musisz mi tego wszystkiego mówić, bo ja to wszystko wiem. - powiedział znów wchodząc mi w słowo. Patrzyłem na niego przez chwilę.- Myślę, że jednak nie do końca. Pozwól mi powiedzieć, mi naprawdę na tobie zależy, dlatego tu jestem. Nie było mnie, kiedy mnie potrzebowałeś, ale... - nie wiedziałem w sumie co mam mu powiedzieć. Popatrzył na mnie. Nic nie powiedział i nic nie umiałem wyczytać z tego spojrzenia.- Powiedziałem, że ja to wiem. Teraz wiem. Rozumiem... a przynajmniej staram się zrozumieć. - powiedział w końcu odwracając wzrok.Stałem z nim w miejscu a on dalej wkładał rzeczy na półki. A potem po kilku minutach ciszy... po prostu objąłem go i przytuliłem. Nie czułem się dobrym ojcem, ale... jednak nim byłem, a on bynajmniej nie uciekał ode mnie ani nie kazał mi spadać. Po chwili sam mnie objął i poczułem jak ściska w palcach materiał mojej koszuli na plecach.To nie tak, że nagle poczułem, że Bóg wybaczył mi wszystkie grzechy. Poczułem się jednak nieco lepiej. I miałem nadzieję, że żadne z moich złych przeczuć jednak się nie spełni.


I have fallen, I will rise - Resurrection.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora