Resurrection. - 14.

249 18 2
                                    

Kolejna szklanka wyleciała mi z rąk. I to w momencie, kiedy właśnie stawiałam ją na stole przed tatą. I to z całą jej zawartością.
- Cholera! - zaklęłam pod nosem i pobiegłam po ręcznik papierowy by wytrzeć kawę z całego stołu i z podłogi. Miałam dobry pomysł by nie kłaść pod niego żadnego dywanu. - Przepraszam. - westchnęłam prostując się. - Zrobię ci drugą, poczekaj chwilę.
- Może ja sam sobie zrobię, córka, ty usiądź i odpocznij. Coś się stało? - zapytał zdawkowym tonem. Opadłam z westchnieniem na wielką sofę obok miejsca w którym siedział mój rodziciel. Popatrzyłam na niego przez chwilę.
- Nie. Dlaczego miało się coś stać?
- No nie wiem. Zachowujesz się jak nawiedzona. - zaczął wymieniać zalewając sobie kubek tym razem, nie szklankę. - Chodzisz z głowa w chmurach. Z rąk wszystko ci wylatuje, co najmniej jakbyś miała je dziurawe. - parsknęłam śmiechem. - Tak, tak. Wyglądasz jakbyś się zakochała! - wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Co takiego?! Tato, co ty opowiadasz...! - zaskoczył mnie nieco, aż nie wiedziałam co powiedzieć w pierwszej chwili. - Mam męża!
- Aha, więc mówisz, że w swoim mężu się zakochałaś. - powiedział znów wracając na swoje miejsce i patrząc na mnie wymownie. - W końcu. Tak by powiedział, gdyby to słyszał.
- Tata... Kocham Darka. Na swój sposób. - mruknęłam, choć wiedziałam, że prawdy w tym tyle co w prognozach pogody. Czyli gówno. Mój ojciec uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Słuchaj... - zaczął nagle jakoś tak powściągliwie. Przeczuwałam, że zaraz zacznie mi o coś znowu truć tyłek. - Spotkałem Mateusza kiedy tu do ciebie szedłem. - o a jednak coś innego.
- A tak... Jechał do kina z kolegą. - stwierdziłam ostrożnie biorąc do ręki swoją kawę. Rozpuszczalną jeszcze byłam w stanie wypić. Normalnie nie przepadałam za żadną. Od zawsze wolałam herbaty wszelkiego rodzaju.
- Dojrzały ten jego kolega. - sarknął uśmiechając się ironicznie. Popatrzyłam na niego nie mając pojęcia o co mu chodzi.
- Ma tyle lat co on. - spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- Naprawdę? Mnie wyglądał na co najmniej czterdzieści więcej.
- CO?! - o co mu znowu chodzi?
- No widziałem. Przed chwilą, wychodziłem z windy i o mało w tego człowieka nie wyrżnąłem. Kto to jest? - zamrugałam... A po chwili domyśliłam się o kogo może chodzić. Uśmiechnęłam się.
- Aha. Już wiem. - zaśmiałam się. Tata patrzył na mnie cały czas. - Nie wyobrażaj sobie Bóg wie czego.
- Niczego sobie nie wyobrażam. JESZCZE. Więc kto to? Wygląda jakby gębę zdarł z NIEGO. - a więc mam rację.
- To Billy Jencins. Nagrywał teledyski do piosenek Michaela. Ostatnio wychodziła płyta... Komuś się zachciało, a oryginału nie ma. Więc wynajęli go do tego.
- Aha. I tylko fikał i gębą ruszał?
- No nie do końca. - parsknęłam śmiechem. - Ma bardzo podobny głos...
- Tego ci nie powiem, bo nawet nie pisnął słówka, kiedy mnie zobaczył. Ty mu powiedz co to znaczy kultura. Rozmawiać o pogodzie nie musiał, ale to zasrane dzień dobry mogłoby być. Ile on ma lat?
- Tyle, ile Mike miałby teraz. Gdyby żył. - zamyślił się nieco.
- Hm. - mruknął. - Nie podoba mi się ten facet. - zaśmiałam się na te słowa. - Wy coś ten? - akurat popijałam z kubka... Wiedział jaki moment wybrać. Przez chwilę jedyne co robiłam to tylko kaszlałam.
- Tato... no co ty, błagam cię... - wydyszałam. No, pomijając te pocałunki, które już były... to można uznać, że tak, nic się nie stało. Ojciec przyglądał mi się przez chwilę.
- Ostatnio naprawdę dziwnie się zachowujesz. Zastanawiam się po prostu czy on nie jest tego powodem. - nie wiedziałam jak rozumieć te słowa. Spojrzałam tylko na niego. - Wiesz, że nie popierałem cię w tym wychodzeniu za mąż za Darka. I nie mam zamiaru namawiać cię do romansów w podrobem Jacksonów. - wtrącił zanim zdążyłam coś powiedzieć. - Ale moim zdaniem to kolejny dowód na to, że i ja i mój wnuk mamy rację. - zmrużyłam lekko oczy.
- To znaczy? - już to nie raz słyszałam.
- Że nie powinnaś dusić się w tym pustym związku! Szczęścia w tym nie znajdziesz nigdy, aby tylko życie sobie zmarnujesz! Żyjesz tylko raz, dziecko. Ty nie pokochasz nigdy tego faceta. - spuściłam głowę. - A teraz ten, przypomina ci męża. Ja nie mówię ci, że masz być całe życie sama. - złapał mnie za rękę. - Ale przez te pięc lat, które siedziałaś z nim mogłaś znaleźć kogoś na kim naprawdę by ci zależało. Nie byłby to Michael Jackson, ale była byś z pewnością o wiele szczęśliwsza niż jesteś teraz.
- Tato, ale on mnie kocha... Co ja mam go tak nagle zostawić? - westchnęłam.
- Trudno. On też nie jest w tym szczęśliwy. Myślisz, że on nie wyczuwa tego? Dla was obu byłoby lepiej gdybyście się rozstali. - sam teraz westchnął. - Powtarzam ci to cały czas od tych pięciu lat a ty nadal swoje. Siedzisz w tym uparcie, a to się nie zmieni.
- Zmieniło się. Zalezy mi na nim. - upierałam się. Ale w głowie pokazał mi się obraz Billego. Dlaczego tak nagle...?
- Nauczyłaś się w to wierzyć, kochanie. Ale z prawdą to nie ma wiele wspólnego.
- Ja nie moge go tak nagle zostawić...
- A co, rozłożysz to na raty? Dziecko! Wóz albo przewóz! Pomyśl o sobie w końcu. Nie uszczęśliwicie się na siłę. Nie ma na to rady. Musisz w końcu to zrozumieć i przestać trwać w zawieszeniu. Za chwilę pokaże się ktoś kto naprawdę będzie coś dla ciebie znaczył, to odrzucisz go bo Darek będzie biedny? Zastanów się.
- Nikt taki się nie pojawi. - mruknęłam. I poczułam się po prostu strasznie. Z jednej strony pojawił się to przeświadczenie, że tak naprawdę po Michaelu już mnie nic dobrego w miłości nie spotka. A z drugiej... pojawił sie ten cały Billy. I coraz bardziej zajmował moje myśli. Odwiedzałam go z radością jakiej dawno nie czułam. To była euforia. Miałam motyle w brzuchu. Dawno się tak nie czułam... Tak po prostu dobrze. Od dawna. On jakby przywracał mi radość życia... Ale tylko kiedy byłam wtedy z nim. Kiedy wracałam do domu do siebie znów ogarniał mnie ten bezsens. Najchętniej wcale bym od niego nie wychodziła. I troche mnie to przerażało.
- Nie opowiadaj głupstw, dziecko. Na czterdziestce życie się nie kończy, uwierz mi.
- Moje skończyło się na już na dwadzieścia trzy. - westchnęłam wstając i łapiąc za swoją do połowy opróżnioną z kawy szklankę. - Zjadł byś coś może?
- Nie, dziękuję. - westchnął. - Jestem przejazdem tak naprawdę. Miałem coś do załatwienia w mieście wiec wpadłem przy okazji. Zobaczyć co u ciebie i młodego.
- No więc jak widzisz, wszystko dobrze. - powiedziałam z fałszywym uśmiechem. Patrzył na mnie jednoznacznym wzrokiem. Znów musiałam spuścić głowę.
- Dziecko. - podszedł do mnie. - Zrobisz co uważasz, ale pamiętaj co ci powiedziałem. - pokiwałam głową na znak, że rozumiem a potem przytuliłam się do niego.
Zawsze miałam w rodzicach ogromne wsparcie. Nigdy nie zostawili mnie z niczym samą. Teraz tata też starał się mi pomóc jak umiał. Ale co z tego, skoro jak nie chciałam mu na to pozwolić?


I have fallen, I will rise - Resurrection.Where stories live. Discover now